Odrodzenie potęgi – husaria Jana Sobieskiego

opublikowano: 2018-08-22 16:00— aktualizowano: 2019-09-24 06:03
wszystkie prawa zastrzeżone
poleć artykuł:
Budziła postrach wśród wojsk nieprzyjaciela, a zdecydowana większość jej szarż kończyła się zwycięstwem. Poznajcie dzieje polskiej husarii pod wodzą Jana III Sobieskiego!
REKLAMA

Chyba żadna staropolska formacja wojskowa nie jest tak znana i popularna jak husaria. Była to bez wątpienia pancerna pięść polsko-litewskiej armii, swego czasu słusznie uchodząca za niezwyciężoną i najlepszą jazdę nowożytnej Europy. Nie wdając się w powikłane początki formacji husarskiej, dość przypomnieć, że klasyczną formę ciężkozbrojnej jazdy przełamującej zyskała ona za rządów Stefana Batorego i w początkowym okresie panowania Zygmunta III – a więc w ostatniej ćwierci XVI stulecia.

Jan III Sobieski – kiedy był hetmanem wielkim koronnym, husaria na powrót stała się główną siłą przełamującą w armii Rzeczypospolitej. Fot. Muzeum Wojska Polskiego w Warszawie

Husarz jaki jest, każdy widzi – chciałoby się sparafrazować niezastąpionego księdza Benedykta Chmielowskiego – dla porządku przypomnijmy jednak kilka podstawowych faktów. Husarz służył konno, uzbrojony w pancerz, szyszak, żelazne rękawice z karwaszami i w broń zaczepną – kopię zwaną drzewem, koncerz lub szablę i pistolet. Do tego dochodziły – choć nie zawsze stosowane w boju – skrzydła, czyli pióra i inne ozdoby dla okazałości i postrachu nieprzyjaciela, jak to sformułował w swym rozkazie dla dowódcy roty husarskiej król Stefan Batory.

Husarze służyli w rotach, zwanych później chorągwiami, osiągających średnio liczebność 100 koni. Towarzysze husarscy, najlepiej uzbrojeni, szli do ataku w pierwszym szeregu, drugi szereg tworzyli pocztowi. Oprócz tego w rocie były ciury niebiorące udziału w walce – ich obowiązkami były m.in. aprowizacja, przygotowanie namiotu, oporządzenie koni itp.

Kluczowymi elementami wyposażenia husarskiego były konie i kopie. Koń musiał być odpowiednio wyćwiczony do walki i zdolny unieść jeźdźca wraz z oporządzeniem. Zgranie jeźdźca i konia było konieczne – od tego zależało powodzenie szarży i życie husarza w razie konieczności odwrotu. Koń nie mógł się bać huku, dymu, zapachu krwi i tym podobnych rzeczy, które skutecznie odstraszały pierwszego lepszego wierzchowca niećwiczonego do walki (przypomnijmy – koń jako zwierzę roślinożerne nie jest szczególnie agresywny i w razie zagrożenia ucieka, a nie pcha się na ziejące ogniem armaty czy sterczące groźnie piki). Przy decydującym starciu to do konia należało przełamanie szeregu piechurów broniących się pikami bądź uniesienie husarza w tłumie nieprzyjacielskiej jazdy. Pomocą w tym była kopia – broń jednorazowa, krusząca się przy pierwszym uderzeniu, ale niezbędna. Długa średnio na 5,5 m, wystarczała, by dosięgnąć chroniącego się za piką piechura lub innego jeźdźca. Niepodtrzymywana przez ugodzonego kopią żołnierza pika przestawała być przeszkodą dla husarskiego konia, który łamał ją i wdzierał się w głąb szeregów wrogiej piechoty. Skuteczne przełamanie lasu pik przez rotę husarską oznaczało zagładę piechoty wroga – o ile jeździec miał jeszcze jakieś szanse w starciu z husarzem, o tyle piechur już nie.

REKLAMA

Złoty wiek husarii

Husaria przeżywała swój złoty wiek za rządów Zygmunta III − to wtedy przesądzała losy bitew, doprowadzając do tak wielkich zwycięstw, jak Byczyna (1588), Kircholm (1605) czy Kłuszyn (1610). Odpowiednio do swego znaczenia na polu bitwy formacja osiągała proporcjonalną liczebność w całej armii koronnej czy – powoływanej tylko na czas wojen – litewskiej. Przykładowo w 1596 roku podczas powstania kozackiego Semena Nalewajki husaria koronna liczyła 3200 koni na 6570 zmobilizowanych żołnierzy, a więc połowę wojska. Gdy po klęsce pod Cecorą w 1620 roku sejm planował zaciągnąć 60 tys. wojska, husarii miało być 15 tys. Ostatecznie w roku następnym wystawiono 33 tys. żołnierzy, w tym 8 tys. husarzy (choć pod sam Chocim dotarło 28–29 tys. wojska).

Bitwa pod Wiedniem, mal. Józef Brandt. Podczas tej batalii husaria po raz ostatni miała okazję udowodnić swoją wartość, jednym uderzeniem rozbijając turecką armię Kara Mustafy. Fot. Muzeum Wojska Polskiego w Warszawie

Z czasem rozwój broni palnej spowodował zmniejszenie liczebności husarii. Jej kryzys był dostrzegalny już w wojnie ze Szwedami o ujście Wisły (bitwa pod Gniewem w 1626 roku, gdzie husaria nie potrafiła przełamać obrony okopanej i nasyconej ogniem piechoty wroga). Zaczęło rosnąć znaczenie jazdy kozackiej – zwanej w drugiej połowie XVII wieku pancerną – oraz uniwersalnej dragonii. W chwili wybuchu powstania Bohdana Chmielnickiego w 1648 roku wojsko kwarciane miało w swych szeregach 14 chorągwi husarskich w sile 1051 koni wobec 22 chorągwi kozackich liczących 1110 koni (ogólna liczebność armii to 4 tys. żołnierzy). Król Jan Kazimierz postawił na rozwój wojsk cudzoziemskiego zaciągu – piechoty, dragonii oraz rajtarii – a także lekkich formacji kawaleryjskich, jak jazda wołoska czy tatarska. W latach ciężkich wojen i zniszczeń lekka jazda była łatwiejsza do zaciągnięcia i utrzymania (kwartalny żołd husarza to 41 zł, a jeźdźca kozackiego i wołoskiego 31 zł; z czasem dysproporcje wzrosły do 51 zł dla husarza, 41 zł dla pancernego i 31 zł dla jazdy wołoskiej i tatarskiej). Doskonale też sprawdzała się w starciach z Tatarami, wspierającymi zbuntowanych Kozaków. W słynnej bitwie pod Beresteczkiem na 18 tys. polskiej jazdy było tylko 2400 husarzy.

Husaria miała jeszcze okazję wykazać swą skuteczność podczas wojen szwedzkich i moskiewskich – choćby w drugim dniu bitwy pod Warszawą (1656) czy w starciach pod Połonką i Cudnowem (1660) − ale to nie ona decydowała o losach bitew. W efekcie za panowania Jana Kazimierza (1648−1668) zakwestionowano rolę husarii jako rozstrzygającej formacji wojskowej, a jej liczebność się zmniejszyła. Odrodzenie miało nadejść wraz z Janem Sobieskim.

Tekst pochodzi z najnowszego numeru miesięcznika „Mówią Wieki”:

„Mówią wieki”
cena:
Data i miejsce wydania:
sierpień 2018

Sobieski

Mianowany przez Jana Kazimierza hetmanem polnym, a później hetmanem wielkim koronnym, Sobieski odziedziczył armię ukształtowaną w czasach wojen kozackich, moskiewskich i szwedzkich. Mało w niej było husarii, a i sam hetman doceniał inne formacje, zwłaszcza uniwersalną dragonię. Zresztą już na początku swych rządów nad wojskiem musiał się zająć jego redukcją wobec zakończenia wojny z Moskwą (1667). Hetman rozwiązał niemal połowę jednostek rajtarii – ukrywanej pod nazwą arkebuzerii – oraz 2/5 jazdy lekkiej. Husarię pozostawił jednak w niemal niezmniejszonym, choć i tak skromnym, składzie siedmiu chorągwi w sile 900 koni. Cała armia po redukcji liczyła niespełna 13 tys. ludzi.

REKLAMA
Husarz na obrazie Józefa Brandta z 1890 roku

Jan Sobieski celowo nie zmniejszał liczby husarii, gdyż była to formacja kosztowna i trudna do odtworzenia, także ze względu na wysokie kwalifikacje służących w niej żołnierzy. Jak się jednak szybko okazało, husaria stała się niezwykle potrzebna. Wiązało się to z nowymi zagrożeniami – ponownym buntem kozackim wspieranym przez Krym, a później przez Turcję (1667). Rozpoczęta w 1672 roku wojna polsko-turecka ciągnęła się z siedmioletnią przerwą aż do roku 1699, wypełniając resztę wojennej kariery hetmana, a od 1674 roku króla Sobieskiego. Podczas niej husaria miała okazję ponownie zaprezentować swoje umiejętności, a jej sława sięgnęła daleko poza granice Rzeczypospolitej.

W zwycięskiej kampanii podhajeckiej przeciw połączonym siłom kozacko-tatarskim szacowanym na 30 tys. ludzi (jesień 1667 roku) hetman miał nieco ponad 8 tys. wojska, w tym tylko pięć chorągwi husarskich (niecałe 600 koni). Wtedy jednak husaria nie miała jeszcze okazji do popisu. Inaczej było cztery lata później. Wobec nowych konszachtów kozacko-tatarskich i wejścia ordy na Ukrainę w 1671 roku Sobieski ruszył na czele 16−17 tys. ludzi przeciw wrogom. Do tego momentu husaria koronna zdążyła się powiększyć do 11 chorągwi liczących etatowo 1360 koni. Hetman na wyprawę zabrał całą husarię, która walczyła w zwycięskich bitwach pod Bracławiem (26 sierpnia) i Kalnikiem (21 października). Walki toczyły się wówczas wokół umocnionych twierdz, dlatego np. pod Bracławiem husaria spełniała zadania osłonowe.

Zupełnie inaczej działo się w kampanii 1672 roku. Po upadku Kamieńca Podolskiego Sobieski ruszył przeciw plądrującym Ruś czambułom tatarskim, prowadząc błyskawiczny rajd na odcinku 300 km – w ciągu 12 dni (5−14 października) stoczył cztery większe bitwy i kilkanaście potyczek. W tych starciach husaria była już wykorzystywana zgodnie ze swym przeznaczeniem, atakując i przełamując szyk przeciwnika. Była to jednak zaledwie przygrywka do tego, co miało nastąpić już w najbliższym czasie.

REKLAMA

Chocim 1673 – popis husarii

Gdy zimą 1673 roku sejm nie zatwierdził haniebnego traktatu buczackiego i postanowił kontynuować wojnę z Turcją, Jan Sobieski przeforsował rozbudowę zaciągów husarskich. Co prawda daleko było do realizacji jego planu, który przewidywał wystawienie 60-tys. armii, w której miało służyć 6 tys. husarzy, jednak liczebność tej formacji zwiększono do 1900 koni. Jesienią 1673 roku pod Chocim poszło niecałe 1500 żołnierzy husarii koronnej, wspomaganej przez husarię litewską (pięć chorągwi − ponad 500 żołnierzy). Bitwa stoczona 10−11 listopada jest klasycznym wręcz przykładem zniszczenia armii przeciwnika w walnym starciu. W pełni udowodniła odrodzenie się staropolskiej sztuki wojennej, zmierzającej pod genialnym dowództwem Jana Sobieskiego do szybkiego zakończenia kampanii w wyniku rozstrzygającego zwycięstwa w walnej bitwie. Ruch, szybkość, siła uderzenia – tymi atutami mogła się poszczycić husaria. Ona też, realizując wojenne koncepcje Sobieskiego, miała się stać współtwórczynią jego największych zwycięstw.

Koń husarski na rycinie Zygmunta Glogera (domena publiczna)

Jesienią 1673 roku połączone wojska polsko-litewskie pod naczelnym dowództwem hetmana wielkiego koronnego wykonały operację zaczepną przeciw siłom tureckim znajdującym się w Mołdawii. Polacy i Litwini śmiałym marszem weszli między dwa ugrupowania tureckie – mniejsze zdążało dopiero nad granicę – po czym zawrócili na północ i zaatakowali obóz Husejna paszy pod Chocimiem. Było to największe zgrupowanie wojsk osmańskich, liczące ok. 30 tys. żołnierzy i zabezpieczone wałami obozu, w którym pół wieku wcześniej Polacy, Litwini i Kozacy odparli armię samego sułtana Osmana II. Tym razem wojska polsko-litewskie po próbnym ataku 10 listopada i przetrzymaniu Turków w gotowości przez całą noc zdobyły obóz szturmem 11 listopada. Gdy piechota opanowała wały i otworzyła drogę do obozu, wdarła się do niego polsko-litewska jazda. Turcy bronili się rozpaczliwie, a i nasza piechota znalazła się w opałach, gdy zajęła się rabowaniem namiotów. Z opresji uratowała ją szarża husarii prowadzonej przez Stanisława Jabłonowskiego. Udane współdziałanie piechoty i jazdy polsko-litewskiej w trudnych walkach w zastawionym namiotami obozie tureckim doprowadziło do całkowitego zniszczenia armii przeciwnika.

Tekst pochodzi z najnowszego numeru miesięcznika „Mówią Wieki”:

„Mówią wieki”
cena:
Data i miejsce wydania:
sierpień 2018

Walki z Turkami

Chocimska wiktoria, która przyniosła hetmanowi koronę królewską po nieoczekiwanej śmierci Michała Korybuta Wiśniowieckiego, nie zakończyła wojny z Turcją. W roku 1674 utrzymano husarię koronną w takiej samej liczbie, jednak nie miała ona wielu okazji, aby odznaczyć się w walce. Turcy zwrócili swój impet przeciw wdzierającym się na Ukrainę Rosjanom, a zanim wojsko polskie wyszło w pole, zdążyli się wycofać. Jan III opanował więc Podole bez większego trudu. Za to w 1675 i 1676 roku Turcy uderzali całą siłą na Rzeczpospolitą, chcąc zmusić ją do wycofania się z wojny i uznania osmańskich zdobyczy. Husaria znów miała pełne ręce roboty.

REKLAMA

Turecko-tatarską armią dowodził Ibrahim Szyszman. Realizował on śmiały plan ataku w głąb ziem koronnych, wysyłając przodem ordę w kierunku Lwowa. 24 sierpnia 1675 roku Jan III zastąpił Tatarom drogę pod Lesienicami. Udało mu się zwabić przeciwnika do wąskiego wąwozu i zaatakować. Przełamujące uderzenie wykonali husarze, wspomagani przez roty pancerne. Samej husarii było aż 17 chorągwi (polskich i litewskich) – w sumie 1,5 tys. ludzi. Ich gwałtowna szarża w ciągu pół godziny przesądziła o losach bitwy, zmiatając przeciwnika. Dodajmy, że w zwycięstwie pomógł fortel. Otóż, nie mając dość sił do zamknięcia Tatarom wszystkich dróg, którymi mogliby obejść polskie pozycje, na lewym skrzydle armii Jan III upozorował obecność silnej grupy jazdy, ustawiając na skraju lasu kopie husarskie trzymane przez czeladź lub nawet wbite w ziemię. Jak widać, sława husarii wystarczyła, by Tatarzy nie odważyli się sprawdzić siły tamtego „wojska” i nie skorzystali z możliwości ominięcia głównych sił królewskich. Ich klęska przesądziła o wyniku całej kampanii – zdeprymowany Ibrahim pasza zarządził odwrót.

Bitwa pod Chocimiem 2 IX – 9 X 1621, mal. Stanisław Batowski Kaczor. Za panowania Zygmunta III husaria przeżywała swój rozkwit, jednak później jej liczebność w polsko-litewskiej armii się zmniejszyła. Fot. Muzeum Wojska Polskiego w Warszawie

Sejm koronacyjny zimą 1676 roku zwiększył stan husarii koronnej do 2900 żołnierzy, doceniając jej zasługi w walkach z Turkami. Mimo to kiedy we wrześniu król ruszał spod Lwowa przeciw Ibrahimowi Szejtanowi, dysponował 20 tys. wojska, w tym niespełna 1500 husarzami – nie udało się zrealizować w całości uchwał sejmowych. Szczęśliwie do króla dotarły wojska litewskie, dzięki czemu całej husarii król miał niemal 2 tys. 24 września walczyła ona w zwycięskiej bitwie pod Wojniłowem z turecko-tatarską jazdą wspomaganą przez janczarów.

Później miała miejsce obrona królewskiego obozu pod Żurawnem. Walki zaczęły się od bitwy stoczonej na przedpolu 29 września. Osmański wódz planował odciągnąć Polaków i Litwinów od obozu, a następnie odciąć ich przez flankowy atak Tatarów. Pomysł niemal się udał, jednak ordę powstrzymało uderzenie chorągwi husarskiej Aleksandra Polanowskiego. Podobnie jak pod Wojniłowem, wobec wycofania się przeciwnika husaria nie znalazła okazji do zadania decydującego ciosu. Mimo to uchroniła Jana III od porażki.

REKLAMA

Wiedeń 1683

Ostatni popis husarskich umiejętności nastąpił podczas kampanii wiedeńskiej 1683 roku. Co ciekawe, sami Austriacy, zabiegając o sojusz i posiłki polskie, nastawali właśnie na zaciągnięcie jak największej liczby jazdy, upatrując w niej najgroźniejszego przeciwnika dla wojsk turecko-tatarskich. Sejm, zwiększając siły koronne do 36 tys., a litewskie do 12 tys., postanowił o wystawieniu 4 tys. husarii polskiej i 1 tys. litewskiej. Ostatecznie latem 1683 roku król miał do dyspozycji ok. 27,5 tys. żołnierzy koronnych, w tym 3200 husarzy w 25 chorągwiach. Pod Wiedniem walczyło ok. 21 tys. żołnierzy, w tym ok. 2700 husarii w 23 chorągwiach (wojska litewskie nie przybyły na czas).

W bitwie wiedeńskiej 12 września 1683 roku król odesłał trzy chorągwie husarskie do lewoskrzydłowego korpusu wojsk cesarskich, gromadząc przeważającą masę jazdy polskiej na prawym skrzydle pod swoim dowództwem. Zgodnie z jego zamierzeniem miała ona wykonać decydujące uderzenie i w miarę możności odciąć odwrót siłom tureckim, a następnie doprowadzić je do całkowitej zagłady.

Husaria na obrazie Wojciecha Kossaka (domena publiczna)

Plan się nie powiódł − Kara Mustafa, widząc, co się święci, zaczął wzmacniać swe lewe skrzydło i zawczasu wycofywać wojska z obozu. Mimo to gwałtowna szarża wojsk polskich rozbiła turecką armię, która porzuciła pole bitwy, i doprowadziła do zdobycia obozu przeciwnika. Jazda z husarią na czele wykonała swe podstawowe zadanie – jednym uderzeniem rozstrzygnęła losy wielogodzinnej bitwy.

Plan spod Wiednia udało się zrealizować – znów z dużym udziałem husarii – w drugiej bitwie pod Parkanami, stoczonej 9 października 1683 roku. Jan III zmierzył się wówczas z armią turecką Kara Mehmeda. Turek usiłował zepchnąć Polaków i wojska cesarskie do Dunaju, atakując lewe skrzydło, gdzie m.in. dawała mu odpór husaria pod wodzą Jabłonowskiego. Tymczasem Jan III wysunął do przodu swe prawe skrzydło i śmiałym atakiem wzdłuż rzeki, prowadzonym siłami husarii i jazdy cesarskiej, odciął Turkom odwrót w stronę mostu na Dunaju. Klęska przeciwnika była kompletna.

Wojna toczyła się jeszcze przez 15 lat, nie przynosząc jednak husarzom większych okazji do zdobycia sławy. Można powiedzieć, że padli ofiarą własnego sukcesu. Turcy skutecznie unikali walnego starcia z siłami polskimi, prowadząc wojnę na wyczerpanie. Husaria sprawdzała się w różnych drobnych potyczkach, jednak zwycięstwa na miarę Chocimia, Wiednia czy Parkanów nie miała okazji odnieść. Mimo to skrzydlata jazda pod wodzą Jana III pozostawiła po sobie niezatartą sławę i przeszła do legendy polsko-litewskiego oręża.

Warto przeczytać:

Jerzy Cichowski, Andrzej Szulczyński, Husaria, Warszawa 1977

Zbigniew Hundert, Husaria koronna w wojnie polsko-tureckiej 1672−1676, Oświęcim 2012

Jan Wimmer, Wojsko polskie w drugiej połowie XVII wieku, Oświęcim 2013

Tekst pochodzi z najnowszego numeru miesięcznika „Mówią Wieki”:

„Mówią wieki”
cena:
Data i miejsce wydania:
sierpień 2018
REKLAMA
Komentarze

O autorze
Dariusz Milewski
Historyk wojskowości, wykłada na Uniwersytecie Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie, redaktor „Mówią wieki”.

Wszystkie teksty autora

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści. Za darmo.
Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2023 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone