W.S. O’Brien w Polsce i na Litwie. Kraków–Wilno, maj–czerwiec 1863 (cz. 3)
Zobacz pierwszą i drugą część artykułu.
Po powrocie do Dublina O’Brien zaangażował się w działalność propolską. Była już mowa o jego wydanym drukiem publicznym wykładzie; w gazetach irlandzkich z epoki znaleźć można napisane przez niego listy na temat sprawy polskiej i powstania oraz sprawozdania z obrad The Polish Comittee of Ireland, w których aktywnie uczestniczył. W ostatnim ze wspomnianych listów, opublikowanym we „Freeman’s Journal” 11 listopada 1863 roku, pisał: „Polacy zostali zdradziecko oszukani przez dyplomację trzech potęg, które twierdziły, że zajmują się ochroną polskich interesów. Polacy zostali zwabieni na własną zgubę, a potem porzuceni przez tych, którzy podjęli się walczyć za ich sprawę”.
W grudniu, nieco już zniechęcony przebiegiem wydarzeń, ale także pod wpływem osobistych problemów, pisał O’Brien, że powiedział już wszystko, opublikował listów pięć lub sześć i nie widzi potrzeby podjęcia się następnego wykładu o Polsce, na jaki go namawiano w mieście Limerick. Ostatni ślad jego zaangażowania w sprawę Polską, jaki udało się mi odnaleźć, to list z lutego 1863 roku dotyczący planowanej w Dublinie loterii na rzecz Polaków oraz korespondujący z tymże artykuł we „Freeman’s Journal” z 20 lutego 1864 roku traktujący między innymi o przekazaniu przez O’Briena kolejnych pieniędzy dla Polaków, a zebranych przez Patriotic Irish Society of Liverpool. 31 marca 1864 roku N. Żaba pisał do ks. Czartoryskiego ofiarowaniu kolejnych 50 funtów, być może ze wspomnianej loterii lub benefisu na rzecz sprawy polskiej. Z tych czy innych powodów, wyrażał wdzięczność za ten dar wyłącznie burmistrzowi elektowi Dublina, P.P. McSwineyowi.
Już w pierwszych miesiącach 1864 roku zdrowie O’Briena zaczęło podupadać; wyjechał z Irlandii i zamieszkał czasowo w Walii, w Bangor. Zmarł w czerwcu 1864 roku, prawdopodobnie na serce. Ciało jego sprowadzono do Irlandii, gdzie odradzająca się frakcja patriotyczna zorganizowała mu królewskie przyjęcie; kondukt żałobny w hrabstwie Limerick liczył podobno kilka tysięcy osób i ciągnął się przez 5 mil. W 1870 roku na głównej ulicy Dublina odsłonięto pomnik O’Briena zbudowany ze składek Irlandczyków z kraju i emigracji (ponoć także i z Polski). Wystawne ceremonie stały w wyraźnej opozycji do skromnego trybu życia starego arystokraty, który do końca pozostał sobą i dochował wierności własnym specyficznym poglądom. Doznawał z ich powodu ostracyzmu we własnym środowisku, lecz także nigdy nie przeszedł do obozu rewolucyjnych Fenian, choć miewał z nimi kontakty, bo ich przywódcy byli jego byłymi podkomendnymi.
Domniemane ślady recepcji wizyty w Polsce
Poszukując recepcji wizyty O’Briena w Polsce, natrafiłam na dwie publikacje, które wprawdzie nie były relacjami z jego wizyty, lecz zwracały uwagę jako dowody niewytłumaczalnej sympatii polskich autorów dla weterana polityki irlandzkiej. Ze względu na ostrą cenzurę panującą w tym okresie, nie tylko w zaborze rosyjskim, nie można się dziwić, że nie omawiają one wizyty Irlandczyka w Polsce.
Pierwszą z tych publikacji jest dość dokładny biogram O’Briena w Encyklopedii Orgelbranda wydanej w Warszawie w 1865 roku. Wcześniejsze i późniejsze wydania zawierają błędy. Ktoś musiał się zatroszczyć o szczegółowość i weryfikację faktów, być może kierując się uznaniem dla działalności Irlandczyka na rzecz Polaków. W późniejszych latach jego historia została zapewne zapomniana, tym bardziej, że nie wolno było pisać o tym, co naprawdę interesowało go w Warszawie.
Drugi ślad to artykuł prasowy z zaboru pruskiego (gdzie Irlandczyk nie przebywał, bo nie możemy tu liczyć jego bytności w Berlinie i Królewcu). O’Brien, mimo swoich przemówień parlamentarnych, artykułów w gazetach i broszurek, nie zdołał uczynić dla Polski nic takiego, co wyróżniałoby go zdecydowanie na tle innych irlandzkich i brytyjskich polityków o orientacji propolskiej. Nie miał też takiej międzynarodowej sławy jak Daniel O’Connell, a w roku 1863 był już tylko osobą prywatną. Dlaczego zatem już osiem dni po jego śmierci, 26 czerwca 1864 roku, „Dziennik Poznański” opublikował nekrolog zajmujący około jednej trzeciej pierwszej strony gazety? Nie udało mi się jednoznacznie wyjaśnić tej zagadki (zgodnie z panującymi wówczas zwyczajami artykuł jest niepodpisany) ale pragnę tu zaprezentować własną hipotezę.
Podczas gdy O’Brien przebywał w Krakowie w maju 1863 roku, mieszkał tam również czasowo, nie mogąc przy tym opuszczać miasta i jego okolic, jeden z najbardziej znanych redaktorów „Dziennika Poznańskiego”, Władysław Bentkowski (1817–1887). Nie bardzo miał się wtedy czym zajmować i był to dla niego trudny okres, gdyż jego udział w powstaniu styczniowym u boku Langiewicza zakończył się osadzeniem w więzieniu w Krakowie, z którego jednak zwolniono go warunkowo dzięki poręczeniu miejscowych przyjaciół – okres względnej wolności trwał od połowy kwietnia prawdopodobnie do końca lipca 1863 roku. Do warunków zwolnienia należało niepodejmowanie nielegalnej działalności oraz unikanie osób podejrzanych, czego przestrzegał, aby nie narażać poręczycieli. O’Brien nie przebywał jednak w Krakowie nielegalnie i nie był wrogiem Austrii, Rosji ani Prus. Ponieważ nic w ogóle nie wiemy o krakowskich opiekunach i przewodnikach O’Briena, możemy tylko spekulować na ten temat. Sam Irlandczyk pisał, że spotkał w Polsce bardzo wiele osób, z którymi prowadził ciekawe rozmowy, nie może jednak ich narażać poprzez ujawnienie nazwisk.
Bentkowski wydaje się dobrym kandydatem na jednego z tych rozmówców irlandzkiego gościa z kilku powodów. Jego dobra znajomość angielskiego nie jest tu najważniejsza (podróżnik znał kilka innych języków zachodnich), Bentkowski był jednak tłumaczem Historii Politycznej Anglii Mcauleya, co w kontaktach z politykami wyspiarskimi dawało mu zapewne przewagę erudycyjną nad większością Polaków. Był również weteranem Wiosny Ludów, walczył pod Temeszwarem z generałem Bemem, co na O’Brienie mogło zrobić jak najlepsze wrażenie. W latach 1850–1851 wydawał dziennik „Goniec Polski”, który prawie w całości sam redagował, pisząc większość artykułów. W tym czasie „Goniec” zamieścił kilka wzmianek na temat O’Briena, przebywającego wówczas na zesłaniu w Australii; czynił przy tym niebezpieczne porównania z sytuacją Polaków w więzieniach pruskich. Ukazał się tam także prawdopodobnie pierwodruk fragmentu dramatu o przyjaźni irlandzko-polskiej Dziewice Erinu Gustawa Olizarowskiego (sztuka wyszła drukiem w całości znacznie później). Trudno się dziwić, że uczestnik powstania węgierskiego będący również znawcą historii Wielkiej Brytanii popierał walkę Irlandii o wolność i znał nazwiska jej uczestników. W tym samym czasie konserwatywny „Przegląd Poznański” piórem zapewne S.E. Koźmiana gloryfikował pacyfistę Daniela O’Connella, przy okazji krytykując O’Briena i jego postawę „rewolucyjną”.
Byłoby chyba dziwne, gdyby Bentkowski nie spotkał w Krakowie O’Briena lub przynajmniej nie słyszał o jego wizycie. Jeśli jednak doszło do spotkania i rozmów dwóch weteranów 1848 roku, nie mogło być o tym mowy w zapiskach O’Briena z dwóch powodów. Po pierwsze, o czym była już kilkakrotnie mowa, autor nie chciał narażać Polaka, o którego położeniu, jeśli się spotkali, musiał wiedzieć. Bentkowski istotnie wrócił później do więzienia i spędził tam trochę czasu, potem zaś czekał go jeszcze wyrok w Prusach. Nie byłoby dla niego dobre, gdyby eksponowano go jako osobę informującą o powstaniu. Po drugie, sam O’Brien narzucał sobie autocenzurę w zapiskach, które chciał wydrukować – nie wspominał nigdy o własnej przeszłości, o 1848 roku, więzieniu, zesłaniu i tak dalej, a gdyby miał opisać szczerą rozmowę z Bentkowskim, musiałby do tego nawiązać. Do przesłanek skłaniających mnie ku hipotezie o spotkaniu tych dwóch postaci, dodam jeszcze zainteresowanie O’Briena sprawą Giebułtowa i najazdu Rosjan na château pana Bielskiego. Sprawa ta jest bardzo szczegółowo opisana w pamiętniku Bentkowskiego z 1863 roku, ponieważ przebywał wówczas przy granicy Galicji u boku Langiewicza i był bardzo blisko tych wydarzeń, częściowo w nich nawet uczestniczył, mógł zatem zwrócić uwagę irlandzkiego gościa na te wypadki.
Jedynym argumentem przeciwko autorstwu (lub tłumaczeniu) artykułu na temat O’Briena przez Bentkowskiego jest jego niepewne i trudne położenie osobiste w tamtym okresie. W czerwcu 1864 roku przebywał on w Dreźnie i brakuje nam źródeł, aby stwierdzić jednoznacznie, czy wysyłał stamtąd czasem materiały do „Dziennika Poznańskiego”, z którym nie był już wówczas blisko związany, ponieważ z początkiem czerwca 1864 roku pismo z rąk zaprzyjaźnionego z Bentkowskim Cegielskiego przejął Ludwik Merzbach. Źródła mówią o kłopotach redakcji w tamtym okresie, o braku rąk do pracy, ponieważ kilku redaktorów prześladowała policja, a inne osoby wyjechały. Tym bardziej jednak wydaje się prawdopodobne wydrukowanie w czasopiśmie takich materiałów, które w innych okolicznościach mogłyby być kontrowersyjne lub nie dość ważne dla czytelnika polskiego (za to istotne dla któregoś z redaktorów).
Innym aspektem sprawy jest autorstwo artykułu, nawet jeśli przesłał go Bentkowski. Jest zrozumiałe, dlaczego w nekrologu nie ma mowy o propolskiej działalności zmarłego (obawa przed represjami pruskimi), ale zastanawia erudycja autora w temacie historii irlandzkiej walki o niepodległość. Pisał on emocjonalnie, jakby znał zmarłego osobiście, a sprawa irlandzka mocno go obchodziła; idealizował też działalność powstańczą O’Briena, pisząc że był w 1848 roku o krok od godności pierwszego prezydenta „Rzeczypospolitej Irlandzkiej” (o jego braku kompetencji militarnych nie ma mowy). Ton tego rodzaju wydaje się odpowiadać radykalnym gazetom irlandzkim, a jeszcze bardziej być może irlandzko-amerykańskim. W roku 1864 świat był już na tyle mały, że można było w Niemczech zdobyć prasę z Ameryki lub Irlandii.
Moja hipoteza zakłada zatem zarówno spotkanie obu postaci, jak i spowodowanie przez Bentkowskiego zamieszczenia w „Dzienniku Poznańskim” nekrologu Irlandczyka, być może przetłumaczonego i przerobionego z obcego źródła. Gdyby podczas II wojny światowej nie zostało zniszczone prywatne archiwum Cegielskich, być może hipotezę tę można by potwierdzić bądź jej zaprzeczyć, ponieważ zawierało ono liczne listy Bentkowskiego (z których tylko część zachowała się w odpisach), a także wykaz jego artykułów.
Stosunek W. S. O’Briena do Polaków i powstania
W dzienniku O’Briena znajdujemy dość ciekawe wyznanie autora na temat jego stosunku do Polaków. Okazuje się, że choć zawsze był sympatykiem polskiej walki o niepodległość, wcale nie towarzyszyła temu sympatia dla naszych rodaków. „Przed moją obecną wizytą w Polsce zawarłem znajomość z niewieloma tylko Polakami – pisał – i przyznam, że hołdowałem raczej uprzedzeniom na temat Polaków niż faworyzowałem ich”. Dalej jednak czytamy, iż „dzięki moim konwersacjom z Polakami te uprzedzenia zastąpił podziw, a współczucie, jakie żywiłem na podstawie moich przekonań politycznych, zostało potwierdzone i powiększone dzięki osobistym uczuciom”. Trudno dociec, jakie to uprzedzenia (i czym spowodowane) żywił niegdyś wobec Polaków O’Brien, który jak o tym była mowa wcześniej, starał się unikać angielskiego sposobu myślenia i przesądów. Jedyny Polak, o którym wiemy, że łączyła go kiedyś znajomość z naszym bohaterem, to Edward Kierzkowski – poseł do zgromadzenia Kanady, który opisywał O’Brienowi uroki ziemi kanadyjskiej (z tego co wiemy o tym epizodzie z listu Irlandczyka, wizyta przebiegała dobrze).
Być może w okresie działalności parlamentarnej w Londynie O’Brien miał jakieś negatywne doświadczenia z polskimi emigrantami, których wielu zbliżyło się do Irlandczyków. Można też wysunąć hipotezę, że uprzedzenia jego mogły być „odziedziczone” lub wysnute z lektur. Generalnie Polacy cieszyli się w 1 połowie XIX wieku sympatią intelektualistów brytyjskich, w tym szkockich i irlandzkich, choć można było znaleźć środowiska protestanckie, które nie lubiły nas po prostu jako katolików. Zważywszy na to, że matka O’Briena była bardzo gorliwą ewangeliczką próbującą nawracać chłopskich dzierżawców na swoją wiarę reformowaną, być może tu właśnie leżało źródło wspomnianych uprzedzeń.
Długa podróż koleją przez kraj ogarnięty powstaniem mogła obfitować w niespodzianki. Choć O’Brien się ich spodziewał, nie doczekał się widoku uzbrojonych powstańców ani strzałów i innych odgłosów walki. Zdawał sobie sprawę, że pozbawia to jego narrację dramatyzmu, co przyznawał w końcowym fragmencie pamiętnika z pobytu w Cesarstwie Rosyjskim. Pisząc o partyzanckich walkach i siłach powstańczych, starał się brzmieć jak znawca takowych. Pisał na przykład, chwaląc działania Polaków, że choć Rosjanie mieli regularną armię, mogli czuć się oblężeni, ponieważ oddział poniżej 100 ludzi nie czuł się bezpiecznie poza murami miast, albo że rozdrobnienie oddziałów polskich sprzyjało rozwiązaniu kłopotów z aprowizacją.
Wiedza Irlandczyka pochodziła zapewne z lektur i dyskusji, nie miał on jednak doświadczenia polowego. Być może zależało mu, by mógł wydać się swoim czytelnikom kompetentny, bo działał tu pewien kompleks z przeszłości. Po wypadkach z 1848 roku wśród wielu niesłusznych oskarżeń, jakie spadły na przywódcę Młodej Irlandii, był jeden na pewno prawdziwy zarzut: O’Brien nie znał się na prowadzeniu wojny i nie posiadał naturalnego talentu wojskowego. Będąc idealistą pragnącym przede wszystkim szczęścia całego ludu, działał tak, jakby zależało mu przede wszystkim na tym, aby wszystko odbyło się zgodnie ze szlachetnymi zasadami. Dzięki tej postawie ocaleli cywile, ale żołnierze powstania, czy raczej amatorzy pragnący nimi zostać, bardzo szybko zaprzepaścili szansę na dłuższą wojnę (inna sprawa, czy była jakakolwiek szansa na wygraną).
Powracając do pamiętnika oraz wygłoszonego przez irlandzkiego podróżnika wykładu o Polsce, liczby i prognozy, jakimi operował, były nader optymistyczne – zdaje się, że uwierzył, iż Polska jest w stanie wygrać tę walkę dzięki olbrzymim lasom i dobrej taktyce partyzanckiej. Co więcej, jego opinie i postulaty, choć pozbawione możliwości praktyczniej realizacji, wskazywały na radykalizację poglądów. Słuchając relacji Polaków na temat asymetrii w sposobie traktowania jeńców wojennych po obu stronach, doszedł do wniosku, że tym razem to oni popełniają błąd, dbając o rannych wrogów jak o swoich. Wojna przybrała już charakter eksterminacji, zatem nie można było, jego zdaniem, kierować się zbytnimi skrupułami. Sugerował, że gdyby był przywódcą powstańczym: „za każdego rannego Polaka zamordowanego z zimną krwią jeden rosyjski oficer zginąłby z moich rąk jak pies”. Trudno powiedzieć, dlaczego w wykładzie wydanym drukiem zdanie to zostało zmodyfikowane następująco: „prezydent Davis, który jest obecnie przywódcą Konfederatów w Ameryce, powinien powstrzymać ich dawno temu, wieszając jednego rosyjskiego oficera w rewanżu za każdego Polaka straconego przez Rosjan z zimną krwią”. Należy tu wspomnieć, że O’Brien nie był zwolennikiem Południa Stanów Zjednoczonych, starał się w ogóle nie opowiadać po żadnej ze stron – prezydent Konfederatów pojawił się tu zapewne przypadkowo, jako osoba która przypadkowo ma pod swoją jurysdykcją jeńców rosyjskich.
R. Davis, który w swojej biografii O’Briena postawił tezę, iż pod koniec życia stał się on pacyfistą afirmującym węgierską, czyli pokojową drogę walki o prawa polityczne, wydaje się iść zbyt daleko w swej interpretacji. O’Brien podziwiał Węgrów i kibicował ich poczynaniom politycznym w tamtym okresie, czując do nich zrozumiałą sympatię jako do narodu, który zapisał się na kartach historii 1848 roku wyraźniej niż Irlandia. Jednakże jego podziw dla metod parlamentarnych nie kolidował z estymą dla Polaków walczących w tym samym czasie z caratem. Davis nazwał O’Briena „rewolucyjnym imperialistą”, mając na myśli specyficzne połączenie arystokratycznego konserwatyzmu ukształtowanego w elitarnych szkołach brytyjskich i demokratycznego nacjonalizmu irlandzkiego będącego świadomym wyborem dorosłego polityka. Wydaje się, że prawdziwe poglądy O’Briena były poza kategoriami takimi jak militaryzm i pacyfizm, albo raczej kategorie te były dla niego podrzędne wobec jednej idei. Dość proste i prawdopodobne jest, że miał on na uwadze przede wszystkim interes Irlandii i jej dobro: gotów był zaakceptować zarówno drogę pokojową, jak militarną, pod warunkiem przekonania, że takowa może doprowadzić do sukcesu. O innych krajach, których los przypominał mu Irlandię, myślał analogicznie, można by zatem nazwać bohatera tego artykułu pragmatycznym idealistą.
Czytając listy O’Briena do redakcji czasopism, w których wypowiadał się na tematy polityczne, dojść można do wniosku, że był on też moralistą politycznym o dużych zasobach rzadkiej wśród polityków empatii. Wielu nacjonalistów irlandzkich kierowało się mniej lub bardziej wyraźnie sformułowaną zasadą podobną do tej, którą Roman Dmowski miał później nazwać egoizmem politycznym. Jeśli zatem opowiadali się za sprawą polską, to tylko wtedy, gdy mogło to przynieść korzyść sprawie irlandzkiej (nie mamy prawa ich tu osądzać, ponieważ Polakom również zdarzało się postępować podobnie).
Śledząc pisma wielu Irlandczyków, można obserwować fluktuacje ich sympatii do Polski oraz Rosji lub Niemiec, które zależały od tego, kto był w danym momencie wrogiem Wielkiej Brytanii. Zdarzało się oczywiście, że w tym pragmatyzmie nie wytrwali i współczucie dla Polaków oraz poczucie solidarności z innymi narodami uciskanymi brało górę nad koniunkturalizmem. Pewne znaczenie miewała też religia katolicka, która łączyła większość Polaków i Irlandczyków.
Jednakże O’Brien był od początku indywidualistą – był protestantem, w zakresie poglądów społecznych umiarkowanie konserwatywny, ale był też zwolennikiem walki zbrojnej, którego idealizm w roku 1848 roku zaprzepaścił prawdopodobnie szansę na przedłużenie powstania zbrojnego. Wiosną 1846 roku, gdy przemawiał w parlamencie na temat aneksji Krakowa, piętnował Święte Przymierze, jednocześnie przypominając o pogwałconej wolności Irlandii, naprawdę uważał obydwie sprawy za równie ważne, obydwa zabory za równie niegodziwe. W 1863 roku jego nieustępliwa postawa spowodowała rozdźwięk między nim, a niektórymi z jego przyjaciół, którzy uważali, że nie należy zbytnio krytykować Rosji znajdującej się w świeżym konflikcie z Anglią. O’Brien miał jak zwykle własne zdanie. Wydaje się, że w kraju, który tak bardzo cenił sobie zawsze sojuszników wśród innych narodów, jak nasz, Irlandczyk powinien być postacią lepiej znaną.
Zagadka innego O’Briena
Aparat bezpieczeństwa Rosji, mający doświadczenie w działaniach dezinformacyjnych, mógł zareagować na podróż i publikacje O’Briena wyjątkowo perfidnym zagraniem propagandowym skierowanym nie tyle przeciw nieżyjącemu już wówczas arystokracie, co przeciw Polakom. W 1864 roku w Londynie wydano prorosyjską książkę niejakiego Augustina P. O’Briena (według własnej deklaracji był Anglikiem) zatytułowaną: Petersburg and Warsaw: Scenes witnessed in Poland and Russia in 1863–1864. Nie udało się znaleźć wzmianki o owym tajemniczym angielskim O’Brienie w katalogach online, w zdigitalizowanych przez British Library czasopismach brytyjskich ani w słownikach biograficznych Oxford Dictionary of National Biography oraz Dictionary of Irish Biography (odpowiednik PSB). Stefan Kieniewicz znalazł w British Library listy podpisane jego nazwiskiem listy, pochodziły jednak wyłącznie z okresu powstania styczniowego i nie wyjaśniały jego motywów i nie mówiły nic na temat jego miejsca pracy czy biografii.
S. Kieniewicz wskazywał na „brytyjskie koła handlowe, przeciwne wojnie”, jako niechętne Polakom, jednakże w takim razie nie jest jasne, dlaczego książka nie była recenzowana i polecana w konserwatywnej prasie brytyjskiej. Anglo-irlandzka tożsamość A.P. O’Briena. liberalnego dziennikarza brytyjskiego, którego nazwisko sugeruje pochodzenie irlandzkie, a imię być może katolicyzm (choć autor miał przekonania niezbyt Rzymowi przychylne, jak wynika z jego uwag na temat rzekomego związku fenianizmu irlandzkiego z katolicyzmem, które nie były zgodne z faktami), wydaje się być krótkotrwałą kreacją stworzoną na potrzeby wspomnianej książki. Można postawić hipotezę, że był on opłacany przez Rosjan.
Ów gość z Anglii miał przyjechać do Polski i Rosji pełen współczucia dla cierpiących Polaków, a wyjechał rzekomo przekonany, że polscy powstańcy są niebezpiecznymi wywrotowcami i sztyletnikami, zaś Rosjanie postępują humanitarnie wobec więźniów i jeńców. W międzyczasie miał mieć dostęp do wyższych sfer, ale nie polskich, tylko rosyjskich, czym się bardzo chwalił. Próbował też jakoby mediacji między Rosjanami a Polakami, co naturalnie udać się nie mogło (opis tych zabiegów jest tak naiwny, że tylko czytelnik nie znający polskich realiów mógłby się nabrać). Krytyczna recenzja książki w niezidentyfikowanej gazecie brytyjskiej wydaje się być napisana przez Polaka – jej autor sugeruje, że praca była pisana na zamówienie (w domyśle rosyjskie). Istotnie, publikacja A.P. O’Briena wydaje się być fałszywką propagandową wyprodukowaną dla caratu, a wybór nazwiska w kontekście wizyty i propolskiej działalności W.S. O’Briena wydaje się wyjątkowo przewrotny.
Zobacz też:
- W.S. O’Brien w Polsce i na Litwie. Kraków–Wilno, maj–czerwiec 1863 (cz. 1) (cz. 1);
- W.S. O’Brien w Polsce i na Litwie. Kraków–Wilno, maj–czerwiec 1863 (cz. 2: Spotkania z Polakami) (cz. 2).
Redakcja: Roman Sidorski