Władysław Mickiewicz – „Pamiętniki” – recenzja i ocena

opublikowano: 2013-03-22 16:51
wolna licencja
poleć artykuł:
„Hamburg – befsztyk, Weimar – Goethe, Bonn – kartofle”. Tak brzmi w całości (sic!) jedyny pamiętnik Adama Mickiewicza, znany nam z przekazu Antoniego Edwarda Odyńca. Syn wieszcza podszedł do tematu spisywania wspomnień zgoła inaczej i uraczył nas dziełem trzytomowym.
REKLAMA
Władysław Mickiewicz
Pamiętniki
nasza ocena:
7/10
cena:
95,00 zł
Wydawca:
Iskry
Rok wydania:
2012
Okładka:
twarda z obwolutą
Liczba stron:
1012
Format:
165 × 235 mm
ISBN:
978-83-244-0211-3

Władysław Mickiewicz (1838–1926) spisał swoje „Pamiętniki” po francusku, by, jak pisze, mieć sposobność ułatwienia cudzoziemcom lepszego zrozumienia naszej sprawy (s. 19). Omawiane wydanie jest drugą edycją wspomnień najstarszego syna Adama Mickiewicza, spisywanych przezeń w kilku ostatnich latach życia. Trzy tomy pierwszego wydania ukazywały się sukcesywnie w latach 1926, 1927 i 1933 w wydawnictwie Gebethner i Wolff. Za zgodą autora „Pamiętniki” zostały przełożone na język polski przez Piotra Koczorowskiego i Aurelię Wyleżyńską. Autorzy pierwszego tłumaczenia pracowali niezależnie, nie współpracowali ze sobą i nie ustalili jednolitych zasad przekładu wyrażeń, zwrotów, nazw własnych (np. Hotel Lambert pojawia się również jako pałac Lambert). Z przyczyn obiektywnych autor nie miał też możliwości autoryzacji całości przekładu, a wartość jego uwag była wątpliwa, gdyż jego językowe wyczucie polszczyzny pozostawiało wiele do życzenia. Tomy ukazały się zresztą przed pierwszą po odzyskaniu niepodległości reformą ortografii, która miała miejsce w 1936 roku – w jej wyniku tekst „Pamiętników” zaraz po ich wydaniu stał się archaiczny.

Obecne wydanie łączy w jednym woluminie wszystkie trzy tomy, opatrzone jest opracowaniem Marka Troszyńskiego i wzbogacone o pominięte w pierwszym wydaniu ustępy, przetłumaczone przez Krzysztofa Rutkowskiego. W drugim wydaniu podjęto się też poprawienia formy stylistycznej i gramatycznej „Pamiętników”, np. „naprawiono” naruszenia stałych związków frazeologicznych. Tekst został ujednolicony w kwestii sposobu zapisu dat, cytowania źródeł, kształtu przypisów.

Dzięki pracom edytorskim czytelnik otrzymuje więc tekst spójny i przystępny językowo. Styl Władysława jest wciągający i zróżnicowany, raz mamy do czynienia z dziecinnymi wspomnieniami (choć przedstawianymi z perspektywy człowieka u schyłku życia), innym razem z reporterską relacją z przedpowstaniowej Warszawy czy opisem Konstantynopola w formie bardzo subiektywnego przewodnika. Syn wieszcza pisze to z przymrużeniem oka, to z nutką ironii, to znowu bardzo obrazowo i poetycko. W tekst wplecione są wiersze, listy, pieśni, przemowy, opowiadanie – pełen eklektyzm. A oto przykład jednej z bardziej niebanalnych anegdot:

REKLAMA
Razu pewnego otrzymałem od niego [Karola Martineta] zaproszenie na obiad ludożerczy u jednego z profesorów Jardin des Plantes. To zabawne zaproszenie wydawało mi się żartem, którego wytłumaczenie dostanę przy stole. Ale spotkałem Karola na ulicy i on mi objaśnił, z jakiego powodu dawano obiad i dlaczego zaproszeni traktowani są jako kanibale. (…) Chodziło o zbadanie kwestii, czy ciało ludzkie jest rzeczywiście niezdrowe, czy tylko takim się wydaje z powodu okropnych warunków, w jakich znajdują się rozbitkowie, którzy je pożerają na tonącym statku. (…) Pomimo jego nalegań, odrzuciłem zaproszenie. Później nigdy w życiu nie miałem sposobności być ludożercą (s. 126).

Choć pisarstwo pamiętnikarskie nie ma określonych reguł, dzieło Władysława Mickiewicza jest wyjątkowo chaotyczne i mało spójne. Zasadniczo zachowana jest chronologia wydarzeń, ale każde z nich skłania autora do refleksji, a co za tym idzie, do licznych retrospekcji lub wybiegania w przyszłość. Na początku „Pamiętników” mamy do czynienia ze swobodną gawędą, opierającą się głównie na własnych wspomnieniach, rzadziej na wspomnieniach bliskich. Im bliżej końca, tym więcej jest „dodatków” w postaci listów i cytatów – narracja autora ogranicza się do pojedynczych zdań. Trzeba przyznać, że dopóki narratorem jest sam Mickiewicz, jego „Pamiętniki” czyta się z wielką przyjemnością, im więcej listów – tym nudniej. Czasami wręcz nie wiadomo, po co je przytoczono lub dlaczego nie wybrano tylko adekwatnych cytatów. Odnosi się wrażenie, że pan Władysław zaczął spisywanie swoich wspomnień z wielkim entuzjazmem, który w toku pracy stopniowo opadał. Dzieło raz zaczęte należało jednak skończyć, autor posiłkował się więc w coraz większym stopniu posiadanymi materiałami.

W „Pamiętnikach” Władysław Mickiewicz zakreślił nam bardzo bogatą panoramę historycznych wydarzeń: od upadku rządów Ludwika Filipa, przez Wiosnę Ludów, rządy Napoleona III, echa wojny krymskiej, upadek powstania styczniowego, zjednoczenie Włoch, po okres Komuny Paryskiej, przegraną wojnę francusko-pruską, późniejsze oblężenie Paryża, na sprowadzeniu zwłok ojca, Adama Mickiewicza, do Krakowa i ufundowaniu w Paryżu muzeum jego imienia kończąc. Sam ze swoimi rodzinnymi sprawami, mimo iż obfitowały w tragiczne momenty, usunął się na drugi plan. Przedstawiony nam zostaje natomiast szereg mniej lub bardziej znanych postaci. Obok samego Adama Mickiewicza są to: Michelet, Quinet, Renan, Lemartine, Martine, Kraszewski, Garibaldi, Bakunin, Sadyk Pasza i jego żona, Mazzini, Hercen, Mierosławski, Dwernicki, Dembiński, Czartoryski, Dumas-ojciec, Hugo czy Chopin i George Sand.

REKLAMA

Mickiewicz unika wydawania sądów o ludziach i zdarzeniach. Przedstawia anegdoty, zabawne szczegóły, barwne opowieści, cytuje dokumenty. Dla przykładu, anegdotka o Korylskim (właśc. Ludwiku Kobeckim):

Lekcje dzieciom Mickiewicza dawał Korylski, wielki oryginał. Nie nosił swego nazwiska w przekonaniu, że zyska niezwykłą sławę i że to krewnych jego wbije w pychę. Prace swoje pisał po żmudzku, aby ktoś, przypadkiem je zobaczywszy, nie zrozumiał ich treści. Niektóre poglądy matematyczne zwróciły uwagę Franciszka Arago, ale zniechęcił go swym dziwnym projektem. W memoriale swym Korylski mówił, że należy zmusić każdego właściciela do tego, żeby każdy kot miał na łapkach nałożone łupiny od orzechów, powleczone od wewnątrz smołą, co przeszkodzi im wyjmować z gniazd pisklęta. Znakomity astronom zarzucił mu, że zapomina, iż koty nie mogłyby już myszy łowić. Nie przekonał Korylskiego, ponieważ ten tak dalece kochał zwierzęta, że żył wyłączeni jarzynami i owocami (s. 53).

Trzeba przyznać, że Władysław posiadał wielki talent do odmalowywania postaci i do wybierania ciekawych dla czytelnika szczegółów. Warto docenić też ilość zacytowanych przezeń tekstów źródłowych. Z drugiej strony należy zauważyć, że zwykle są to dość swobodne relacje dokumentów pochodzących ze źródeł prywatnych lub trudno (jeśli w ogóle) osiągalnych. Nie sposób obecnie zawyrokować, czy deformacje lub opuszczenia tekstu wynikały z niedbalstwa, czy były celowymi manipulacjami, a może były spowodowane pospieszną pracą lub przekładem. Za przykład tego typu zaniedbań niech wystarczy fakt, że niemal żaden z cytatów z samego Adama Mickiewicza nie jest wolny od błędów – np. fragment „Ustępu” III części „Dziadów” pozbawiony jest całego wersu. Gdy przytacza mowy, sam autor przyznaje, iż boi się, że cytując słowa jego [Adama Mickiewicza] po tylu latach, nie odda ich wiernie (s. 92).

REKLAMA

„Pamiętniki” Władysława Mickiewicza to z jednej strony kalejdoskop postaci historycznych mniej lub bardziej znanych (bardzo przydatne są tu liczne przypisy, zawierające podstawowe informacje o chyba każdej z przywoływanych osób), z drugiej – na pewno nie podręcznik do historii. Znajdziemy tu mnóstwo odwołań do wydarzeń i postaci, ale są to często zapiski szczątkowe, nieuporządkowane chronologicznie, wyrwane z kontekstu. Brak tu tła historycznego – dla autora było ono oczywiste, ale dla czytelników nieposiadających podstawowej wiedzy historycznej będzie to tekst niezrozumiały. Będzie za to skarbnicą drobnych informacji dla badaczy zajmujących się np. polską emigracją we Francji. Władysław wspomina m.in. że w jej szeregach zdarzało się wiele samobójstw i dodaje, że byłoby ich więcej, gdyby wygnańcy przewidywali, że pomrą na obcej ziemi. Oni zaś, wręcz przeciwnie, mieli silne przeświadczenie, że z bronią w ręku wrócą do ojczyzny (s. 193).

Jeśli ktoś w tekście „Pamiętników” spodziewa się wspomnień z dzieciństwa i pikantnych szczegółów z życia ojca, raczej się rozczaruje. To książka o synu, ale nie jako osobie prywatnej, tylko jako o wielkim patriocie, orędowniku sprawy polskiej niepodległości oraz opiekunie spuścizny i pamięci o ojcu. Wiele zostało już powiedziane o „brązowniczych” tendencjach Władysława i w „Pamiętnikach” również zaobserwujemy idealizowanie Adama Mickiewicza, nazywanego przez syna geniuszem. Warto zacytować tu jakże znamienne zdanie: jeśli chodzi o ojca, czuję, że w głąb duszy człowieka genialnego zajrzeć może tylko ktoś mu równy (s. 95). Choć dowiadujemy się, że wieszcz uważał się za osobę ważną, na rozmowę z którą nie każdy zasługiwał i że w dodatku po 1848 r. przyjmował już tylko osoby, które w zupełności podzielały jego przekonania (s. 40), poza tym otrzymujemy bardzo ciepły obraz Adama jako ojca. Był rodzicem pobłażliwym, który wybaczał dzieciom psoty i nie przymuszał ich do nauki. Uważał, że praca w rzemiośle mogła uchronić od rozczarowań i zapewnić lepszy byt niż efektowna kariera (s. 42).

REKLAMA

Myślę, że czytelnika zainteresują zabawne anegdotki jak ta, kiedy Adam w ramach pracy domowej pomógł synowi opisać wierszem łacińskim pożar Moskwy. Nauczyciel zanotował uwagę „brak kolorytu lokalnego”, co było tym zabawniejsze, że w przeciwieństwie do Mickiewicza prawdopodobnie nigdy nie był w Rosji (s. 70). Władysław wspomina też, że ojciec bardzo lubił zwierzęta. Gdy złapał kiedyś mysz w szufladzie biurka, włożył [ją] do pudełka i karmił łakociami. Jednak zginęła (…) Okazało się, że zapomniał dać pić więźniowi (s. 138). Polskiego czytelnika zainteresuje też z pewnością opinia autora „Pana Tadeusza” na temat naszej epopei narodowej. Otóż syn poprosił kiedyś Adama o utwór, a ten, choć już trzymał go w ręce, schował dzieło i odrzekł: Poczekaj, aż napiszę coś lepszego (s. 24). W tym miejscu chciałabym zwrócić uwagę na pewien brak konsekwencji ze strony Władysława, który raz pisze „mój ojciec”, a raz „Adam Mickiewicz” – i to niezależnie od tego, czy przywołuje wspomnienia z dzieciństwa, czy opisuje działalność polityczną rodzica.

Podsumowując, „Pamiętniki” Władysława Mickiewicza to pasjonująca lektura, świadectwo życia człowieka-instytucji, któremu, dzięki znanemu nazwisku i bardzo długiemu życiu, dane było poznać elity polityczne współczesnej mu Europy. W jego wspomnieniach zauważymy szczególny dar obserwacji i opisywania postaci, miejsc i zdarzeń oraz wybierania ciekawych dla czytelnika anegdot. Język „Pamiętników” jest żywy, staranny i (po edycji w obecnym wydaniu) bardzo przystępny.

REKLAMA

Mankamentem, a jednocześnie zaletą omawianego dzieła jest brak chronologii, „skakanie” po wydarzeniach – utrudnia to z pewnością ich śledzenie i stworzenie spójnego obrazu, z drugiej strony dodaje „Pamiętnikom” autentyczności. Tak działa ludzka pamięć, na zasadzie strumienia świadomości, ciągu dygresji, a nie uporządkowanego zbioru faktów. Obok informacji o postaciach i wydarzeniach historycznych otrzymujemy dane z pierwszej ręki na temat życia codziennego, jak choćby taką drobnostkę (która mnie ogromnie zafascynowała), że w eleganckich rzeźniach w dzielnicy Saint-Germain sprzedawano mięso z różowego ibisa, kotlety ze słonia czy garby wielbłądzie (s. 151). Władysław był też wytrawnym obserwatorem – na kartach jego „Pamiętników” znajdziemy wiele ciekawych spostrzeżeń, jak porównanie chrześcijaństwa i islamu, zauważenie wspólnoty losów Polaków, Węgrów, Włochów i Francuzów, czy wreszcie wychwycenie charakterystyki włoskiego regionalizmu. Za wadę „Pamiętników” można uznać liczbę cytowanych w nich listów, mów i dokumentów, często w całości – fragmenty te są zwyczajnie nudne, choć oczywiście z perspektywy badacza mogą okazać się często cennym, a nigdzie indziej niepublikowanym źródłem.

Na koniec kilka słów o samej książce. Wydana jest bardzo ładnie, w twardej oprawie z dołączoną półprzezroczystą obwolutą. Nie zapominajmy jednak, że to 1012 stron – książka odrobinę przeraża rozmiarami, niełatwo też się ją trzyma. Prawdopodobnie lepszym rozwiązaniem byłoby opublikowanie jej w trzech tomach (tak jak miało to miejsce przy pierwszym wydaniu). Na szczęście użyto stosunkowo dużej, przyjaznej dla oka czcionki. Ostatnia informacja dla wielbicieli czytania w podróży: mimo rozmiarów, książka jest zadziwiająco lekka.

Zobacz też:

Redakcja i korekta: Agnieszka Kowalska

REKLAMA
Komentarze

O autorze
Katarzyna Trofimowicz
Ukończyła stosunki międzynarodowe i filologię hiszpańską na Uniwersytecie Jagiellońskim, doktorantka na Wydziale Dziennikarstwa i Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego. Jej pasje to historia (szczególnie średniowiecza), podróże i konie. Interesuje się kulturą Hiszpanii i krajów Ameryki Łacińskiej oraz współczesnymi systemami politycznymi i bezpieczeństwem międzynarodowym. Uwielbia katedry gotyckie i zamek krzyżacki w Malborku.

Wszystkie teksty autora

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści. Za darmo.
Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2023 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone