Martin Bormann - demiurg upokarzania
Martin Bormann był jednym z najważniejszych dygnitarzy III Rzeszy, choć musiał dzielić się wpływami z innymi pomocnikami Hitlera. Dowiedz się więcej o drodze Josepha Goebbelsa do funkcji ministra propagandy
Ministrów Rzeszy albo gauleiterów, którzy nie doszli do podobnego przekonania albo nie wyciągnęli z niego właściwych wniosków, Bormann zwykle kazał odstawiać na polityczny boczny tor. Do takich poszkodowanych zalicza się w szczególności szef Kancelarii Rzeszy i minister Rzeszy Hans Heinrich Lammers, któremu Bormann niemal całkowicie odciął dostęp do Hitlera. Lammers żalił się 9 kwietnia 1946 r. przed Międzynarodowym Trybunałem Wojskowym w Norymberdze na zasięg kompetencji Bormanna i ich nadużywanie:
Osobiście wielokrotnie doświadczyłem tego, że ja, ten, który wcześniej mógł przynajmniej od czasu do czasu przyjść osobiście złożyć raport, później nie byłem już w stanie tego osiągnąć, lecz musiałem wybierać drogę poprzez Bormanna. Większość moich sprawozdań miała miejsce w obecności Bormanna, i wszystko to, co wcześniej mogło być przedstawione Führerowi drogą bezpośrednią, teraz także w sprawach czysto państwowych musiało iść drogą przez sekretarza Führera, przez Bormanna. (…) Uzyskał on wtedy wielki wpływ, ponieważ wszystkie sprawy z resortów, których nie mogłem załatwić bezpośrednio u Führera, składając mu raport lub przedstawiając do decyzji, musiałem kierować na piśmie przez Bormanna i otrzymywałem od Bormanna informację, że Führer zdecydował tak albo tak. Nie miałem już możliwości osobistego składania raportów, przy których mogłem wstawiać się za zwracającym się do mnie ministrem. A przecież nie chodziło przy tym o moje własne sprawy, były to z reguły zażalenia, protesty i rozbieżności opinii między członkami gabinetu, na temat których nie mogłem już jednak składać osobiście sprawozdania. (…) Gauleiterzy dzięki swojej funkcji mieli naturalnie drogę przez Kancelarię Partii. To była droga służbowa przewidziana dla nich. Ponieważ jednak gauleiterzy w ramach unii personalnej z reguły równocześnie pełnili także funkcję namiestnika Rzeszy ([Reichsstatthalter]) lub naczelnego prezesa ([Oberpräsident]), obydwa te urzędy naturalnie zostały zatarte i wiele spraw zamiast iść przepisaną drogą służbową przez odpowiedzialnego ministra i przeze mnie, było kierowanych przez gauleiterów bezpośrednio do reichsleitera Bormanna.
Bez wątpienia Lammers należał do grupy tych, których spotkało wiele przykrości ze strony Bormanna, ewentualnie dotknęło ich spowodowane przez niego znaczące okrojenie ich kompetencji. Lammers był bowiem w oczach Bormanna, jako szef Kancelarii Rzeszy, kierownikiem instytucji państwowej, a zatem niższego szczebla niż NSDAP, i niemal codziennie odczuwał przykre konsekwencje tej oceny. Do tego doszło jeszcze i to, że ten dawny urzędnik narodowo-konserwatywny w gruncie rzeczy był zdeklarowanym monarchistą. Lammers miał rzekomo wstąpić do NSDAP w 1932 r. tylko dlatego, że przedtem stale był pomijany przy awansach. Z tego powodu współpraca z Bormannem jak równy z równym i tak nie była możliwa.
Wydawało się, że Bormannowi wręcz sprawia przyjemność upokarzanie pozostałych przedstawicieli reżimu, zwłaszcza wtedy, gdy mieli nad nim przewagę intelektualną. Dotyczyło to także Alfreda Rosenberga, „pełnomocnika Führera do spraw nadzoru nad całym duchowym i światopoglądowym szkoleniem i wychowaniem NSDAP” oraz komisarza Rzeszy do spraw okupowanych terytoriów wschodnich.
Bormann nie przepuścił żadnej okazji, by skompromitować Rosenberga i Lammersa. Najwyraźniej sprawiało mu radość i satysfakcję, gdy ci dwaj, formalnie także zajmujący przecież bardzo wysokie pozycje w hierarchii reżimu nazistowskiego, musieli niemalże błagać o umówienie terminu u Hitlera. I triumfująco forsował swoje zdanie, między innymi przy obsadzaniu kluczowych stanowisk. Po tym, jak Lammers wyraził swoje zastrzeżenia wobec nominacji Friedricha Wilhelma Kritzingera i Gerharda Klopfera na sekretarzy stanu w Kancelarii Partii, Bormann zakomunikował mu 21 listopada 1942 r.: „Objaśniłem dzisiaj Führerowi, dlaczego nominacja panów Kritzingera i Klopfera na sekretarzy stanu jest usprawiedliwiona i konieczna. Führer odpowiedział, że się ze mną zgadza, iż obaj panowie mają być natychmiast mianowani sekretarzami stanu”. Lammers, bądź co bądź także minister Rzeszy, zawsze traktował Bormanna z uniżonością. Następująca prośba o umówienie terminu spotkania z Hitlerem pokazuje z jednej strony bezsilność szefa Kancelarii Rzeszy, a z drugiej strony świadczy, że Bormann zastrzegł sobie prawo do tego, by go informowano o wszystkich sprawach, jakie dzieją się w Rzeszy, i do uczestniczenia w nich:
Wielce Szanowny Panie Bormann,
w załączeniu uniżenie przesyłam Panu spis spraw, które chciałbym, aby się stały przedmiotem rozmowy z Panem. (…) Byłoby mi bardzo miło, gdyby udało się Panu sprawić, żeby Führer wygospodarował nieco czasu tego samego dnia, by:
a) przyjął nas obu na około 10 do 15 minut,
b) bezpośrednio po tym przyjął mnie samego na około 20 minut, abym mógł złożyć mu raport, o ile to możliwe najlepiej po południu tego samego dnia.
Tematem proponowanej rozmowy miały być:
• organizacja policji w Saksonii;
• kwota wolna od podatku na Wschodzie ([Ost-Steuerfreibetrag]);
• różnice poglądów między reichsleiterem Rosenbergiem i ministrem Rzeszy dr. Goebbelsem na temat propagandy na okupowanych terytoriach wschodnich;
• autonomia dla Łotwy i Estonii;
• służbowa flaga niemieckiego ministra stanu w Czechach i na Morawach;
• awans naczelnego radcy stanu dr. Brandta (u reichsführera SS) na radcę ministerialnego;
• awans urzędników pracujących powyżej sześciu lat;
• kompetencje w dziedzinie ochrony pracy (różnice poglądów Sauckel/Seldte);
• nadanie tytułów (radcy sanitarnego, radcy sądowego);
• obsada stanowiska prezesa Niemieckiej Akademii (Seyss-Inquart);
• obsada stanowiska burmistrza Wiednia;
• sekretarz stanu Rothenberger (plagiat);
• subwencja na budowę kopalni w okręgu Westfalia Południowa;
• ogólna regulacja systemu dotacji;
• służba pracy w Tyrolu Południowym.
Rozległy wybór tematów, które mogły być omówione wyłącznie przy udziale Bormanna, pokazuje także poniższy program dnia, który sekretarz stanu Kritzinger sporządził na rozmowy z Bormannem nad Wolfgangsee:
• krajowe archiwum zdjęć w Innsbrucku;
• nadanie tytułu profesorskiego dr. med. Fritzowi Heinsiusowi;
• ograniczenie liczby podróży służbowych najwyższych władz Rzeszy (zachowanie namiestnika Rzeszy Greisera);
• złożenie raportu przez führera Służby Pracy Rzeszy u Führera o jego pozycji;
• darowizny w Ministerstwie Propagandy Rzeszy;
• testament szefa sztabu Lutze;
• podwójne mieszkania czołowych osobistości;
• memoriał generalnego gubernatora;
• awans radcy ministerialnego Vogela;
• zastępstwo protektora Rzeszy;
• pobory dyrektora opery Hartmanna i scenografa Sieverta z Bawarskiej Opery Narodowej.
Lammers przyjął do wiadomości polecenia Bormanna i nie przeciwstawiał się. Kancelaria Rzeszy pod kierownictwem swojego słabego szefa była już tylko instrumentem, organem wykonawczym Kancelarii Partii, na przykład przy regulowaniu rachunków za w czasie wojny stale zmieniającą się Główną Kwaterę Hitlera. I tak na życzenie Bormanna Kancelaria Rzeszy musiała finansować Główną Kwaterę Führera. Bormann powiedział Lammersowi podczas jednego z pobytów w Sopocie, że „wydatki na wyżywienie, zakwaterowanie itd. także wojskowej kwatery głównej w zasadzie powinny być ponoszone przeze mnie”. Lammers, odnosząc się do tego, wyraził gotowość, by opłacać te rachunki z jednego z jego kont. Do pisma był dołączony pierwszy rachunek Kancelarii Partii na kwotę 118 505,21 reichsmarki. 10 czerwca 1941 r. Bormann wyliczył powstające koszty za „różne operacje na froncie” na 748 000 reichsmarek. 23 000 marek wydano na akcje eskadry lotniczej, 26 000 marek na berlińską kolumnę samochodową, niemal 15 000 marek na samochody służbowe Obersalzbergu, 313 000 marek na zakup nowych samochodów, 74 000 marek na koszty zakwaterowania w hotelach, spożycie, posiłki w pociągach i inne. Koszty te miały być ponoszone przez Kancelarię Partii, przy czym, jak w znamienny sposób odnotowano w adnotacji z 21 lipca 1943 r., zrezygnowano z „przedkładania i sprawdzania poszczególnych rachunków”. Do tego momentu za dziewięć rachunków pośrednich zostało już zapłacone 3,22 miliona reichsmarek. Samym stenografom i maszynistkom od kwietnia do końca czerwca 1944 r. należało wypłacić 13 002,89 marki poborów oraz 18 750 marek dodatków nadzwyczajnych.
Tekst jest fragmentem książki Volkera Koopa „Bormann. Pierwszy po bestii”:
Lammers – rozluźniony węzeł łączący
Stosunek Bormanna do Lammersa jest wielce wymowny w powiązaniu z samooceną i samoświadomością Bormanna. Jako minister Rzeszy i szef Kancelarii Rzeszy Hans Heinrich Lammers przez długi czas był przekonany, że jego urząd jest przynajmniej równorzędny z urzędem Bormanna. Można zatem wyciągnąć wniosek, że Lammers popełnił niewybaczalny z punktu widzenia Bormanna błąd, gdy zaczął podważać uprzywilejowaną pozycję Kancelarii Partii. Konsekwencje tego musiał ponieść w tym względzie, że Bormann, jak to już zostało opisane, w dużym stopniu ograniczył mu dostęp do Hitlera. Mimo to Lammers został z okazji swoich 65. urodzin obdarowany przez Hitlera sutą darowizną, co w Trzeciej Rzeszy nie było niezwykłym postępowaniem. 17 maja 1944 r. Bormann napisał do Göringa, który był nie tylko marszałkiem Rzeszy, lecz także naczelnym leśnikiem Rzeszy, naczelnym łowczym Rzeszy i najwyższym pełnomocnikiem do spraw ochrony przyrody w państwie nazistowskim, że Hitler początkowo pomyślał o darowiźnie finansowej, później jednak zmienił zdanie, dostosowując się do życzenia Lammersa, i żeby zrobić mu szczególną radość, postanowił podarować mu obecnie zamieszkiwany przez niego, położony w Schorfheide, domek myśliwski wraz z przylegającym do niego zespołem gruntów, należący do fundacji Schorfheide. Zgodnie z tym poleceniem poprosił on Göringa, by odstąpił te grunty, tak by mogły zostać podarowane Lammersowi.
Tego rodzaju darowizna nie była jednak czymś nadzwyczajnym, nie mówiła także zupełnie nic o wpływach Lammersa czy też poziomie sympatii do niego, jak to pokazuje na przykład podobne podarowanie majątku Beberbeck w prowincji Kurhessen Karlowi Weinrichowi, byłemu gauleiterowi Kassel. Darowiźnie tej zdecydowanie sprzeciwiał się Himmler, jednak Bormann z pełnym cynizmem opowiedział się za przyznaniem jej:
Zgadzam się z Twoim poglądem, że osiągnięcia Weinricha same w sobie nie uzasadniają darowizny w postaci majątku rolnego. Bądź co bądź jednak Weinrich był, z powodów, które są Ci znane, od 1927 lub 1928 r. gauleiterem okręgu Kurhessen. Weinrich został wtedy pierwszym w swoim okręgu – zresztą już w 1922 był członkiem partii – i późniejszej redukcji nie dałoby się przeprowadzić bez dalszych wyjaśnień, ponieważ z jednej strony nie można było udokumentować mu żadnych wykroczeń, z drugiej zaś strony Weinrich miał dość zaradnych współpracowników, którzy w dużym stopniu rekompensowali słabość swojego gauleitera. Propozycja, by przekazać Weinrichowi majątek, wyszła ode mnie. Z wymienionych przez Ciebie powodów Weinrich jest, jak tak wielu pozbawionych zatrudnienia ludzi, niezadowolony. Jestem przekonany, że to niezadowolenie mogłoby natychmiast zmienić się w promieniujące zadowolenie, gdyby Weinrich gospodarował w majątku, mógł „wieszać firanki” i zajmować się podobnymi sprawami; pracowałby odtąd chętnie w gospodarstwie domowym.
Szef Kancelarii Rzeszy Lammers dopiero 1 stycznia 1945 r. spytał w wyczerpującym liście do Bormanna o przyczyny jego „wyłączenia”. Na samym początku złożył jednak hołd Hitlerowi:
Według wszelkich przewidywań rok 1945 będzie rokiem decydującym. Przemówienie do narodu niemieckiego, wygłoszone przez Führera na samym początku nowego roku, było wspaniale przepełniające mocą.
Dopiero po tym Lammers przeszedł do sedna sprawy, o której chciał powiedzieć:
Odnoszę wrażenie, że węzeł naszych służbowych i osobistych powiązań od pewnego czasu, ku mojemu osobistemu ubolewaniu, nieco się rozluźnił; nie z powodu mojej winy, lecz z – najwyraźniej niezbyt znaczących – powodów, które nie są mi bliżej znane i których mogę się jedynie domyślać.
Chciałbym wypowiedzieć się otwarcie w tej sprawie, a przy tym odnieść się do trosk ogólnego charakteru, które straszliwie mnie trapią:
W momencie, w którym z całkowicie uzasadnionych powodów 21 października ubiegłego roku rozkazano mi zrezygnować z kwatery polowej przy Głównej Kwaterze Führera, zostałem, że tak powiem, całkowicie „odczepiony” od Führera i jego Kwatery Głównej. Moje ostatnie sprawozdanie u Führera mogłem złożyć ponad trzy miesiące temu, 24 września ubiegłego roku. Chociaż wiem, że Führer, w skutek obarczenia go obowiązkiem bezpośredniego kierowania działaniami wojennymi, przez całe miesiące nie był w stanie znaleźć czasu na moje i nasze wspólne złożenie raportu, uważam jednak za mój obowiązek dążenie do złożenia takiego sprawozdania. Chodzi przecież o sprawy, których załatwienia wymaga ode mnie sam Führer, za których załatwienie w stosownym czasie będę przed nim odpowiedzialny. Staram się zatem – i staram w żadnym razie nie ze względu na moją osobę, lecz wyłącznie ze względu na Führera i ze względu na sprawę.
Dalej Lammers kontynuuje usprawiedliwianie swojego zachowania, ponieważ stało się dla niego „niemożliwym” załatwianie najważniejszych spraw, chociaż mimo to nadal musi ponosić za nie odpowiedzialność. Tłumaczy, że ministrowie i najwyższe władze oraz wszystkie podległe mu urzędy w tej sytuacji zaczną szukać nie zawsze pożądanych i właściwych dróg dojścia do Führera lub będą się zwracać bezpośrednio do niego [tzn. Bormanna]:
Jest bolesne dla mnie, że właśnie w tym czasie, gdy dzieją się najważniejsze sprawy, przy których powinienem współdziałać, bo zostałem do tego powołany przez Führera, sprawy, które należą do podstawowego zakresu moich zadań, ja jestem wyłączony.
Zastanawiające jest, że Lammers i Bormann w swojej korespondencji nagle zaczynają się do siebie zwracać na „ty”, choć dotąd Lammers używał raczej uniżonych formułek grzecznościowych. Bormann miał mu rzekomo stworzyć okazję, by mógł „wstąpić na słówko” do Hitlera, zwłaszcza że miał go wcześniej zapewniać, iż wspólne raporty będą miały uwieńczone sukcesem i zbawienne działanie. Nić została nagle zerwana nie z winy Lammersa:
Podczas Twojego pobytu w Berlinie, który czasami był przerywany, nie podjąłeś ani jednej próby nawiązania kontaktu ze mną, chociaż tego oczekiwałem i musiałem na to czekać. Moje niezliczone próby złapania Cię telefonicznie były daremne. Miałem – potwierdzone przez najróżniejsze okoliczności – wrażenie, że nie chciałeś, bym się do Ciebie dodzwonił, i kazałeś mówić, że jesteś nieobecny. (…) Nie mogłem i nie chciałem wciąż za Tobą biegać. (…) Skąd wzięło się to stałe milczenie z Twojej strony?
Według Lammersa Bormann nie włączył go w prace przy sprawach, które należały do jego kompetencji, na przykład przy dekrecie o założeniu Volkssturmu. Nigdy nie przedstawił sam lub jednostronnie jakiejś sprawy partyjnej Hitlerowi. Raczej omawiał dużo zagadnień z Bormannem, co wprawdzie nie było konieczne, ale według niego wskazane i celowe. Lammers stwierdził, że nie zna przyczyn tej niechęci, o której mówią już także osoby trzecie. Na ten temat musi się jednak wypowiedzieć Bormann – pisemnie lub ustnie.
Zapewne raczej obłudnie Bormann odpowiedział 5 stycznia 1945 r., umieszczając na początku zwrot: „Mój drogi Lammersie”. W liście napisał, że nikt nie ubolewa tak jak on, że Lammers w ostatnim czasie nie przebywa „blisko nas”, w przeciwnym razie można by się rozmówić i „siłą rzeczy wszystkie niepożądane nieporozumienia nie miałyby miejsca”. Przypuszczenie, że podczas swojego pobytu w Berlinie kazał mówić, że go nie ma, według Bormanna było gołosłowne: „Führer krótko po swoim przybyciu udał się na leczenie do pana profesora von Eickena i dlatego nie przyjmował na rozmowy nikogo. Wykorzystałem tę okazję, by po niezdrowym życiu w bunkrze przez kilka dni złapać trochę świeżego powietrza w Meklemburgii. A zatem podczas całego pobytu FHQu byłem tylko sporadycznie w Berlinie”. Tego samego 5 stycznia 1945 r. Bormann wysłał Lammersowi dalekopis. Napisał w nim, że w zwięzły sposób zrelacjonował Hitlerowi troski Lammersa: „Führer zobowiązał mnie, by Cię poinformować, że w jak najkrótszym czasie ma zostać ustalony termin spotkania”. Musi jednak poczekać jeszcze dwa, trzy dni. Lammers wyraził podziękowania 6 stycznia 1945 r. i pisząc do „sekretarza Führera”, użył tym razem zwrotu „Mój drogi Bormannie”:
Będę się zatem nastawiał na spotkanie około niedzieli, 14 tego miesiąca, niezależnie od tego, czy miałoby to być razem z Tobą, czy też miałbym sam przybyć do Głównej Kwatery Führera. Nie będę ze sobą zabierał żadnych referentów, lecz jedynie moich adiutantów, sądzę jednak – już z powodu samego obszernego bagażu akt – że nie będę mógł zrezygnować z ordynansa. Najchętniej zabrałbym także moją sekretarkę, żebym mógł na miejscu i w czasie podróży w tę i z powrotem solidnie popracować. Czy mógłbym zatem wraz z towarzyszącymi mi osobami mieszkać w moim specjalnym wagonie kolejowym, który zostałby gdzieś odstawiony?
Tekst jest fragmentem książki Volkera Koopa „Bormann. Pierwszy po bestii”:
W rzeczywistości jednak czas Lammersa minął. W poniedziałek, 23 kwietnia 1945 r., około 23.30 został aresztowany w swoim mieszkaniu i zatrzymany w „areszcie honorowym” ([Ehrenhaft]). Wyczerpująco opisał okoliczności swojego aresztowania 24 kwietnia 1945 r. w „ściśle tajnej sprawie Rzeszy”. Lammers przypuszczał, że mogło ono mieć związek z wizytą u marszałka Rzeszy Göringa, w której wzięli udział także reichsleiter Bouhler, szef sztabu generalnego Luftwaffe Karl Koller, feldmarszałek Walter von Brauchitsch. Göring powitał go wtedy słowami:
Niech pan posłucha, Lammers, Führer całkowicie się załamał. Uważa wojnę za przegraną. Nie chce opuszczać Berlina, lecz się w nim zamknąć i zginąć lub się samemu zastrzelić. Führer zrezygnował z kierowania państwem. Jest także całkiem możliwe, że nie ma go już wśród żywych. To ostatni moment, by zacząć negocjacje przynajmniej z państwami Zachodu, tak by naród niemiecki, na ile to jeszcze możliwe, uratować przed najgorszym. Führer nie ma już żadnej możliwości pertraktowania. On nie może i nie chce negocjować z wrogiem i powiedział, że „marszałek Rzeszy może to zrobić lepiej ode mnie”. Nadszedł zatem moment, w którym muszę zacząć działać jako jego zastępca i następca.
Wersję tę mieli potwierdzić generałowie Eckhard Christian i Alfred Jodl. Lammers rzekomo wyraził wątpliwości, czy zostały spełnione warunki do ustalenia następstwa lub zastępstwa dla Hitlera, by następnie w usprawiedliwiającym swoją osobę piśmie kontynuować:
Około stycznia 1945 r. rozmawiałem o kwestii zastępstwa i następstwa z reichsleiterem Bormannem. Napomknąłem, że marszałka Rzeszy dotknęła znacząca utrata prestiżu i spytałem Bormanna: „Czy Führer nie zechciałby na nowo uregulować kwestii zastępstwa i następstwa? Czy nie powinniśmy kiedyś poruszyć tego tematu podczas składania raportu?”. Bormann odparł na to: „Gdyby Führer dzisiaj miał po raz pierwszy regulować tę kwestię, to zapewne nie wyznaczyłby marszałka Rzeszy. Raz podjętej decyzji jednak nie zmieni. Dajmy sobie spokój z raportem!”.
Göring drogą radiową dopytywał Führera, czy zostały już spełnione warunki do wejścia w życie stosownych regulacji. Tym samym Lammers poczuł się odciążony, zwłaszcza że także poproszony na konsultację osobisty referent Bormanna, prezes Senatu Hans Müller, powrócił do Kancelarii Rzeszy. On, Lammers, rozmówił się z radcą Gabinetu Rzeszy Fickerem. Doszli wspólnie do wniosku, że udział generała Christiana i poświadczenie generała Jodla nie były wystarczające, aby wprowadzić w życie „dekret o zastępcy”. Pojechał następnie jeszcze raz do Müllera, następnie do Göringa. Bezpośrednio po tym zostało ogłoszone przez radio, że Hitler objął dowództwo nad oddziałami walczącymi o Berlin. Tym samym pytanie o „dekret o zastępcy” stało się bezprzedmiotowe. On nie czuje się w żaden sposób winny i dlatego prosi, „by uchylić aresztowanie, zwłaszcza że spotyka mnie ono podczas choroby, która jest cięższa, niż się na pozór wydaje”.
Jeszcze 25 kwietnia 1945 r. Lammers zapewniał w radiogramie do Hitlera o swojej wierności wobec „Führera”: „Podczas ponaddwunastoletniego okresu sprawowania urzędu dochowałem Panu wierności i także teraz nie uczyniłem niczego, co wymagałoby aresztowania mnie. Bardzo proszę o jak najszybsze wyznaczenie komisarza śledczego i proszę mi dać okazję do obrony. Dowiedzie ona mojej niewinności”. Hitler ewidentnie chciał kazać rozstrzelać Lammersa, jednak wzięcie do niewoli przez oddział wojsk amerykańskich uchroniło go przed śmiercią. W Norymberdze został skazany na karę dwudziestu lat więzienia, ale już w 1951 r. ułaskawiono go.
Nierówne walki o władzę
Istniała, jak już wspomniano, jeszcze jedna kancelaria, „Kancelaria Führera”, która była odpowiedzialna w szczególności za kierowane do Hitlera prośby i podania o łaskę. Jej przełożonym był reichsleiter Philipp Bouhler. Było rzeczą w zasadzie nieuniknioną, że musiało dochodzić do sporów kompetencyjnych, z których zwycięsko mógł wychodzić jedynie Martin Bormann. W 1940 r. doszło do eskalacji konfliktu między Bormannem a Bouhlerem. Bormann wykorzystał wówczas „Dziennik Rozporządzeń Rzeszy” („Reichsverfügungsblatt”), by bez konsultacji dokonać kilku „wyjaśnień” roli poszczególnych urzędów Hitlera. Z tego powodu Bouhler 23 maja 1940 r. skarżył się u Hessa i odniósł się przy tym do tego, że Bormann m.in. przedstawił, co następuje:
2. Co się tyczy stosunków między partią a instytucjami państwowymi, to sam zastępca Führera odpowiada za reprezentowanie partii przed najwyższymi organami państwowymi. Na podstawie § 2. „Ustawy o zapewnieniu jedności partii i państwa” z 1 grudnia 1933 r., zastępca Führera jako jedyny reprezentant partii jest członkiem rządu Rzeszy, by zagwarantować ścisłą współpracę urzędów partyjnych z władzami państwowymi. (…) 17.03.1938 r. Führer „ze szczególnego powodu ponownie wyraźnie zarządził”, że sugestie i propozycje z partii, jej struktur i dołączonych formacji, dotyczące regulacji, które muszą być wprowadzone na drodze ustawodawstwa, mają napływać do właściwych ministrów resortów wyłącznie za pośrednictwem zastępcy Führera.
3. Wraz z dekretem z 10.07.1937 r. o zasadach mianowania urzędników Führer zarządził, że przed decyzją o mianowaniu urzędników przez właściwego ministra konieczne jest zasięgnięcie opinii wyłącznie zastępcy Führera. Dlatego we wszystkich sprawach związanych z nominacjami kompetentny jest także wyłącznie zastępca Führera.
4. Inne urzędy partyjne nie mają żadnego wpływu na wszystkie sprawy, które wchodzą w zakres kompetencji zastępcy Führera. Zostały im natomiast wyznaczone specjalne zadania, które mieszczą się poza tymi ramami.
Bouhler potraktował te „wyjaśnienia” jako atak i podkreślił w rozmowie z Hessem: „Mówię «atak na mnie», ponieważ zapewne nawet dla tylko pobieżnie wtajemniczonych jest zupełnie jasne, że pod stwierdzeniem «pozostałe urzędy Führera» może się kryć – albo sam, albo przede wszystkim – tylko mój dział służby”. Nie ma, kontynuował Bouhler, „najmniejszego zamiaru wdawać się w dyskusję na temat formalnoprawnej pozycji zastępcy Führera z towarzyszem Bormannem”. On nigdy nie podważał uprzywilejowanej pozycji, jaką posiadał Hess jako „zastępca Führera”, jednak z drugiej strony szef sztabu Bormann wykorzystał i wykorzystuje każdą okazję, „by zdobyć kontrolę nad takimi sprawami, które całkiem jednoznacznie należą do mojego zakresu kompetencji”. Zachowanie Bormanna zmusza go, kontynuuje Bouhler, „by teraz także z mojej strony przedsięwziąć konieczne wyjaśnienia i naświetlić podstawowe aspekty” poruszonych przez Bormanna kwestii. Hitler zarządził bowiem „do opracowywania wszystkich spraw partyjnych, które z partii i jej struktur docierają do mnie jako Führera NSDAP”, powołanie Kancelarii Führera NSDAP z siedzibą w Berlinie. Z tego wynika jednoznacznie i bez najmniejszych wątpliwości, że Hitler zdecydowanie wydzielił z zakresu kompetencji swojego zastępcy w partii, a zatem Hessa, pewien obszar spraw partyjnych, który jego zdaniem powinien należeć do jego bezpośrednich kompetencji. W konsekwencji wywody Bormanna są „niedorzeczne i wprowadzające w błąd”. Na siedmiu stronach Bouhler starał się obalić tezy Bormanna, w końcu jednak, jak można się było spodziewać, utracił swoje wpływy.
24 czerwca 1940 r. Bormann pisał do Lammersa, że wyjaśnił Bouhlerowi, iż urząd zastępcy Führera w żadnym razie nie odebrał mu jakichkolwiek zadań, lecz to Bouhler dotychczasowy zakres działania „pojmował zbyt restrykcyjnie”. Bouhler wyjaśnił mu z kolei, że chciałby podjąć się większych zadań w – będących jeszcze w owym czasie wytyczonym celem – niemieckich koloniach i zdać na ten temat raport Hitlerowi. Hess miałby „po wojnie” przedłożyć tę sprawę do decyzji Führerowi.
W rzeczywistości wpływ Bouhlera był zredukowany do „opracowywania tych wszystkich podań, które dotyczyły spraw NSDAP”. Hitler miał rzekomo przykładać dużą wagę do tego, by pochodzące „z kręgów partyjnych” listy, skierowane bezpośrednio do niego, szły przez Kancelarię Führera NSDAP. Niejasność polegała na tym, co należało traktować jako listy „z kręgów partyjnych” – a mianowicie „tylko pisma z urzędów partyjnych, ich struktur i przyłączonych formacji” czy także „podania w sprawach życia codziennego, które zostały adresowane osobiście do Führera, w których nadawca jednoznacznie podaje się za towarzysza partyjnego”. 10 lipca 1942 r. Lammers próbował zdefiniować zakresy kompetencji: „Sprawy NSDAP zasadniczo powinny być przekazywane szefowi Kancelarii Partii”. W przypadku sformułowania „listy z kręgów partyjnych skierowane do Führera” chodzi o podania, „z których wynika, że byłoby właściwe rozpatrzenie wniosku przez partię”.
Jednak: „podania towarzyszy partyjnych i pisma urzędów partyjnych, ich struktur oraz przyłączonych formacji nie powinny być przekazywane do rozpatrzenia Kancelarii Führera NSDAP, jeśli bez wątpienia chodzi o sprawy państwowe lub nie da się stwierdzić, że zachodzi potrzeba rozpatrzenia danego zagadnienia przez partię”.
Także Himmler z wielkim zainteresowaniem śledził rywalizację między Bormannem i Bouhlerem. W notatce dla reichsführera SS, oberführer SS Neuendorf 10 czerwca 1942 r. opisał historię dotychczasowych sporów. Według niej Bouhler interpretował opisany podział zadań jako „swego rodzaju wyeliminowanie”. W obliczu przemożnej pozycji Bormanna szukał dla siebie przyszłości zapewne nie w Berlinie, a raczej w przyszłych niemieckich koloniach. W notatce Neuendorfa można na ten temat przeczytać:
W dobrze poinformowanych kręgach przyjmuje się, że Bouhler nie pozostanie długo gubernatorem Afryki Wschodniej, lecz że po tym, jak poza krajem, w koloniach, zdobędzie praktyczne doświadczenie, zastąpi generała Rittera von Epp na stanowisku ministra do spraw kolonii. Reichsleiter Bormann, który jest zainteresowany tym, by także pozostałe sprawy wciąż załatwiane przez Kancelarię Führera zostały włączone do kompetencji Kancelarii Partii jako jej wydział, wspiera ostatnio Bouhlera, ponieważ uważa, że Bouhler, zająwszy się nowym kolonialnym obszarem działań, straci zainteresowanie swoim dotychczasowym obszarem prac. Nadzwyczaj zainteresowany tym rozwojem wydarzeń jest gauleiter Bohle, który w mianowaniu Bouhlera dostrzega pewne zagrożenie dla prerogatyw AO [Organizacji Zagranicznej NSDAP], odnoszących się do kierowania ludźmi w koloniach. Uważa on za wykluczone, by przy reichsleiterze pełniącym funkcję generalnego gubernatora dało się wprowadzić AO, poniekąd do kontroli orientacji światopoglądowej, swojego landesgruppenleitera. W takiej sytuacji AO, przynajmniej w Afryce Wschodniej, utraciłaby przyznane jej swego czasu prawo do kierowania ludźmi w koloniach.
Po konflikcie z Bormannem kariera partyjna Bouhlera dobiegła końca. Kierowana przez niego Oficjalna Partyjna Komisja Inspekcyjna dla Ochrony Literatury Narodowosocjalistycznej (PPK) w styczniu 1943 r. została podporządkowana Rosenbergowi. Na straszliwą reputację Bouhler zasłużył sobie jednak, nadzorując i wdrażając nazistowski program eutanazji „T4”. Hitler jemu i swojemu osobistemu lekarzowi, dr. Karlowi Brandtowi, 1 września 1939 r. powierzył zadanie „poszerzenia uprawnień wymienionych z nazwiska lekarzy w takim zakresie, żeby w przypadku nieuleczalnie, według wszelkiego prawdopodobieństwa, chorych, przy krytycznej ocenie stanu ich zdrowia można im było zapewnić łaskawą śmierć”. W trakcie trwania programu eutanazji naziści z zimną krwią zabili ponad 70 tysięcy upośledzonych fizycznie lub umysłowo osób.
Tekst jest fragmentem książki Volkera Koopa „Bormann. Pierwszy po bestii”:
Upadek Bohlego
Wspomniana Organizacja Zagraniczna (AO) NSDAP była kierowana przez gauleitera Ernsta Wilhelma Bohle. Jego zastępcą był Alfred Hess, brat „zastępcy Führera” Rudolfa Hessa. Po samowolnym locie Hessa do Szkocji naturalnie zbladła także gwiazda Alfreda Hessa i podobnie spadły notowania Bohlego, który równocześnie był sekretarzem stanu w Ministerstwie Spraw Zagranicznych. Już 9 czerwca 1941 r. minister spraw zagranicznych Joachim von Ribbentrop w rozmowie z Bormannem wyraził pogląd, że Organizacja Zagraniczna w Ministerstwie Spraw Zagranicznych powinna pracować dalej, tak jak dotychczas. Bormann skonsultował to z Hitlerem, który nie zaakceptował proponowanego przeniesienia zadań do przedstawicielstw zagranicznych Ministerstwa Spraw Zagranicznych. Zadania AO mogły być realizowane tylko niezależnie od państwowego aparatu Ministerstwa Spraw Zagranicznych. Hitler wyraził jednak zgodę na to, by zwolnić gauleitera Bohlego z urzędu sekretarza stanu. 20 października 1941 r. Ribbentrop i Lammers odbyli długą rozmowę o przyszłości AO i tym samym gauleitera Bohlego, z której Lammers sporządził notatkę o następującej treści: minister pragnie ponownie oddzielić „Organizację Zagraniczną NSDAP w Ministerstwie Spraw Zagranicznych” od urzędu.
Zawiadomił o tym życzeniu Hitlera, który stwierdził, że się z tym zgadza. Oczywiście Ribbentrop przykłada dużą wagę do tego, żeby „wyłączenie Organizacji Zagranicznej z Ministerstwa Spraw Zagranicznych odbyło się w taki sposób, by to wyłączenie w czasie trwania wojny nie przedostało się do wiadomości opinii publicznej. Należy zrezygnować zatem z publikacji w «Dzienniku ustaw Rzeszy» oraz komunikatu dla prasy”. On, Lammers, zwrócił Ribbentropowi uwagę na fakt, że sekretarz stanu Bohle musi zostać przeniesiony w tymczasowy stan spoczynku lub na definitywną emeryturę, ponieważ AO po jej oddzieleniu od Ministerstwa Spraw Zagranicznych znów stanie się organizacją czysto partyjną, więc na jej czele nie może stać sekretarz stanu. Bormann przykładał dużą wagę do tego, by oddzielenie de facto zostało przeprowadzone tak szybko jak to możliwe, de jure jednak dopiero później. Podczas składania przez niego raportu u Hitlera, ten podkreślił, że w ogóle uważał za błąd sprzęganie Organizacji Zagranicznej NSDAP z Ministerstwem Spraw Zagranicznych. Upierał się przy tym jednak minister spraw zagranicznych Rzeszy.
Doszło do intensywnej wymiany korespondencji na temat pytania, czy i ewentualnie kto powinien wypłacać pobory Bohlemu, przy czym „reichsleiter Bormann nie był zainteresowany tą kwestią”. W dopisku Lammers uzupełnił, że Bohle preferuje raczej rozwiązanie de facto :
Uważa on, że przeniesienie w tymczasowy stan spoczynku z powodów merytorycznych czy osobistych byłoby dla niego nie do zniesienia. O wiele bardziej podobałoby mu się, gdyby urząd sekretarza stanu, który wciąż pełniłby w przypadku przyjęcia rozwiązania de facto, został zabrany z Ministerstwa Spraw Zagranicznych i przeniesiony do Kancelarii Rzeszy. Bohle wskazał też na to, że po przyjęciu rozwiązania de facto byłoby konieczne przedsięwzięcie całego szeregu kroków, o które wnioskował u reichsleitera Bormanna. Odpowiedziałem mu na to, że moim zadaniem jest jedynie odłączenie jego państwowego urzędu od Ministerstwa Spraw Zagranicznych, a wszystkie kroki, które po tym odłączeniu koniecznie należałoby przedsięwziąć w obszarze działania Organizacji Zagranicznej NSDAP, musiałem pozostawić reichsleiterowi Bormannowi. Pytanie, czy Bohle jako sekretarz stanu powinien zostać urlopowany z prawem do uposażenia lub bez niego, było kwestią, która musi być wyjaśniona pomiędzy szefem Kancelarii Partii a Ministerstwem Spraw Zagranicznych.
Upokorzenie Roberta Leya
Nazistowskim funkcjonariuszem, którego Bormann głęboko i nieskrywanie nienawidził, był Robert Ley. Traktował reichsorganisationsleitera NSDAP i szefa Niemieckiego Frontu Pracy (DAF) w niemal upokarzający sposób, a ten nie mógł w żaden sposób się przed tym bronić. Ley, który bądź co bądź otrzymał od Hitlera darowiznę w wysokości jednego miliona reichsmarek, skarżył się na przykład 1 lipca 1941 r. u Bormanna na zarządzanie sprawami personalnymi w partii. Skłoniło go to, by spokojnie przedstawić „towarzyszowi partyjnemu Bormannowi” swoją opinię.
Mam nadzieję, że zdołam przekonać Pana do tego, by wreszcie zbudować rozsądne relacje między Pańskim urzędem personalnym i moim głównym urzędem personalnym. Dołożyłem wszelkich starań, aby wyszukać wszystkie zarządzenia i dyspozycje Führera i dawnego zastępcy Führera, dotyczące tych spraw. (…) Jest zupełnie jasne, że mianowanie i odwoływanie kierowników politycznych po kierowników okręgów w dół (…) może być zadaniem jedynie Führera. Jest jednak wtedy także całkowicie jasne, że opracowywanie propozycji i tym samym akt personalnych wszystkich kierowników politycznych, których mianuje Führer, musi być przeprowadzane w moim głównym urzędzie personalnym.
W swoim piśmie Ley dopominał się o nie więcej i nie mniej niż o to, co zostało zatwierdzone w procedurach. Chodziło mu o to, żeby zostały stworzone jasne relacje i na tym „wiecznie spornym obszarze między Panem a mną w końcu zapanowałby spokój”.
Goebbels zauważył w związku z tym 24 stycznia 1941 r.: „Ley uskarża się bardzo na brak koleżeństwa w partii, zwłaszcza u Bormanna. Za długo stoi w promieniach słońca Führera i jest przez to nieco wysuszony”.
Do tego można dodać jeszcze, że Ley był znany jako „naczelny pijak Rzeszy” i nie cieszył się wielkim autorytetem, nawet jeśli powołał do życia na przykład „szkoły Adolfa Hitlera”. Szkół tych dotyczyła między innymi rozmowa, jaką prowadził z nim Bormann 1 października 1943 r. Ley forsował przy tej okazji ideę zakładania „szkół dla dziewcząt Adolfa Hitlera” i natrafił na opór Bormanna. Kierownictwo Młodzieży Rzeszy (RJF) NSDAP i bez tego złożyło już taką propozycję i Hitler zdecydował, by na początek otworzyć tylko jedną jedyną „szkołę próbną”. Jest konieczne, jak zapisał Bormann w notatce, by do sprawy tej podejść „inicjatywnie”. Gdyby w dotychczasowy sposób koncypować dalej, pewnego dnia w każdym okręgu mielibyśmy „szkołę dla dziewcząt Adolfa Hitlera”, ale żadnych państwowych szkół dla dziewcząt. Wokół tak zwanych Narodowopolitycznych Zakładów Wychowawczych ([Nazionalpolitische Erziehungsanstalten] – NPEA, zwane także Napola) w tym okresie toczył się już wieloletni konflikt. Hitler chciał zamknąć dziewczętom dostęp do tych instytucji wychowawczych i stworzyć dla nich szkoły z internatami, które miałyby podlegać inspektorowi tych nazistowskich kuźni kadr, generałowi SS Augustowi Heissmeyerowi.
We wspomnianej wyżej rozmowie Ley domagał się także reformy cmentarzy. On [Ley] na przykład pochował swoją żonę w ogrodzie, gdzie mogła być codziennie odwiedzana przez dzieci, relacjonował Bormann. Poza tym Ley zaproponował, by w dziedzicznych majątkach zakładać prywatne cmentarze rodowe. Bormann wprawdzie na to się nie zgodził, przystał jednak, żeby zobowiązać gminy, aby „dla poszczególnych rodów zarezerwowały pod dostatkiem miejsca, by można było zerwać z dotychczasowym, czysto kapitalistycznym kupowaniem grobów rodzinnych”. Na groby rodzinne mogły sobie bowiem pozwolić tylko bogate rodziny, a taka regulacja jest oczywiście „zupełnie nie do pogodzenia z poglądami narodowosocjalistycznymi”. Ponadto Ley chciał pozyskać poparcie Bormanna dla swojego projektu „promowania uzdolnionych”, spotkał się jednak z odpowiedzią, że „dyskusja na ten temat jest bezcelowa”. Niezadowalająco zakończyła się także próba włączenia urzędów do spraw mieszkalnictwa ([Heimstättenämter]) DAF w struktury politycznej organizacji NSDAP, co zwiększyłoby jego wpływy. Bormann uważał, że Ley z pewnością byłby innego zdania, „gdyby np. był panem Speerem lub innym komisarzem Rzeszy do spraw mieszkaniowych”. Według Bormanna wynikało z tego jednoznacznie, że Ley życzył sobie włączenia urzędów do spraw mieszkalnictwa we właściwy aparat partyjny wyłącznie dlatego, że sam chciałby zostać komisarzem Rzeszy do spraw mieszkaniowych. Gdyby kiedyś w przyszłości pojawił się inny komisarz Rzeszy do spraw mieszkaniowych, cała konstrukcja natychmiast by się zawaliła.
Rzeczywistą pozycję Leya zdradza następujący protokół z rozmowy odbytej 23 sierpnia 1943 r., w której Ley prosił Bormanna m.in. o umówienie terminu rozmowy u Hitlera. To wzorcowy dla Bormanna przykład postępowania z osobami, którymi pogardzał:
Dr Ley: Słyszałem, że Giesler w czwartek ma składać raport Führerowi, chętnie wziąłbym w tym udział, by przy okazji przedstawić moje sprawozdania i propozycje.
Reichsleiter: Termin musi być przesunięty.
Dr Ley: Na kiedy, proszę o to, bym także mógł się wtedy pojawić; czy nie udałoby się ustalić terminu na koniec tygodnia?
Reichsleiter: Nie mogę teraz panu jeszcze niczego powiedzieć.
Dr Ley: Mam już wszystko od dawna gotowe i naprawdę bardzo chętnie złożyłbym raport Führerowi.
Reichsleiter: Führer kilka dni temu ponownie, po wielokroć i jednoznacznie stwierdził, że nie życzy sobie składania propozycji jakichkolwiek zarządzeń, które nie zostały skonsultowane z innymi; przywiązuje zatem olbrzymią wagę do tego, by każdy dekret na wczesnym etapie został rzeczywiście dokładnie uzgodniony.
Dr Ley: A dekret, który chciał pan przedłożyć, od [Richarda] Gölza, czy on został przedłożony?
Reichsleiter: Nie, nie zgadzam się z projektem Gölza.
Dr Ley: A zatem jak on, pana zdaniem, powinien wyglądać?
Reichsleiter: Oficjalnie wcale go panu nie przekazałem. Moim zdaniem trzeba będzie pozostać przy projekcie w takiej formie, w jakiej przekazał go pan Speer.
Dr Ley: No tak, jasne, uważam jednak, że źle mnie pan zrozumiał. Nie mój pierwszy projekt, lecz chodzi przecież o ten drugi, od Speera, który został uzgodniony ze Speerem. Myślę właśnie o tym.
Reichsleiter: Co się tyczy drugiego projektu, Speera, niezwłocznie przekażę panu moją opinię.
Dr Ley: Tak, właśnie o tym myślałem. A, i jeszcze jedno, mój artykuł nie ukazał się teraz, w tym tygodniu. Czyżby wydał pan jakieś polecenie w tej sprawie?
Reichsleiter: Nie, nic mi o tym nie wiadomo.
Dr Ley: Tak, a więc nie doszło do sytuacji, że mój artykuł wzbudził niezadowolenie najwyższych władz?
Reichsleiter: Nic o tym nie słyszałem, naturalnie nie mogę jednak stwierdzić, czy dr Dietrich coś postanowił.
Dr Ley: Nie, nie, już słyszałem, to stało się ogólnie wiadome, tylko w tym tygodniu artykuł się nie ukazał.
(…)
Dr Ley: A poza tym jaka jest sytuacja?
Reichsleiter: Himmler został ministrem spraw wewnętrznych.
Dr Ley: Tak, Bogu dzięki, a co jest z Daluege?
Reichsleiter: Daluege jest chory.
Dr Ley: No tak, nic na ten temat jeszcze do mnie nie dotarło.
Reichsleiter: Tak, on jest ciężko chory. Prosił o urlop na dwa lata i wyrażono na to zgodę.
Dr Ley: A jaka jest obecnie sytuacja militarna?
Reichsleiter: Rozwija się zgodnie z planem, na Wschodzie wszędzie się pali, ale sprawy mają się dobrze.
Dr Ley: A zatem chciałem jedynie bardzo prosić o to, by jak tylko będzie możliwe spotkanie, żeby zarezerwować termin.
Ley nie był w stanie zbuntować się przeciwko Bormannowi ani poważyć się na to, by go otwarcie zwalczać. Uważał jednak, że znalazł inny sposób, żeby się na nim zemścić: oczerniał u Hitlera gauleiterów, którzy podlegali przecież szefowi Kancelarii Partii, i był przekonany, że w ten sposób trafia w Bormanna.
W listopadzie 1944 r., po tym jak odwiedził głównodowodzącego grupy wojsk na Zachodzie i tamtejszych gauleiterów, Ley wysłał Führerowi raport: „Gauleiter dr Meyer nie zrobił na mnie równie korzystnego wrażenia jak dotychczas”. Według raportu Ley odniósł wrażenie, że Meyer skłania się ku temu, by zrezygnować z Ruhry albo przynajmniej z lewego brzegu Renu. Ley miał dać mu wyraźnie do zrozumienia, że tutaj nie ma miejsca na najmniejsze wątpliwości i że zgodnie z rozkazem Führera „każda piędź ziemi i każdy dom, każda wieś i każde miasto mają być bronione do ostatniej kropli krwi”.
Z raportu wynikało także, że gauleiter Josef Grohé znów dał się na czymś złapać. On, Ley, omówił z nim jego słabości i poradził mu, by odciął się od niektórych ze swoich ludzi i przede wszystkim znalazł sobie nowego zastępcę. Grohé przyznał mu rację i tym samym okręg Kolonia-Akwizgran znów osiągnął właściwe tempo. Według raportu gauleiter Gustav Simon z Trewiru przez osobiste ataki został wystawiony na największe obciążenia, dlatego sprawiał wrażenie zmęczonego, zmordowanego. Z kolei gauleiter Robert Wagner miał otworzyć swoją kwaterę w Oberkirch koło Offenburga. Ley zauważył, że to niepojęte, „z jaką beztroską kierownictwo, i to przede wszystkim partyjne, zachowywało się w obliczu sytuacji” i tym samym ułatwiło wrogom zajęcie Strasburga nieoczekiwanym atakiem: „Odniosłem nieodparte wrażenie, że gauleiter Wagner przegapił swoją wielką szansę, by choć raz udowodnić, że także przywódca polityczny może bronić i utrzymać miasto oraz region”. Zadziwiające, w jaki sposób Ley uzurpował sobie prawo do osądzania gauleiterów i tym samym do ingerowania w ich los.