Zanim nastąpił Sierpień… Lubelski Lipiec 1980 roku

opublikowano: 2020-07-01 11:15
wolna licencja
poleć artykuł:
Pracownicy okupujący zakłady pracy i przedstawiający własne postulaty, unieruchomione miasto, próby negocjacji władz i klasy robotniczej. Te obrazy kojarzą nam się z Sierpniem 1980 roku na Wybrzeżu. Ale tego typu protesty rozpoczęły się w Polsce miesiąc wcześniej, a ich ogniskiem była Lubelszczyzna.
REKLAMA

Zobacz też: Polska Partia Socjalistyczna i jej reaktywacja

Lubelski Lipiec: Pracownicy Wytwórni Sprzętu Komunikacyjnego Świdnik, źródło: NAC, Zespół: Archiwum Fotograficzne Włodzimierza Barchacza, Sygnatura: 44-40-12

Polska Rzeczpospolita Ludowa drugiej połowy lat 70. była państwem coraz bardziej pogrążającym się w kryzysie gospodarczo-społecznym. Entuzjazm i prosperity pierwszych lat rządów Edwarda Gierka wygasły, pozostawiając rozbudzone, ale nie zaspokojone ambicje społeczeństwa. Nieefektywność gierkowskiego programu inwestycyjnego doprowadziła do zadłużenia kraju, którego nie dawało się zrównoważyć zakładanym eksportem towarów przemysłowych. Na problem ten nałożyły się stałe bolączki gospodarki centralnie sterowanej – brak sensownego zarządzania, korupcja, interesy lokalne, marnotrawstwo, wreszcie czarny rynek i niedobory na rynku spożywczym. Towarzyszyły temu coraz większe problemy społeczne, ze wzrostem pijaństwa na czele. Sytuację dodatkowo pogorszyła „zima stulecia” na przełomie 1978 i 1979 roku. Po brutalnym stłumieniu protestów robotniczych w Radomiu, Ursusie i Płocku w Czerwcu 1976 roku autorytet Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej i samego Gierka był coraz mniejszy, a narodziny opozycji demokratycznej oraz wybór Karola Wojtyły na papieża i jego pierwsza pielgrzymka do kraju w 1979 roku zmniejszyły strach społeczeństwa przed represjami ze strony komunistów.

Fatalna podwyżka

Impulsem, który doprowadził do wybuchu protestów, okazały się – jak zwykle w PRL – podwyżki cen mięsa. W przeciwieństwie jednak do kryzysów z 1970 i 1976 roku, rządzący wybrali nieco inną metodę działania – zamiast skoordynowanej, całościowej modyfikacji cen ważnych dla ludzi towarów, wprowadzono zmiany zakamuflowane, realizowane nie decyzją Rady Ministrów, a kierownictwa przedsiębiorstw handlowych. Dodatkowo, podwyżki wprowadzono na początku okresu wakacyjno-urlopowego. Pierwszym elementem zmian było rozszerzenie kwalifikacji gatunków mięs przeznaczonych do tzw. sprzedaży „komercyjnej”, a więc po wyższych cenach. Do grup tej trafiły m.in. boczek, golonka i wołowina. Równolegle do obiegu wprowadzano gorsze jakościowo wędliny, produkowane z mniejszym udziałem mięsa. Po drugie, w istotny sposób podniesiono ceny w pracowniczych stołówkach i bufetach, co też uderzało w kieszenie pracujących. Zmiany te weszły w życie 1 lipca 1980 roku. W tym czasie w przemyśle realizowano korektę norm pracy i płacy, co odbiło się niekorzystnie na pensjach wypłacanych robotnikom. Co ciekawe, zmiany te nie były ze sobą koordynowane na szczeblu centralnym, co doprowadziło do kumulacji negatywnych reakcji.

Już 1 lipca na wieść o podwyżkach zastrajkowały załogi dużych zakładów przemysłowych na terenie całego kraju: WSK „PZL-Mielec”, Zakładów Mechanicznych „URSUS”, Zakładów Metalurgicznych „POMET” w Poznaniu, Sanockiej Fabryki Autobusów „Autosan” oraz Fabryki Obrabiarek Specjalizowanych „Ponar” w Tarnowie. Pracy odmówili też kierowcy Przedsiębiorstwa „Transbud” w Tarnobrzegu, zaangażowani w budowę elektrowni „Połaniec”. Decyzją członków Sekretariatu KC PZPR postanowiono rozwiązać problem strajków metodą polityczna, czyli negocjacjami ze strajkującymi, wysłuchiwaniem zgłaszanych postulatów oraz miejscowym ich realizowaniem, głównie poprzez zastrzyki finansowe niwelujące dolegliwość podwyżek.

REKLAMA
Widok ogólny hali Wytwórni Sprzętu Komunikacyjnego Świdnik, źródło: NAC, Zespół: Archiwum Fotograficzne Włodzimierza Barchacza, Sygnatura: 44-40-1

W kolejnych dniach fala strajków objęła kolejne, pojedyncze zakłady przemysłowe, m.in. niektóre wydziały Huty Warszawa czy filie poznańskich Zakładów im. Hipolita Cegielskiego. Rządzący odpowiadali na nie negocjacjami i obietnicami podwyżek płac oraz cofnięciem wyższych norm. 2 lipca w Dzienniku Telewizyjnym wystąpił wiceprezes Związku Spółdzielni Spożywców „Społem”, który poinformował o podwyżce cen i zapowiedział jej częściowe ograniczenie.

Lubelski Lipiec: Świdnik był pierwszy

Robotnicze strajki zyskały nową energię, gdy 8 lipca pracę przerwała załoga podlubelskiej WSK „PZL-Świdnik”. Załogę tego bardzo dużego zakładu do protestu pchnęła podwyżka cen „komercyjnych” w zakładowej stołówce i barach. Już o 7:45 pojawiły się pierwsze oznaki niezadowolenia, a o 8:30 meldowano o kłopotach do Komitetu Wojewódzkiego PZPR w Lublinie. Po przerwie śniadaniowej stanęło sześć wydziałów mechanicznych, a do południa pracę przerwały wszystkie komórki produkcyjne – strajk nie objął m.in. wydziału remontu śmigłowców i utrzymania ruchu, a także pracowników umysłowych. Robotnicy domagali się cofnięcia podwyżek, powołując się na ugody zawarte w Mielcu i Ursusie. W czasie rozmów z przedstawicielami wojewódzkich władz partyjnych delegaci wydziałów poruszali temat gorszego zaopatrzenia Świdnika w żywność, złej jakości wędlin i produktów garmażeryjnych, ale także kwestię socjalnego uprzywilejowania wojska i milicji oraz marnotrawstwa w gospodarce.

Kolejnego dnia do strajku przyłączyli się także pracownicy umysłowi i administracyjni, a łącznie od pracy wstrzymało się ok. 4 tys. osób. Do Świdnika przybyli minister przemysłu maszynowego Aleksander Kopeć oraz dyrektor naczelny Zjednoczenia Przemysłu Lotniczego i Silnikowego Krzysztof Kuczyński, co świadczyło o poważnym traktowaniu strajku przez rządzących (decyzję w tej sprawie podjęli premier Edward Babiuch i sekretarz KC Józef Pińkowski). Przed budynkiem biurowym odbywały się wiece, w których brała udział znaczna część załogi. Wypowiedzi ministra Kopcia, w których mówił o niższych podwyżkach dla robotników, były przerywane przez tłum. Pracownicy WSK spisali listę ponad 500 postulatów, które przedstawili dyrekcji. W kolejnych dniach, mimo prób nacisku ze strony aktywu partyjnego, strajk trwał, a dyrekcja zakładu i przedstawiciele władz zaczęli przychylać się do zgłaszanych postulatów.

11 lipca, w czwartym dniu strajku, wyłoniono ponad 100-osobową straż robotniczą oraz 19-osobowy komitet strajkowy (nazwany Komitetem Postojowym, by zamaskować faktyczny sens wydarzeń), który tego dnia podpisał pisemne porozumienie z rządzącymi w sprawie załatwienia postulatów socjalnych i pracowniczych oraz przyznania podwyżki płac od 1 sierpnia. Porozumienie w Świdniku było pierwszą tego typu pisemną ugodą, podpisaną w 1980 roku między władzami a strajkującymi. Jak zapowiadało Ministerstwo Spraw Wewnętrznych, wieści o tym mogły wpłynąć na wybuch kolejnych protestów. Tak też się stało…

REKLAMA
Pracownicy Wytwórni Sprzętu Komunikacyjnego Świdnik przy taśmie montażowej, źródło: NAC, Zespół: Archiwum Fotograficzne Włodzimierza Barchacza, Sygnatura: 44-40-5

Lubelski Lipiec: generalny strajk miasta

9 lipca wybuchł strajk w samym Lublinie – w Fabryce Maszyn Rolniczych „Agromet” pracę przerwało 70 osób. Następnego dnia strajkowało już 1200 pracowników zakładu. 10 lipca rozpoczął się też protest w Fabryce Samochodów Ciężarowych, największym zakładzie pracy na Lubelszczyźnie. Impulsem okazała się informacja o obniżeniu premii z 28 do 15 proc. Trzeciego dnia strajku pracy odmówiła niemal cała I zmiana – 2700 z 3000 pracowników. Na wewnętrznym dziedzińcu dwukrotnie odbywały się wiece załogi, które zmusiły dyrekcję i przedstawicieli władz do ustępstw. Stawało coraz więcej mniejszych zakładów, protest przeniósł się także do innych gmin województwa lubelskiego. W kolejnych dniach strajki objęły m.in. Zakłady Zmechanizowanego Sprzętu Domowego „Predom-Eda” w Poniatowej, rozproszone wydziały Zakładów Azotowych „Puławy” czy też Zakłady Garbarskie „Lugar” w Lubartowie. Według informacji MSW 16 lipca protestowały już 32 zakłady i ponad 8 tys. pracowników.

16 lipca rano rozpoczął się strajk w Lokomotywowni Pozaklasowej PKP w Lublinie. Protest szybko przeniósł się z pracowników warsztatów na maszynistów, którzy zatrzymywali i unieruchamiali pociągi wjeżdżające do miasta. W efekcie następnego dnia cały Lubelski Węzeł Kolejowy został zablokowany, a na PKP strajkowało około 2000 pracowników. W późniejszym okresie w kraju mówiono, że kolejarze przyspawali do szyn lokomotywę, blokując w ten sposób ruch w rejonie Lublina. W rzeczywistości nie doszło do tak dramatycznych działań, jednak strajk okazał się dużym ciosem dla rządzących, zwłaszcza, że wkrótce do protestu dołączyli także kolejarze z Dęblina. Na szczeblu państwowym zwracano uwagę na zagrożenie linii transportowych Armii Radzieckiej, biegnących z Terespola na zachód.

18 lipca był kulminacyjnym punktem lubelskich protestów. Tego dnia strajk rozpoczęli kierowcy z Miejskiego Przedsiębiorstwa Komunikacyjnego, trwała też przerwa w pracy w Spółdzielni Transportu Wiejskiego oraz Przedsiębiorstwie Transportu Handlu Wewnętrznego. Działania te w znaczący sposób dały się we znaki mieszkańcom miasta i regionu – szwankował transport osobowy oraz rozwożenie towarów do sklepu (nie przerwano jedynie dostaw mleka do żłobków i przedszkoli). Władze zmuszone były do organizacji transportu zastępczego, sprowadzania kierowców z sąsiednich województw i szukania łamistrajków. Dostawy na budowy utrudniły protesty Przedsiębiorstwa Transportowo-Sprzętowego „Transbud”, zarówno oddziałów lubelskich, jak i znajdujących się w innych miastach regionu – pracownicy na wieść o strajku w centrali dołączali się do protestu z własnymi postulatami. Rządzący szacowali, że tego dnia strajkowało od 48 do 63 zakładów pracy i ok. 21-27 tys. pracowników.

REKLAMA

Artykuł został opublikowany w ramach dodatku tematycznego do Histmag.org „Wielkie momenty oporu przeciw tyranii 1945-89”, zrealizowanego dzięki wsparciu Europejskiego Centrum Solidarności :

Pracownicy wytwórni w Świdniku, źródło: NAC, Zespół: Archiwum Fotograficzne Włodzimierza Barchacza, Sygnatura: 44-40-2

Postulaty zgłaszane przez protestujących miały głównie socjalny i pracowniczy charakter – żądano wstrzymania podwyżki cen, wycofania niekorzystnych norm i zasad premiowania czy zwiększenia płac. Bardzo często pojawiały się też wezwania do zrównania zasiłków rodzinnych do poziomu tych wypłacanych MO i wojsku. Istotne miejsce zajmowały także głosy na temat zaopatrzenia sklepów (zwłaszcza w mięso i wędliny) oraz różnego rodzaju spraw socjalnych i pracowniczych. Warto przy tym zwrócić uwagę na poruszanie kwestii bezpieczeństwa i higieny pracy, marnotrawstwa, przestojów czy niesprawiedliwości wewnątrz zakładów pracy. Czasem zdarzały się też żądania atakujące oficjalne przedstawicielstwa pracownicze czy związki zawodowe działające w przedsiębiorstwach, łącznie z postulatami przeprowadzenia nowych wyborów do Rady Zakładowej.

Władza radzi sobie z kryzysem

Zgodnie z decyzjami z początku lipca władze partyjne oraz administracja państwowo-gospodarcza starały się rozładowywać strajki przy pomocy metod „politycznych” – negocjacji, wysłuchiwania postulatów i przekazywania ich wyżej oraz załatwiania najprostszych spraw i obietnic podwyżek. Sukcesy protestów w jednych zakładach powodowały jednak wstrzymanie pracy w innych miejscach i wysuwania podobnych żądań. 18 lipca sytuacja stawała się coraz bardziej dramatyczna – oprócz utrudnień w transporcie i licznych przerw w pracy doszło jeszcze do masowego wykupu towarów spożywczych oraz wypłacania oszczędności z PKO. Przez Lublin przeszły pogłoski o mającym odbyć się następnego dnia wielkim wiecu na Placu Litewskim w środku miasta – groziło to jeszcze większą eskalacją protestu.

W czasie narady w Komitecie Wojewódzkim PZPR podjęto decyzję o lokalnym złamaniu oficjalnego nakazu milczenia o strajkach w zakładzie pracy. Postanowiono wystosować oficjalny apel do społeczeństwa regionu z wezwaniem do powrotu do pracy. Rozpropagowano go przez specjalne wydanie partyjnego dziennika „Sztandar Ludu” oraz popołudniówkę „Kurier Lubelski”, a także odczytanie na antenie lokalnej rozgłośni Polskiego Radia i wydruk w formie afiszy. Apel, podpisany przez I sekretarza KW PZPR i przewodniczącego Wojewódzkiej Rady Narodowej Władysława Kruka i przewodniczącego Wojewódzkiego Komitetu Frontu Jedności Narodu Pawła Dąbka przyznawał, że w mieście nastąpiły liczne „przerwy w pracy”. Wzywano przy tym:

REKLAMA

Nie ma takiej sprawy, nawet najtrudniejszej, o której nie można by i nie należałoby mówić otwarcie i szczerze. Możemy i powinniśmy szukać wspólnie dróg poprawy, stopniowego i konsekwentnego zaspokajania uzasadnionych i realnych potrzeb. Chodzi jednak o to, by wszystko odbywało się w atmosferze patriotycznej dyscypliny, wypełniania przez każdego jego podstawowych obowiązków – służących przecież naszemu wspólnemu dobru. Tylko w warunkach funkcjonowania wszystkich dziedzin życia możemy osiągnąć pełne zrozumienie i realizację naszych celów. Zwracamy się do Was – wszystkich mieszkańców Lublina, do klasy robotniczej, zwracam się do kobiet pracujących i wychowujących dzieci, odwołuję się do Waszych serc i umysłów – zróbcie wszystko co w Waszej mocy, aby życie naszego miasta mogło wrócić do normy.

Lubelski Węzeł Kolejowy, fot. Szater, na licencji CC BY-SA 3.0

W „Sztandarze Ludu” z 19 lipca opublikowano też komunikat Biura Politycznego KC PZPR „w sprawie sytuacji w Lublinie”. Rozpoczynało go rytualne „straszenie” konsekwencjami strajków. Pisano m.in.: „Sytuacja ta podważa dobre imię naszego kraju, narusza zaufanie do Polski u jej partnerów i może budzić niepokój jej przyjaciół. Atmosfera napięcia jest na rękę wrogom Polski, stwarza niebezpieczeństwo prowokacji politycznej”. Dalej jednak odwoływano się do poczucia patriotyzmu i odpowiedzialności za stan gospodarki państwa, w końcu zaś obiecywano nie tylko wysłuchanie postulatów protestujących, ale też zwiększenie po Nowym Roku świadczeń socjalnych, m.in. zasiłków rodzinnych, rent i emerytur tzw. „starego portfela”, pomocy dla rodzin wielodzietnych i samotnych matek czy podwyżki najniższych płac. Zapowiedziano też powołanie Komisji Rządowej na czele z wicepremierem Mieczysławem Jagielskim, która miała przeanalizować zgłaszane przez strajkujących wnioski.

Strajki na Lubelszczyźnie wybuchły w przededniu 22 lipca – Narodowego Święta Odrodzenia Polski, upamiętniającego ogłoszenie Manifestu PKWN i będącego największą celebrą partyjno-państwową w kalendarzu świątecznym PRL. Uroczystości z tej okazji tradycyjnie odbywały się m.in. w Chełmie, do którego doszły już refleksy fali strajkowej. Jadący do „Miasta Manifestu Lipcowego” na spotkanie z młodzieżą Edward Gierek ominął Lublin, nie podejmując nawet próby zaangażowania się w rozwiązanie sporu. Święto wykorzystano jednak do rozładowania strajków – 22 lipca wypadał w tym roku we wtorek, w związku z czym poniedziałek ogłoszono dniem wolnym od pracy w zakładach pracujących w trybie nieciągłym. Kilkudniowa przerwa od pracy w połączeniu z dogadywaniem się na szczeblu poszczególnych zakładów doprowadziła do wygaszenia strajków. Ostatnie miały miejsce 24 i 25 lipca w Lubelskim Przedsiębiorstwie Produkcji Elementów Budowlanych oraz w Zakładzie Odzieżowym Spółdzielni Pracy „Radzynianka” w Radzyniu Podlaskim.

REKLAMA

Zapowiedź wielkiego przełomu

Strajki lipcowe na Lubelszczyźnie, chociaż liczne, nie stworzyły masy krytycznej, która mogłaby zatrząść systemem komunistycznym. Główną przyczyną tego zjawiska było ich ograniczenie – dominowały postulaty płacowe i socjalne, związane z konkretnym zakładem pracy. Nawet jeśli stawiano postulaty szersze i bardziej krytyczne wobec systemu (np. dotyczące uprzywilejowania resortów siłowych, administracji i PZPR czy też złego funkcjonowania oficjalnych związków zawodowych), to robotnikom zabrakło koordynacji – nie powołano międzyzakładowych komitetów strajkowych, które mogłyby występować solidarnie w imieniu protestujących.

Lubelski Lipiec 80. Krzyż oraz pamiątkowa tablica, domena publiczna.

Warto przy tym dodać, że strajki spotkały się z odzewem opozycji demokratycznej, zwłaszcza Komitetu Samoobrony Społecznej „KOR”. Wojciech Onyszkiewicz wraz z grupą swoich współpracowników zbierał informacje o protestach i przekazywał je do Jacka Kuronia w Warszawie. Służba Bezpieczeństwa zorganizowała nawet „kocioł” w mieszkaniu opozycjonisty, zatrzymując osiem osób na 48 godzin. Również inne osoby zbierały samodzielnie wieści o sytuacji na Lubelszczyźnie. Kuroń, dzięki kontaktowi z zachodnimi dziennikarzami, przekazywał im informacje o strajkach lipcowych, które trafiały do Radia Wolna Europa, przyczyniając się do dalszego wzrostu fali protestów. Również w „Biuletynie Informacyjnym” znalazły się informacje o strajkach, w tym ich analiza dokonana przez Kuronia, bezpośrednia relacja uczestnika strajku w Lokomotywowni PKP Zdzisławem Szpakowskim oraz… komunikat Biura Politycznego, opublikowany tylko lokalnie.

Według obliczeń historyka Lubelskiego Lipca Marcina Dąbrowskiego, między 8 a 25 lipca 1980 roku na szeroko rozumianej Lubelszczyźnie strajkowało ponad 150 zakładów pracy, począwszy od gigantów takich jak WSK „PZL-Świdnik” czy FSC, na małych fabrykach i przedsiębiorstwach usługowych kończąc. Liczbę strajkujących można szacunkowo określić na ok. 50 tys. osób. Zdecydowana większość protestujących zakładów (ok. 90) znajdowała się w samym Lublinie, strajki dotarły jednak do ponad dwudziestu miejscowości województwa lubelskiego, m.in. Świdnika, Poniatowej, Puław, Kraśnika, Lubartowa czy Opola Lubelskiego. 11 zakładów strajkowało w województwie bielskopodlaskim, 5 w województwie chełmskim (z czego 4 w samym Chełmie), a 2 w województwie zamojskim.

Lubelski Lipiec nie przerodził się w wielki społeczny bunt, jak w wypadku wielu innych „polskich miesięcy”. Warto jednak docenić jego znaczenie, był to bowiem największy wybuch społecznego gniewu w przededniu strajków sierpniowych, w których główną rolę odgrywały wielkie zakłady Wybrzeża, na czele ze Stocznią im. Lenina w Gdańsku. Przykład lubelskich robotników dał przykład działania pracującym w innych regionach – to m.in. na Lubelszczyźnie skutecznie wypróbowano metodę strajku okupacyjnego, o wiele bezpieczniejszego i skuteczniejszego niż demonstracje uliczne (które zakończyły się tragedią w Grudniu 1970 roku i Czerwcu 1976 roku). Sukces Świdnika i Lublina pokazał też przyszłym strajkującym, że władze komunistyczne mogą się cofnąć i przystać na żądania robotników. W tej perspektywie to właśnie na Lubelskim Lipcu zakiełkowało ziarno, które zaowocowało Sierpniem, powstaniem „Solidarności” i wielkim przełomem w historii PRL.

Bibliografia:

  • Dąbrowski Marcin, Lubelski Lipiec 1980, Norbertinum, Lublin 2006.
  • Dąbrowski Marcin, NSZZ „Solidarność” Region Środkowo-Wschodni w latach 1980-1981, Instytut Pamięci Narodowej Oddział w Lublinie, Lublin 2014.
  • Kozłowski Tomasz, Anatomia rewolucji. Narodziny ruchu społecznego „Solidarność” w 1980 roku, Instytut Pamięci Narodowej, Warszawa 2017.
  • Sowa Andrzej Leon, Historia polityczna Polski 1944-1991, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2011.

redakcja: Mateusz Balcerkiewicz

Artykuł został opublikowany w ramach dodatku tematycznego do Histmag.org „Wielkie momenty oporu przeciw tyranii 1945-89”, zrealizowanego dzięki wsparciu Europejskiego Centrum Solidarności :

REKLAMA
Komentarze

O autorze
Tomasz Leszkowicz
Doktor historii, absolwent Uniwersytetu Warszawskiego. Publicysta Histmag.org, redakcji merytorycznej portalu w l. 2006-2021, redaktor naczelny Histmag.org od grudnia 2014 roku do lipca 2017 roku. Specjalizuje się w historii dwudziestego wieku (ze szczególnym uwzględnieniem PRL), interesuje się także społeczno-polityczną historią wojska. Z uwagą śledzi zagadnienia związane z pamięcią i tzw. polityką historyczną (dawniej i dziś). Autor artykułów w czasopismach naukowych i popularnych. W czasie wolnym gra w gry z serii Europa Universalis, słucha starego rocka i ogląda seriale.

Wszystkie teksty autora

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści. Za darmo.
Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2023 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone