Stocznia oczami reportera. Ryszard Kapuściński o strajkach sierpniowych
Cesarz reportażu w kolebce „Solidarności”
Latem 1980 roku Ryszard Kapuściński był 48-letnim, doświadczonym reporterem i pisarzem – dwa lata wcześniej ukazała się jedna z jego najważniejszych powieści Cesarz, będąca też pierwszą jego książką poznaną szerzej przez świat. Formalnie nadal był członkiem PZPR – legitymacje partyjną złoży dopiero za rok, po wprowadzeniu stanu wojennego. Zatrudniony był w redakcji tygodnika „Kultura”. W przeddzień strajków dziennikarz wrócił do kraju z Iranu, gdzie przyglądał się i badał rewolucję islamską – owocem tej podróży będzie książka Szachinszach . Zaraz po powrocie pojechał na Wybrzeże (mimo że „Kultura” wysłała tam już swojego reportera). Najpierw trafił do Szczecina, później do Gdańska i Elbląga.
Stocznia gdańska jako centrum strajków przyciągała wtedy dziennikarzy, zwłaszcza tych z górnej półki. Dostrzegali oni ogrom i rolę sierpniowego ruchu i wiedzieli, że warto o nim informować społeczeństwo. Jednak nie było to takie proste. Zawieszono połączenia telefoniczne i teleksowe z Wybrzeża do reszty kraju. Intensywnie działała cenzura – fragmenty fotografii (np. krucyfiks na stole prezydialnym) retuszowano a materiały telewizyjne i dźwiękowe manipulowano. Prasa początkowo przemilczała strajki, później bagatelizowała je i lansowała pogląd, że nie cieszą się one szerszym poparciem. W prasie pojawiały się też informacje o przestępczej działalności części strajkujących. W materiały wielu dziennikarzy piszących z Wybrzeża ingerowano tak znacznie, że więcej było w nich wtrętów redaktorskich, pozostawiano jednak nazwiska piszących. Powodowało to niechęć stoczniowców do dziennikarzy, obawiano się manipulacji. Często gniew za publikacje gazety spływał na niewinnego w tej sytuacji reportera.
Dziennikarze postanowili zareagować. 25 sierpnia zapadła decyzja o wystosowaniu odpowiedniego oświadczenia. Jego tekst przygotowywano najpierw w sali wystawowej stoczni, potem pod gołym niebem. Dyskusja była burzliwa – debatowanoo zarówno nad pojedynczymi słowami, jak i nad tym, czy sprawę należy załatwić wewnątrz środowiska (przede wszystkim na forum Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich) czy też nagłośnić ją. Ostatecznie zdecydowano się przyjąć drugie rozwiązanie. Ostateczny tekst oświadczenia brzmiał następująco: My, polscy dziennikarze, obecni na Wybrzeżu gdańskim w czasie strajku, oświadczamy, że wiele informacji dotychczas opublikowanych, a przede wszystkim sposób ich komentowania, nie odpowiadało istocie zachodzących tu wydarzeń. Taki stan rzeczy sprzyja dezinformacji. Istniejąca blokada telekomunikacyjna oraz brak możliwości publikowania materiałów przedstawiających prawdziwy obraz sytuacji dotyka nas boleśnie i uniemożliwia uczciwe wypełnienie obowiązków zawodowych. Chcemy mieć zawsze możliwość pełnego informowania społeczeństwa. Uważamy, że pełne informowania społeczeństwa o wszystkim, co się dzieje w kraju, może tylko sprzyjać rozwiązywaniu sytuacji konfliktowych, a w przyszłości przyczyniać się do rozwoju społecznego. Z podpisania oświadczenia wycofała się część dziennikarzy, zwłaszcza działających w mediach związanych z partią.
Po tym wydarzeniu stosunek strajkujących do dziennikarzy w znacznym stopniu zmienił się, reporterom udało się zdobyć zaufanie stoczniowców, którzy chętniej z nimi rozmawiali. Kapuściński wspominał: Wszyscy wróciliśmy stamtąd inni, niż pojechaliśmy. To był wyjazd nie tylko zawodowy. Ważne były przemiany, jakie się dokonały w naszej świadomości, w naszej ocenie kraju, w naszym widzeniu Polski. Myśmy tam w większości nie pracowali. Nie chodziło o to, żeby pisać. Pisanie było bezcelowe, bo i tak wiadomo, że nic się nie ukaże. To wszystko polegało raczej na dzieleniu w tych godzinach wspólnego losu. To była postawa bardziej obywatelska niż dziennikarska.
Owocem wyprawy Ryszarda Kapuścińskiego do stoczni był tekst Notatki z Wybrzeża, opublikowany 14 września 1980 r. w „Kulturze”.
Nowa „klasa robotnicza”
Jednym z pierwszych pytań jakie stawia w nim reporter jest: kim jest strajkujący ze Stoczni Gdańskiej? Kapuściński widzi, że na Wybrzeżu rodzi się nowy archetyp, odmienny od dotychczasowego. Stwierdza: Na Wybrzeżu robotnicy rozbili pokutujący w oficjalnych gabinetach i elitarnych salonach stereotyp robola. Robol nie dyskutuje - wykonuje plan. Jeżeli chce się, żeby robol wydał głos, to tylko po to, aby przyrzekł i zapewnił. Robola obchodzi tylko jedno - ile zarobi. Kiedy wychodzi z zakładu, wynosi w kieszeniach śrubki, linki i narzędzia. Gdyby nie dyrekcja, robole rozkradliby cały zakład. Potem stoją pod budkami z piwem. Potem śpią. Rano jadąc pociągiem do pracy grają w karty. Po przyjściu na zakład ustawiają się w kolejkę do lekarza i biorą zwolnienia. Ciężkie to życie kierować robolami. Nie ma z nimi o czym rozmawiać. Na wszystkich ważnych naradach wiele jest wzdychania na ten temat.
Strajk (oraz równoległe do niego protesty w całym kraju) udowodnił jednak coś zupełnie innego. Robotnik jest teraz człowiekiem młodym, inteligentnym, świadomym swej roli i tego, że w myśl założeń ideowych państwa jest członkiem klasy w nim przewodzącej. Jest pewny siebie i pełen woli działania. Świadom wszystkich tych cech strajkuje teraz i gotów jest walczyć o swoje w przyszłości.
Walka o... godność
Przypadkiem, w którym Kapuściński dostrzega esencje idei strajku jest historia pięciu robotnic z gdańskiej spółdzielni. Przyszły one do stoczni chcąc dołączyć do strajku, gdyż ich prezes był chamem. Mimo licznych prób nauczenia go szacunku wobec kobiet i matek nie zmienił się, podejmował nawet szykany i prześladowania opornych i zdesperowanych pracownic. Centrala popierała go, gdyż zapewniał wykonanie planu. Wobec doniosłości postulatów stoczniowych motyw strajku tych pięciu kobiet zdawał się być drugorzędnym. Robotnicy jednak przyjęli kobiety ze zrozumieniem i poparli ich żądania. Oni też walczyli przeciw rozpanoszeniu biurokracji, przeciw pogardzie, przeciw „róbcie, a nie gadajcie”, przeciw nieruchomej i obojętnej twarzy w okienku, która mówi „nie”.
Inne zagadnienie to język. Język konkretu, pozbawiony frazesów, ogólników, niedomówień i nowomowy. Słowem: oczyszczony z wszelkiego rodzaju bredni. Jeden ze stoczniowców miał stwierdzić: Po co tak owijać wszystko w bawełnę. Nasz język jest zahartowany. On się nie przeziębi. Kapuściński wspomina: pamiętam pierwsze spotkanie MKS z delegacją rządową. Przewodniczący MKS: „Prosimy przedstawiciela rządu, aby ustosunkował się do naszych postulatów”. Przedstawiciel rządu: „Pozwolicie, że odpowiem na nie ogólnie”. Przewodniczący MKS: „Nie. Prosimy o odpowiedź konkretną. Punkt po punkcie”.
Język telewizji, prasy i partyjnych masówek męczył robotników: Występowali przeciw zdaniom zaczynającym się od słów „Jak sami wiecie...” (właśnie nie wiemy!), „Jak sami rozumiecie...” (właśnie nie rozumiemy!). Jeden z delegatów stoczni: „Lepsza jest gorzka prawda niż słodkie kłamstwo. Słodycze są dla dzieci, a my jesteśmy dorośli”.
Kapuściński nie waha się użyć słowa „humanizm” na podkreślenie postawy strajkujących. Usunięcie ze strajku było najboleśniejszą karą, wykonywaną zdecydowanie, lecz spokojnie. Reporter pisze: w Gdańsku załoga stoczni postanowiła usunąć człowieka, który ją skompromitował. Wałęsa: „Proszę wszystkich, aby pan ten mógł spokojnie i bez żadnej obrazy opuścić stocznię. Proszę was o godne i szlachetne zachowanie”.
Zdaniem autora ów młody, inteligentny robotnik walczy o coś więcej niż tylko wolne soboty i podwyżki płac. Kto stara się sprowadzić ruch Wybrzeża do spraw płacowo-bytowych, ten niczego nie zrozumiał – stwierdza Kapuściński - Bowiem naczelnym motywem tych wystąpień była godność człowieka, było dążenie do stworzenia nowych stosunków między ludźmi, w każdym miejscu i na wszystkich szczeblach, była zasada wzajemnego szacunku obowiązującego każdego bez wyjątku, zasada, według której podwładny jest jednocześnie partnerem. Strajkujący chcą szacunku. Szacunku prezesa wobec swoich pracownic, szacunku pracowników wielkiego zakładu wobec współtowarzyszy oraz „małych” potrzeb pracownic spółdzielni, szacunku rządzących wobec partnerów w negocjacjach.
Wokół strajku
Kapuściński widzi też to, co dzieje się wokół stoczni. Na Wybrzeżu zapanował nowy typ stosunków: przestępczość spadła do zera, ludzie stali się sobie życzliwsi. Nikt nie pił, nie robił awantur, nie budził się przywalony ogłupiającym kacem – zaznacza. Miasto solidaryzuje się ze strajkującymi, oczekuje na wynik rozmów. Zupełnie obcy ludzie poczuli nagle, że są - jedni drugim - potrzebni. Swoje działania i oczekiwania społeczeństwo podporządkowało strajkującym, z każdym dniem wola walki rosła. Wszelkie mówienie i pisanie w stylu „zniecierpliwione społeczeństwo Wybrzeża oczekuje, że strajkujący podejmą pracę”, powtarzane ciągle w telewizji i w prasie, brzmiało tam na miejscu jak ponury żart i przede wszystkim - jak obraza. Nie strajkowała tylko stocznia, Port Północny, spółdzielnie, komunikacja miejska. O swoje prawa walczyła większość społeczeństwa.
Przykładem kontaktu strajkujących ze światem zewnętrznym była dla Kapuścińskiego wizyta hiszpańskich trockistów, którzy oświadczyli stoczniowcom: Chcielibyśmy się zapoznać z waszą rewolucją. Przedstawiciel MKS-u odpowiedział im: Panowie się pomylili. Nie robimy tu żadnej rewolucji. Załatwiamy nasze sprawy. Wybaczcie, ale proszę natychmiast opuścić teren stoczni, bez prawa powrotu.
Co się zdarzyło w sierpniu 1980 roku?
Wykształcenie i włączenie się w życie społeczne „nowych robotników” w zestawieniu z nieprawością systemu, biurokracją i chamstwem doprowadziło do wybuchu i działania całego społeczeństwa. Robotnicy i wspierających ich ludzie załatwiali swoje sprawy bez zemsty, bez interesów osobistych, wspólnie. Ich celem były nie tylko codzienne sprawy bytowe, ale coś więcej: godność i szacunek wobec drugiego człowieka. Dziennikarz stwierdza: te zachowania robotnicy Wybrzeża postawili pod pręgierz, nadając naszemu patriotyzmowi ten nowy walor: być partią - to znaczy szanować godność drugiego człowieka.
Wizja Kapuścińskiego jest charakterystycznym dla niego punktem widzenia inteligenta i humanisty, który pisząc zwraca uwagę przede wszystkim na drugiego człowieka. Pokazywał to w swoich reportażach z Afryki i Ameryki Łacińskiej, pokazuje to też w tekście o strajkach na Wybrzeżu. Kapuściński akcentuje to co uważa za piękne w postawie stoczniowców – szacunek wobec drugiego człowieka i chęć walki z niesprawiedliwością.
Istotne jest to, że Sierpień ’80 widzi jako część procesu budowy czegoś, co w Czechosłowacji w 1968 r. nazwano „socjalizmem z ludzką twarzą”. Swój artykuł kończy stwierdzeniem: Zaczęła się nowa lekcja polskiego. Temat lekcji: demokracja socjalistyczna. Lekcja ta będzie trudna i pełna poświęceń. Podkreśla też, że robotnicy czuli, iż obietnice z przełomu 1970/71 r. złożone gdy do władzy doszła ekipa Gierka szybko została zapomniana. Miał być początek dialogu społecznego, wróciło jednak stare zło. Właśnie to rozgoryczenie jawi się jako jedna z iskier zapalnych strajków.
Kapuściński świadom jest tego, że od sierpnia 1980 r. Polska nie jest już tym samym krajem. Wspomina, że w tych sierpniowych dniach wiele słów nagle ożyło, nabrało wagi i blasku: słowo - honor, słowo - godność, słowo - równość. Stwierdza, że sierpniowy strajk był zarazem i dramatycznym zmaganiem, i świętem. Zmaganiem o swoje prawa i Świętem Wyprostowanych Ramion, Podniesionych Głów. W tym ostatnim zdaniu skrywa się chyba cały obraz strajków sierpniowych widzianych oczami „Cesarza reportażu”.
Bibliografia:
- Bereś Witold, Burnetko Krzysztof, Kapuściński: nie ogarniam świata, Warszawa 2007
- Kto tu wpuścił dziennikarzy?, wg pomysłu Janiny Jankowskiej i Marka Millera, Warszawa 2005
- Ryszard Kapuściński, Notatki z Wybrzeża, „Kultura”, 14.09.1980 (dostępny online, data dostępu 4.09.2008)