Józef Maria Bocheński – mnich, logik, żołnierz

opublikowano: 2012-08-30 07:45
wolna licencja
poleć artykuł:
Józef Maria Bocheński to jeden z najbardziej fascynujących polskich intelektualistów XX wieku. Logik, sowietolog, dominikanin, pilot i ułan, którego pisma zyskały światową sławę.
REKLAMA

Józef Maria Bocheński – zobacz też: Adolf Maria Bocheński i Niemcy

Zgodnie z zachowaną dokumentacją i badaniami przeprowadzonymi przez Antoniego Bocheńskiego, brata Józefa, ich rodzina wywodziła się z pruskiej szlachty, przybyłej na ziemie polskie jeszcze w XVII wieku. Ich pierwotne nazwisko to Lansdorf-Bocheński i sprowadzili się w okolice Lwowa po wojnie trzydziestoletniej. Przodkowie Józefa Marii Bocheńskiego dosyć szybko się spolonizowali i zostali polską szlachtą herbu Rawicz. Rychło zaczęli brać udział w walkach o Polskę, w szczególności z Rosjanami.

Rodzina, ach, rodzina…

Rodzina, w której sto dziesięć lat temu, 30 sierpnia 1902 roku przyszedł na świat Józef Franciszek Emmanuel Bocheński, należała do średniozamożnej szlachty posiadającej kilka wiosek. Ojcem myśliciela był Adolf Bocheński, człowiek wszechstronnie uzdolniony, który pod koniec XIX wieku uzyskał w Getyndze tytuł doktor nauk ekonomicznych, był jeźdźcem sportowym i modernizatorem wsi, wprowadzał różnego rodzaju nowinki technologiczne, jak na przykład ciągnik parowy. Matka, Maria z Dunin-Borkowskich, była osobą niezwykle religijną, która trzymała cały dworek żelazną ręką. Dość powiedzieć, że zawsze przewodziła modlitwom w domowej kaplicy, nawet jeżeli u Bocheńskich gościł biskup.

Przedstawiając postać ojca Bocheńskiego, nie sposób nie wspomnieć, chociażby pokrótce, o jego rodzeństwie. Była to bowiem galeria postaci przedziwnych, na którą składała się trójka młodszego rodzeństwa: dwóch braci i siostra.

Aleksander Bocheński urodził się dwa lata po Józefie. Był postacią niezwykłą, potrafiąca w swoich esejach i artykułach połączyć wiarę katolicką z sympatią do Rosji bolszewickiej. Siostra Bocheńskich, Olga Zawadzka, podczas wojny uratowała we Lwowie trzy Żydówki, za co przyznano jej tytuł Sprawiedliwej wśród Narodów Świata. Po wojnie była nauczycielką i katechetką. Najmłodszy z rodzeństwa był Adolf, w międzywojennej Polsce uchodzący za publicystę związanego z obozem piłsudczykowskim. Był m.in. redaktorem „Buntu Młodych”, przemianowanego później na „Politykę”. Kiedy wybuchła II wojna światowa razem z polską armią walczył na każdym możliwym froncie od Norwegii po Włochy, gdzie poległ podczas rozbrajania miny pod Ankoną. W swoim wojskowym jeepie woził zawsze… podręczną biblioteczkę składającą się m.in. z dzieł Dantego, Szekspira i Goethego.

REKLAMA

Józef Maria Bocheński – nieszablonowy oszust i żołnierz

Józef Maria Bocheński również był postacią nieszablonową. Sam o sobie mówił, że jest cynikiem niemającym wielkiej sympatii do ludzi, lecz jednocześnie wielokrotnie narażał dla nich życie jako kapelan. Dzieciństwo spędził w majątku rodziców, następnie odbył nauki w jednym z lwowskich gimnazjów. Nie brał udziału w obronie Lwowa ze względu na kategoryczny zakaz otrzymany od rodziców. Jak później wspominał, przez wiele lat towarzyszyły mu z tego powodu wyrzuty sumienia.

Maturę zdał w roku 1920, uciekając się zresztą do małego oszustwa. Na egzaminie miał przetłumaczyć zawiły tekst o uwięzieniu Sokratesa. Nie mogąc podołać zadaniu, zdecydował się napisać własny tekst, który tematem zbliżony był do oryginału. Do końca życia Bocheński nie wiedział, jak udało mu się zdać egzamin dojrzałości. Kiedy tylko osiągnął dorosłość, mógł wreszcie wstąpić do wojska, co zresztą z radością niezwłocznie uczynił, zaciągając się do 8. pułku ułanów im. Józefa Poniatowskiego. Powszechnie wiadomo, że był to oddział bardzo „pański”, z racji dużego odsetku arystokratów w jego szeregach. Zatem Bocheński od samego początku znalazł się w doborowym towarzystwie. Z jego wojskową przygodą wiązały się różnego rodzaju niezwykłe historie, jak choćby ta:

(…) wystawiliśmy kiedyś przed koszarami wartę całkiem gołą, ubraną tylko w buty i służbowe rzemienie, ku wielkiemu zgorszeniu całej okolicy. Podobnych kawałów było więcej, w ogóle u pań i panienek uchodziliśmy za wesoły, ale raczej niebezpieczny rodzaj ludzi. A skoro już mowa o kobietach, chcę dodać jedną uwagę. Opowiada się często o gwałceniu kobiet przez żołnierzy. Nie wątpię, że są jakieś dzikusy, które tak postępują. Ale normalny europejski żołnierz kobiet nie gwałci, nie dlatego, by był szczególnie uczciwy albo wstrzemięźliwy pod tym względem, ale dlatego, że żadnej kobiety na wojnie gwałcić nie potrzeba; wszystkie, albo prawie wszystkie, od wielkich pań do prostych dziewcząt wiejskich są do dyspozycji żołnierzy. Mówię z własnego przyjemnego doświadczenia. Dodam, że wiem nawet, dlaczego tak jest; kobiety są łatwe na wojnie, bo zdają się wyczuwać, że ludzie giną i instynktownie jakby chciały naprawić straty.
REKLAMA

Jak widać przyszły zakonnik nie stronił od spostrzeżeń dość kontrowersyjnych i używał życia. Z różnych przyczyn, niezależnych od niego, nie mógł wziąć udziału w bitwie pod Komarowem, pozostał jedynie obserwatorem. Brał natomiast udział w pościgu za uciekającą Konarmią Budionnego. Po wojnie polsko-bolszewickiej Józef Maria Bocheński rozpoczął studia ekonomiczne w Poznaniu. Wybór ten był w dużej mierze podyktowany rozbudzoną przez ojca fascynacją dla tej dziedziny wiedzy. W tym okresie należał do młodzieży wyznającej dość fantazyjne poglądy. Opowiadał się na przykład za przywróceniem w Polsce monarchii, należał do korporacji akademickiej Corona. Sytuacja uległa zmianie w 1926 roku, kiedy to pod wieloma względami nastąpił w jego życiu przełom.

Przemiana

Inaczej niż jego brat, Józef stanął po stronie legalnego rządu i nawet po latach pozostał zajadłym przeciwnikiem sanacji i Piłsudskiego. W tym samym czasie przeżył również kryzys intelektualny i porzucił studia, aby wstąpić do seminarium duchownego. W następnym roku zdecydował się na wybór zakonu dominikańskiego i rozpoczęcie studiów filozoficznych we Fryburgu. Niedługo potem podjął studia teologiczne w Rzymie, gdzie uzyskał doktorat. Z chwilą otrzymania święceń przestał być Józefem Bocheńskim, a stał się Innocentym Marią, gdyż takie zakonne imię przyjął. W podjęciu tej decyzji życiowej, jaką było porzucenie stanu świeckiego, dużą rolę odegrał dominikanin o. Jacek Woroniecki. W późniejszych latach przebywał w zakonie ojców dominikanów w Poznaniu oraz studiował na Uniwersytecie Jagiellońskim. Rok przed wybuchem wojny udało mu się uzyskać habilitację nad krakowskiej uczelni.

Będąc już w seminarium, rozpoczął studia nad logiką. Jeszcze przed II wojną światową prowadził ożywioną wymianę korespondencji z Janem Łukasiewiczem. W swojej drodze filozoficzno-teologicznej opierał się z jednej strony na filozofii analitycznej, a z drugiej na tomizmie. Przed rokiem 1939 dwukrotnie brał udział w Kongresach Tomistycznych. Tuż przed kampanią wrześniową zapragnął zostać kapelanem wojskowym, jednak odmówiono mu tego przywileju. Jako cywil przygotowywał więc stolicę do obrony, kopiąc rowy przeciwczołgowe. Jednak 6 września opuścił Warszawę i udał się w stronę Polesia. Tam w dziwnych i nie do końca jasnych okolicznościach trafił do oddziału polskiego rozbitego przez bolszewików. Przyjaźnie przyjęty został kapelanem 80. pułku piechoty, z którym przeżył jedną z ostatnich bitew kampanii wrześniowej, walcząc pod Kockiem w szeregach Samodzielnej Grupy Operacyjnej „Polesie” generała Franciszka Kleeberga.

REKLAMA

Polecamy e-book: Paweł Rzewuski – „Wielcy zapomniani dwudziestolecia”

Paweł Rzewuski
„Wielcy zapomniani dwudziestolecia cz.1”
cena:
Wydawca:
PROMOHISTORIA [Histmag.org]
Liczba stron:
58
Format ebooków:
PDF, EPUB, MOBI (bez DRM i innych zabezpieczeń)
ISBN:
978-83-934630-0-8

Przygody wojenne i emigracyjne

Następnie udało mu się przedostać, nie bez licznych przygód, do Kielc. Tam zatrzymał się w seminarium, a następnie wyruszył do Krakowa. Cudem zdołał uniknąć losu profesorów krakowskich pochwyconych przez hitlerowców w ramach Sonderaktion Krakau i uwięzionych w obozach koncentracyjnych. Miał szczęście, ponieważ spotkał swoją siostrę, z którą się zagadał, przez co przyszedł pod gmach już po rozpoczęciu niemieckiej akcji. Świadom zagrożenia, jakie na niego czyhało, dzięki pomocy przyjaciół udał się przez Katowice i Wiedeń do Rzymu. Tam jednak nie przyjęto go gościnnie, część Polonii rozsiewała bowiem pomówienia na temat jego współpracy z NKWD i gestapo. W efekcie miał bardzo poważne problemy z uzyskaniem angielskiej wizy. Sam zresztą pozwalał sobie na drażnienie rodaków na obczyźnie. Po latach wspominał:

Napisałem o nich [emigrantach] parabolę dla czasopisma Cata-Mackiewicza wychodzącego w Paryżu. (…) Parabola brzmiała mniej więcej tak: „Onego czasu był pies. Przyszedł zły człowiek i siekierą mu ogon odrąbał. Psa rana bolała i piekła, ale po jakimś czasie zagoiła się i pies żył zdrów, a nawet machał resztką ogona. Ale ogon leżał na trawie i gnił. Mądrej głowie dość dwie słowie”. Miałem oczywiście na myśli naród polski (pies) i emigrację (ogon). Tak zrozumieli mnie w każdym razie polscy cenzorzy emigracyjni, uznali mój twór za zbrodnię obrazy majestatu emigracji (która była według nich zapewne raczej pępkiem niż ogonem narodu) i rzecz skonfiskowali.

Jego wojenne losy były niezwykle burzliwe. Był świadkiem mężnych wyczynów militarnych armii francuskiej, a w Szkocji doświadczył organoleptycznie jak zła bywa brytyjska kuchnia. W Edynburgu został nawet proboszczem polskiej parafii. Awansowano go do stopnia majora i powierzono funkcję kapelana od zleceń w Polskich Siłach Zbrojnych na Zachodzie. Przeżył lądowanie w Algierii i walki o wyzwolenie Włoch. Tam służył m.in. jako kapelan pod Monte Cassino, gdzie niósł posługę kapłańską rannym w szpitalach. W taki sposób opisywał bitwę:

REKLAMA
17 maja, godz. 17:00. Wąska dolina Rapido pokryta jest białym dymem, który buchając z setek punktów, przesłania nasze życie i ruch przed obserwacją nieprzyjaciela. Poprzez dym rysuje się kolos Monte Cairo, tak bliski, jak gdyby wisiał nad nami. Czasami, gdy wiatr zwiewa zasłonę, na lewo, w górze pojawia się czarny kłąb wybuchów: Monte Cassino. Ale człowieka, który wejdzie tutaj ze spokojnego Inferno Track oszałamia nie tyle ten widok − jeden z najbardziej niesamowitych, jakie widziałem w życiu − ile głos, potworny głos wielkiej bitwy: drugie natarcie jest w toku.

Po wojnie przyjął obywatelstwo szwajcarskie i został profesorem filozofii we Fryburgu. Początkowo nie było mu łatwo, bowiem spotkał się z chłodnym przyjęciem kolegów profesorów. Ostatecznie udało mu się jednak zdobyć szacunek i uznanie, a na początku lat sześćdziesiątych sprawował nawet funkcję rektora fryburskiego uniwersytetu. Przez 27 lat wykładał w Szwajcarii filozofię XX wieku i filozofię współczesną. W 1972 roku przeszedł na emeryturę. Myliłby się jednak ten, kto sądziłby, że Bocheński wycofa się do samotni. W tym samym roku uzyskał licencję pilota i zaczął być mnichem-filozofem fanem awiacji. Dorobił się nawet własnego samolotu. Nie ustawał też w ciągłej walce ze „zgniłkami”, jak nazywał intelektualistów popierających komunizm. Po długim aktywnym życiu Józef Maria Bocheński zmarł we Fryburgu 8 lutego 1995 roku.

Filozofia

Równie interesującą jak jego bujny życiorys była filozofia, którą wyznawał. Początkowo uzyskał wykształcenie w dziedzinie logiki, co odcisnęło bardzo silne piętno na całej jego filozofii. W ciągu długiego życia przechodził różnego rodzaju przemiany intelektualne, jednak logika pozostawała zawsze obecna w jego pracach. Świadczy o tym chociażby tematyka jego habilitacji „Z historii logiki zdań modalnych”, czy też „Elementa logica Graecae”. W różnych okresach życia jego intelektualne sympatie skłaniały się ku różnym filozofiom. Początkowo identyfikował się jako kantysta, zaś później jako tomista. Ostatecznie, podobnie jak dzisiaj Richard Swinburne. uprawiał analityczną filozofię chrześcijańską. Zdaniem Bocheńskiego, w intelektualnym rozwoju myśli europejskiej można wyróżnić tylko trzy wielkie systemy: arystotelizm, tomizm i filozofię matematyczną. Wszystkie filozoficzne teksty ukazujące się pomiędzy nimi były według niego nic nieznaczącymi bzdurami, a wręcz zabobonami. Bezlitośnie rozprawiał się marksizmem, udowadniając jego niespójność.

REKLAMA

Trzeba przyznać, że Bocheński organicznie nie znosił marksizmu-leninizmu, komunizmu i każdej ideologii stojącej w opozycji do logiki. „Poza logiką jest tylko bełkot”, jak lubił mawiać. Napisał wiele książek na jej temat, na przykład „Współczesne metody myślenia”, czy okołohistoryczne, takie jak „Religia w Trylogii”. W swoich pracach rozważał również wielokrotnie problemy patriotyzmu (którego był gorącym orędownikiem), męstwa, prawości żołnierskiej oraz nacjonalizmu, który tępił z zajadłością. Wiele rozpraw poświęcił atakom na myśl lewicową, chociaż zdarzało mu się również atakować i myślicieli chrześcijańskich. Jedną z lżejszych, ale i niezwykle pobudzających do myślenia prac jest jego książka „Sto zabobonów”. Oto jej fragment:

FILOZOFIA CHRZEŚCIJAŃSKA. Wyrażenie „filozofia chrześcijańska” może oznaczać bądź filozofię, która rozwinęła się w środowisku chrześcijańskim (filozofię historycznie chrześcijańską), bądź taką, która zakłada dogmaty chrześcijańskie. Że filozofia chrześcijańska w pierwszym znaczeniu istnieje, jest faktem i uznawanie jej za filozofię nie jest zabobonem. Jest nim natomiast uznawanie za filozofię filozofii chrześcijańskiej w drugim znaczeniu. Otóż okoliczność, że przedstawiciele filozofii chrześcijańskiej starają się udowodnić takie twierdzenia, jak że Bóg istnieje, że dusza ludzka jest nieśmiertelna, że wola człowieka jest wolna itp. nasuwa podejrzenie, że chodzi najczęściej o filozofię chrześcijańską w tym drugim, zabobonnym znaczeniu. Że chodzi o zabobon wynika z definicji filozofii, która jest nauką niezależną od jakiegokolwiek światopoglądu, nie może więc również zakładać dogmatów chrześcijańskich. Ten zabobon jest tym dziwniejszy, że jego zwolennicy powołują się nieraz na św. Tomasza z Akwinu, któremu zawdzięczamy pierwsze jasne rozgraniczenie wiary od wiedzy, a wiec i od filozofii. Jedną z przyczyn powstania i rozpowszechnienia się tego zabobonu było istnienie innych, równie zabobonnych filozofii nowożytnych, najczęściej opartych na jakimś światopoglądzie − jak np. owych filozofii wywodzących się z oświecenia. Powstanie marksizmu, którego zwolennicy praktykują otwarcie podobny zabobon („filozofię marksistowską”) przyczyniło się znacznie do wzmocnienia tradycji filozofii chrześcijańskiej.

Bibliografia:

  • D. Gabler, J.M. Bocheński − logik, filozof [w:] Filozofia polska na obczyźnie, red. W. Strzałkowski, Londyn 1987.
  • O. Budrewicz, Mnich w ostrogach, [w:] idem, Ludzie trudnego pogranicza, Warszawa 1990.
  • J. Bocheński, Wspomnienia, Kraków 1994.

Redakcja: Michał Przeperski

Korekta: Bożena Pierga

Polecamy e-book Pawła Rzewuskiego „Wielcy zapomniani dwudziestolecia cz.3”:

Paweł Rzewuski
„Wielcy zapomniani dwudziestolecia cz.3”
cena:
Wydawca:
PROMOHISTORIA [Histmag.org]
Liczba stron:
86
Format ebooków:
PDF, EPUB, MOBI (bez DRM i innych zabezpieczeń)
ISBN:
978-83-65156-00-6
REKLAMA
Komentarze

O autorze
Paweł Rzewuski
Absolwent filozofii i historii Uniwersytetu Warszawskiego, doktorant na Wydziale Filozofii i Socjologii UW. Publikował w „Uważam Rze Historia”, „Newsweek Historia”, „Pamięć.pl”, „Rzeczpospolitej”, „Teologii Politycznej co Miesiąc”, „Filozofuj”, „Do Rzeczy” oraz „Plus Minus”. Tajny współpracownik kwartalnika „F. Lux” i portalu Rebelya.pl. Wielki fan twórczości Bacha oraz wielbiciel Jacka Kaczmarskiego i Iron Maiden.

Wszystkie teksty autora

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści. Za darmo.
Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2023 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone