Archiwistyka społeczna wpisuje się w transformację cyfrową kultury

opublikowano: 2020-12-11 17:28
wolna licencja
poleć artykuł:
Archiwistyka społeczna to nie tylko zbieranie dokumentów i zdjęć. Okazuje się, że prawdziwymi perełkami, na podstawie których można rekonstruować przeszłość są również stroje ludowe czy tradycyjne tańce. Zagadnienia te nie obce są Agnieszce Wargowskiej-Dudek - menedżerce kultury, choreografce, badaczce i animatorce. Podczas wywiadu opowiada jak udało się uratować jedyną wiejską drewnianą bożnicę w Polsce, jak powstał słownik „Wiśniowska godka” i jaką funkcję pełnią dziś zespoły ludowe.
REKLAMA
Agnieszka Wargowska-Dudek (fot. z archiwum prywatnego)

Zobacz także:

Magdalena Mikrut-Majeranek: Będąc dyrektorką Gminnego Ośrodka Kultury i Sportu w Wiśniowej uczestniczyła pani w działaniach na rzecz ratowania jedynej w Polsce drewnianej bożnicy z początku XX wieku, zachowanej w niezmienionym stanie. To niezwykle cenny zabytek. Jak wyglądała ta walka i jak się zakończyła?

Agnieszka Wargowska-Dudek: Jestem jedną z osób, które bardzo zaangażowały się w proces ratowania bożnicy i przyczyniły się do jej wyremontowania. Trzeba jednak pamiętać, że był to bardzo długi proces, a w działania zaangażowanych było wiele osób. Historia zabytku jest niezwykle ciekawa. Sama bożnica powstała na przełomie XIX i XX wieku. Została wybudowana przez społeczność żydowską. Podczas II wojny światowej wnętrze synagogi zostało zdewastowane przez Niemców, ale sam budynek ocalał i po wojnie był wykorzystywany przez gminę. Ulokowano w nim m.in. magazyn mebli, a następie przeniesiono tam siedzibę jednostki straży pożarnej, która zajmowała budynek do połowy lat 80. XX wieku. To jest jedyna wiejska drewniana bożnica w Polsce, która zachowała się do dnia dzisiejszego.

Spotkanie z Rywką Alon pod bożnicą (1 od lewej AWD, Rywka oraz Elżbieta Polończyk - Moskal, fot. z archiwum prywatnego)

Krąży taka historia, że dzięki obecności strażaków bożnica prawdopodobnie przetrwała. W latach 90. obiekt został opuszczony i zaczęła się jego powolna degradacja. Na szczęście wtedy na bożnicę zwrócił uwagę dr hab. Andrzej Gaczoł, Wojewódzki Konserwator Zabytków w Krakowie. Dzięki jego interwencji w 1993 roku wpisano ją do rejestru zabytków. W latach 90. przeprowadzono remont zabezpieczający budynek. Wymieniono też pokrycie dachowe. Dużą rolę odegrało tutaj Stowarzyszenie Wspólnota Myślenicka i Agnieszka Cahn, która mocno zaangażowała się w działania zmierzające do ratowania bożnicy. Zebrała również historie związane z m.in. uratowaniem dzieci żydowskich, które przetrwały wojnę dzięki polskim rodzinom.

REKLAMA

Sukcesywnie zaczęli się pojawiać i inni, niezwykli ludzie, którzy angażowali się w działania zmierzające do przywrócenia blasku bożnicy. Byli to zarówno naukowcy, liderzy, ludzie kultury, a także sami mieszkańcy, jak i historycy. Koniecznie trzeba też wspomnieć o pani Janinie Czaji, byłej dyrektorce biblioteki publicznej w Wiśniowej (obecnie biblioteka nosi jej imię), która udzieliła wywiadu-rzeki Stanisławowi Piechowiczowi. Ten z kolei opisał historie rodzin żydowskich oraz ustalił to, gdzie mieszkały. Udało mu się także dowiedzieć czym zajmowali się przedstawiciele społeczności żydowskiej. Wszystkie zebrane informacje opublikował w książce „Wiśniowa wczoraj i dziś”. Dodatkowe dane i historie zebrane podczas projektów „na styku codziennego życia dwóch społeczności polskiej i żydowskiej”, przedstawiłam w książce mojego współautorstwa „Handmade in Wiśniowa. Wiśniowsko rócno robota” o najbardziej materialnym z niematerialnych aspektów dziedzictwa kulturowego w pogranicznej gminie Wiśniowa, w rozdziale V - „Wiśniowscy Żydzi i ich profesje”, który dedykowany jest wiśniowskiej społeczności żydowskiej.

Wystąpienie podczas spotkania komitetu na rzecz ratowania bożnicy (fot. z archiwum prywatnego)

Wracając do tematu bożnicy, trzeba przyznać, że z biegiem lat coraz bardziej podupadała. Kiedy w 2015 roku rozpoczęłam pracę na stanowisku dyrektora w Gminnym Ośrodku Kultury i Sportu w Wiśniowej, bożnica została mi przekazana pod władanie. Ówczesny wójt Wiesław Stalmach był osobą, której zależało na tym, żeby ją uratować – w tym miejscu lub po jej przeniesieniu, ponieważ pojawił się również plan jej przeniesienia do Miasteczka Galicyjskiego w nowosądeckim. Jednakże konserwator zabytków nie wyraził na to zgody, argumentując to tym, że bożnica jest w fatalnym stanie.

Zapadła wtedy decyzja, że trzeba ratować zabytek. Uznano, że to już ostatni moment, kiedy można to zrobić. Dzięki wspólnemu działaniu wielu środowisk i wielu osób, w tym Marka Stoszka, przedstawicieli gminy Żydowskiej oraz dzięki poparciu posła Jarosława Szlachetki zorganizowane zostało spotkanie z ministrem Jarosławem Selinem. Otrzymaliśmy też pierwszą dotację z Instytutu Dziedzictwa Narodowego. To było kluczowe, ponieważ bez przeprowadzenia inwentaryzacji, której do tej pory nikt nie wykonał, zrobienia dokumentacji architektonicznej i konserwatorskiej, nie można było aplikować o jakiekolwiek środki. Mając już komplet dokumentów, złożono wniosek o dofinansowanie z programu Ochrona Zabytków z Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Dotacja została przyznana, lecz z powodu braku ekip remontowych i małej ilości czasu oraz zbliżających się wyborów samorządowych, pomimo ogłoszonego przetargu, nie udało się wyłonić wykonawcy.

REKLAMA

W tym czasie do Wiśniowej przyjeżdżały osoby spokrewnione z rodzinami wiśniowskich rodzin żydowskich, które oferowały swoją pomoc w różnym zakresie. Jedną z nich była wnuczka rzeźnika Anzelma Jereda (Anszelma) Rywka Alon. W międzyczasie powstał również Komitet na rzecz ratowania bożnicy, składający się z przedstawicieli wielu środowisk i instytucji.

Finalnie, kluczową rolę odegrała konserwator zabytków pani Monika Bogdanowska. Udało się przeprowadzić remont i dziś bożnica wygląda przepięknie. To wspólny sukces bardzo różnych środowisk i ludzi, którzy zaangażowali się na różnych poziomach i w różnym czasie. Oczywiście, mam też świadomość, że jak każda narracja i ta posiada pewne braki więc, wybaczcie Państwo, jeśli kogoś pominęłam.

Gala Działaj Lokalnie - to program grantowy w którym uruchomimy ścieżkę Dziedzictwo archiwizacja (fot. z archiwum prywatnego)

M.M.: Wiśniowa, w której znajduje się wspomniana bożnica jest niezwykle ciekawą miejscowością z punktu widzenia międzykulturowego dialogu

**A.W.D.: **Tak, to bardzo interesujące etnograficznie miejsce. Wiśniowa, zresztą podobnie jak ziemia myślenicka czy powiat myślenicki, położona jest na styku trzech regionów etnograficznych: część południową za pasmem Lubomira i Łysiny zamieszkują górale zagórzańscy i Kliszczacy, część wschodnią i południowo-wschodnią - Lachy Limanowskie, a część zachodnią i północną - Krakowiacy Zachodni, a przy okazji nieopodal przebiegał szlak węgierski. Mieszkała tu jak już wiadomo społeczność żydowska, ale i pojawiały się akcenty związane z Tatarami.

M.M.: Współpracując ze środowiskami naukowymi m.in. Uniwersytetu Jagiellońskiego, Akademii Pedagogicznej w Krakowie prowadzi pani projekty badawcze i animacyjne związane z wielokulturowym dziedzictwem Małopolski. Które projekty zalicza pani do tych najcenniejszych dla lokalnych społeczności?

REKLAMA

A.W.D.: Współpracowałam i współpracuję z Akademią Pedagogiczną i Uniwersytetem Jagiellońskim, ale również z pracownikami naukowymi Uniwersytetu Śląskiego czy przedstawicielami muzeów etnograficznych w Krakowie i Warszawie.

Z Uniwersytetem Jagiellońskim zorganizowaliśmy kilka projektów w ramach pracy w domu kultury w Wiśniowej. Muszę tu wspomnieć o pani Grażynie Murzyn, liderce społecznej, za której sprawą przedstawiciele UJ trafili do nas. Bardzo zależało jej na tym, żeby archiwizować, zapisywać historię wiśniowską w różnych jej przejawach. Była pewnego rodzaju „kołem napędowym” wielu inicjatyw. Napisaliśmy wniosek dotyczący projektu „Wiśniowska godka” z kołem dialektologii UJ - studentami i kadrą naukową - do Narodowego Centrum Kultury w ramach programu „Ojczysty dodaj do ulubionych”. Potem kontynuowaliśmy ten projekt. Na początku studenci w ramach obozów dialektologicznych jeździli do sołectw, wsi gminy Wiśniowej i przeprowadzali wywiady oraz dokumentowali je. Rozmawiali z najstarszymi przedstawicielami społeczności wiśniowskiej. Nagrali niezwykle piękne historie. W efekcie powstał słownik gwary wiśniowskiej, który został opublikowany w Internecie. Każde słowo gwarowe opatrzono definicją. Kiedy dostaliśmy dotację na kontynuację przedsięwzięcia, słownik „Wiśniowska godka”, który zawiera około 600 haseł, został wydany w wersji papierowej. Czy wie pani co znaczy np.: słowo „pobantosić” – to psocić. A „zbuk”? – to staw, sadzwaka. I tak dalej „Huloj dusa, piekło staniało”… To naprawdę skarby.

Podczas promocji książki „Handmade in Wiśniowa. Wiśniowsko rócno robota. O najbardziej materialnym z niematerialnych aspektów dziedzictwa kulturowego w pogranicznej gminie Wiśniowa” z Joanną Dziadowiec-Greganić (fot. z archiwum prywatnego)

Ważnym, dwuletnim projektem był „Wiśniowski jarmark rzemiosł i zawodów tradycyjnych”. W przypadku tego przedsięwzięcia współpracowaliśmy z Państwowym Muzeum Etnograficznym w Warszawie. On także obejmował obozy, ale tym razem etnograficzne, w których uczestniczyli pracownicy muzeum. Z kolei pracownicy Domu Kultury przeprowadzili inwentaryzację starych gorsetów, które pozostały w domach wielu mieszkańców gminy. Zinwentaryzowane zostały także stare fotografie. Udało się to dzięki spotkaniom organizowanym z mieszkańcami w każdym sołectwie. Pracownicy Domu Kultury jeździli od sołectwa do sołectwa, spotykali się w strażnicach i tam mieszkańcy przynosili swoje zdjęcia, a oni je skanowali i opisywali. To było bardzo ważne, ponieważ podczas II wojny światowej doszło do pacyfikacji kilku wsi gminy Wiśniowa i wiele cennych zabytków zostało spalonych. Warto było zachować te, które pozostały.

REKLAMA

Zachęcamy do zapoznania się ze szczegółowymi informacjami na temat Centrum Archiwistyki Społecznej, które można znaleźć na stronie internetowej instytucji.

Podczas udzielanych konsultacji (fot. z archiwum prywatnego)

Zobacz także:

M.M.: Jest pani także choreografką Regionalnego Zespołu Banda Burek, Zespołu Pieśni i Tańca „Ziemia Myślenicka” oraz Zespołu „Wadowice”. Zespoły ludowe pełnią bardzo ważną funkcję w upowszechnianiu kultury ludowej i kultywowaniu tradycji. Czy dziś dostrzegalne jest jeszcze społeczne zapotrzebowanie na ich istnienie i jak wygląda sytuacja jeżeli chodzi o liczebność zespołów – czy nowi tancerze chętnie dołączają?

A.W.D.: Tak, pracowałam jako choreograf i instruktor tańca. Były to różne zespoły m.in. „Ziemia Myślenicka” i „Wadowice”. Zespoły pieśni i tańca różniły się od regionalnego „Banda Burka”. Ten ostatni bardzo mocno podkreślał znaczenie rodzimego folkloru i w głównej mierze na nim bazował. Repertuar opierał się na pieśniach, tańcach, muzyce oraz obyczajach Wiśniowej i okolic. Pozostałe zespoły tworzyły na scenie dodatkowo wiązanki pieśni i tańców z innych regionów Polski i były nieco bardziej opracowane artystycznie.

REKLAMA

Poza funkcjami, które pani wymieniła można dodać funkcję integrującą młodzież i to wydaje mi się niezwykle ważne. Czy młodzież chętnie dołącza? Wszystko zależy od tego, jak się ją do tego zmotywuje. Z pewnością istotną częścią działań, zachęcającą do uczestnictwa w zespole są festiwale zagraniczne. Zanim jednak do nich dojdzie, młodzi tancerze i tancerki występują na swoich rodzimych scenach. „Scena” również weryfikuje ich umiejętności i motywuje do pracy nad sobą, a członkowie i członkinie zespołów są świadomi tego, że pracują na sukces zespołowy, a nie tylko własny, indywidualny.

Wrócę jeszcze do Zespołu Pieśni i Tańca „Ziemia Myślenicka” w kontekście kultywowania tradycji. W zespole tym sama uczyłam się tańczyć, śpiewać i obcować z folklorem pod kierownictwem ważnych dla mnie osób, jak m.in. profesor Henryk Duda i jego syn Grzegorz i Józef Romek. Przeprowadzili badania tego, co jest charakterystyczne dla regionu ziemi myślenickiej. Pozbierali m.in. pieśni, tańce, muzykę i teksty przyśpiewek, czyli wykonali pracę archiwistyczną. Na podstawie zebranych materiałów profesor tworzył tańce, a także całe wiązanki pieśni i tańców tokarskich, łętowskich z okolic Trzemeśni i Wiśniowej. Z kolei pani Irena Kuczek, która była etnografem w muzeum myślenickim „Dom Grecki”, przygotowała wzory strojów. Stworzyła je na podstawie tradycyjnych strojów regionalnych – koszul, kaftanów, spódnic.

Zdjęcie wykonane na sali teatralnej podczas omawiania zbliżającego się koncertu (fot. z archiwum prywatnego)

M.M.: Jednym słowem archiwistyka społeczna jest mocno obecna w życiu zespołu ludowego

A.W.D.: Oczywiście, że tak. Obecna jest w życiu nie tylko zespołów regionalnych, ale również opracowanych artystycznie czy stylizowanych. Ta dbałość o szczegóły w zespołach, bazowanie na tradycji, często właśnie społeczne archiwizowanie jej przejawów, a potem korzystanie z tych archiwów, przekłada się na odbiór zespołów również na festiwalach zagranicznych. Razem z zespołami byliśmy na festiwalach we Francji, Niemczech, Finlandii, Chorwacji, Ukrainie, a nawet w Indiach, w New Delhi, gdzie oprócz żywiołowych polskich tańców, fascynację zawsze wzbudzały zrekonstruowane stroje ludowe.

Moim ostatnim zespołem, w którym pracowałam był zespół „Banda Burka”. Byłam zafascynowana jego historią i mocnym zakorzenieniem w obrzędowości regionu. Sama nazwa zespołu pochodzi z historii węgierskiego rozbójnika Burka, który trafił na polskie wesele odbywającej się w karczmie żydowskiej. Niezwykle ciekawy jest również strój wiśniowski. W ramach jednego z projektów przeprowadziliśmy inwentaryzację gorsetów wiśniowskich, są one podobne do gorsetów szczyrzyckich i mają lachowski charakter, ale spódnice są już krakowskie. Posiadamy też dokumentację fotograficzną. Fascynujące jest to poszukiwanie korzeni, także w przypadku strojów regionalnych. Archiwizowanie tego „dziedzictwa” jest niezwykle ważne w zespołach.

REKLAMA

M.M.: Dlaczego zdecydowała się pani zostać lokalnym ambasadorem archiwistyki społecznej?

A.W.D.: W mojej pracy wykorzystuję narzędzia cyfrowe nie tylko do archiwizowania, ale również do inwentaryzacji, promocji i upowszechniania dziedzictwa. Korzystam też z aplikacji mobilnych i z pewnością jest to ważna droga. Pracując w Fundacji ARTS, do tej pory tworzyliśmy platformy na własnych serwerach, na których publikowaliśmy dokumentacje fotograficzną i filmową artystów oraz ich prac, zamieszczaliśmy wszelkie zdigitalizowane materiały archiwalne. Sukcesywnie rozbudowujemy te bazy, ale zauważam coraz większą potrzebę współpracy w tym zakresie z instytucjami, które udostępniają i upowszechniają lokalne zasoby w dużo większym i szerszym zakresie niż lokalne archiwa, które czynią to na lokalnych platformach. Jestem również zachwycona tym, że jako ludzie kultury przykładamy coraz większe znaczenie do archiwizacji naszego lokalnego dziedzictwa. To, że mam przyjemność być ambasadorką archiwistyki społecznej i współpracować z Centrum Archiwistyki Społecznej oferuje mi niezwykłe narzędzie. Na co dzień współpracuję też z organizacjami pozarządowymi, W ramach prowadzonej przez nas Fundacji ARTS prowadzimy programy grantowe i ważną zmianą będzie wprowadzenie do konkursu o granty ścieżki „dziedzictwo” i pośrednie połączenie naszych beneficjentów z CAS.

M.M.: Dziś, kiedy cały świat mamy na wyciągnięcie ręki, coraz częściej zaczynamy jednak interesować się naszą lokalną historią, starając się ratować od zapomnienia zabytki, pamięć o dawnych bohaterach. Tu nieodzowna okazuje się archiwistyka społeczna, która przychodzi z pomocą miłośnikom historii, którzy na własną rękę poszukują prawdy historycznej. Jakie perspektywy roztaczają się przed archiwistyką społeczną?

REKLAMA

A.W.D.: Z mojej perspektywy archiwistyka społeczna będzie coraz ważniejsza. Jest to kierunek, który wpisuje się w „transformację cyfrową kultury”. Powstaje wiele narzędzi, aplikacji, które pomagają nam, liderom kultury, historykom i miłośnikom tradycji archiwować czy promować dziedzictwo oraz „ratować od zapomnienia” naszą lokalną historię. Pochwalę się też, że nad jedną z takich aplikacji obecnie pracujemy w fundacji.

Jestem przekonana, że bardzo ważną kwestią w kontekście perspektywy rozwoju archiwistyki jest też współpraca na różnych poziomach (instytucji, organizacji pozarządowych, liderów, miłośników kultury i sztuki i wielu innych podmiotów), kooperowanie ze sobą, wspieranie się, łączenie zasobów i dzielenie się nimi, wymienianie informacjami, doświadczeniami. A nowe technologie, choć nie takie oczywiste i dla wielu lokalnych środowisk będące czasem barierą, niech pozostaną w służbie tejże archiwistyki.

Zdjęcie przedstawiające Agnieszkę Wargowską-Dudek w czasie, kiedy należała do zespołu pieśni i tańca Ziemia Myślenicka. Tuż obok stoi profesor Henryk Duda. Fotografię wykonano podczas festiwalu w Finlandii w Kaustinen (fot. z archiwum prywatnego, od lewej AWD, Henryk Duda i tancerka Barbara Chęcińska)

Agnieszka Wargowska-Dudek - menedżerka kultury z doświadczeniem w instytucjach samorządowych i organizacjach pozarządowych, specjalistka ds. pozyskiwania funduszy, animatorka, badaczka i choreografka. Była członkinią Rady przy Ministrze Kultury i Dziedzictwa Narodowego (do roku 2015) oraz Małopolskiej Rady Działalności Pożytku Publicznego (do roku 2013). Jest założycielką i prezeską Fundacji ARTS. Do 2019 roku, jako dyrektorka Gminnego Ośrodka Kultury i Sportu w Wiśniowej, włączyła się w działania na rzecz ratowania jedynej w Polsce drewnianej bożnicy z początku XX wieku zachowanej w niezmienionym stanie. Współpracuje ze środowiskami naukowymi, prowadząc projekty badawcze i animacyjne związane z wielokulturowym dziedzictwem Małopolski. Jest współautorką książki „Handmade in Wiśniowa. Wiśniowsko rócno robota. O najbardziej materialnym z niematerialnych aspektów dziedzictwa kulturowego w pogranicznej gminie Wiśniowa”. Jako choreografka specjalizuje się w polskich tańcach narodowych (Regionalny Zespół Banda Burek, Zespół Pieśni i Tańca „Ziemia Myślenicka”, Zespół „Wadowice”). Jako uczestniczka sieci Liderów Dialogu jest zaangażowana w dialog polsko-żydowski.

Zachęcamy do zapoznania się ze szczegółowymi informacjami na temat Centrum Archiwistyki Społecznej, które można znaleźć na stronie internetowej instytucji.

REKLAMA
Komentarze

O autorze
Magdalena Mikrut-Majeranek
Doktor nauk humanistycznych, kulturoznawca, historyk i dziennikarz. Autorka książki "Henryk Konwiński. Historia tańcem pisana" (2022), monografii "Historia Rozbarku i parafii św. Jacka w Bytomiu" (2015) oraz współautorka książek "Miasto jako wielowymiarowy przedmiot badań" oraz "Polityka senioralna w jednostkach samorządu terytorialnego", a także licznych artykułów naukowych. Miłośniczka teatru tańca współczesnego i dobrej literatury. Zastępca redaktora naczelnego portalu Histmag.org.

Wszystkie teksty autora

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści. Za darmo.
Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2023 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone