Zanim templariusze stali się potężnym zakonem

opublikowano: 2019-06-01 17:00
wszystkie prawa zastrzeżone
poleć artykuł:
Zakon templariuszy powstał, aby chronić bronić pielgrzymów w Ziemi Świętej. Jakie niebezpieczeństwa czyhały na pątników?
REKLAMA

W pierwszych latach istnienia Królestwa Jerozolimskiego Frankowie borykali się między innymi z niedostatkiem ludzi. Ten kłopot miały wszystkie państwa krzyżowców w Outremer. Niełatwo było nakłonić walczących mężczyzn do wyprawy na Wschód, ale przekonać ich, by tam zostali, było jeszcze trudniej. Ksiądz Fulcher z Chartres, który należał do pierwszej fali osadników, zanotował, że w 1100 roku pozostało w Jerozolimie zaledwie 300 rycerzy i tyleż piechoty. Choć liczbę tę zwiększały orszaki rycerskie, było to i tak za mało dla obrony państw frankijskich. Poszatkowane i słabo zaludnione przez Franków terytorium Outremer musiało więc odpierać ataki na swoje osady, a przede wszystkim drogi stanowiące szlaki pielgrzymów podróżujących po Ziemi Świętej. Napływ pątników stanowił ważną część gospodarki młodego królestwa. Większość z tych licznych dróg biegła przez obszar rozciągający się od Jeziora Tyberiadzkiego na północy, Samarię i Judeę, aż po Hebron na południu.

Zdobycie Jerozolimy w 1099 roku (mal. Émile Signol)

Do szczególnie niebezpiecznych zaliczał się szlak łączący Jerozolimę z Ar-Ramlą. Na pielgrzymów wędrujących nim z Jafy czyhały bandy gnieżdżące się w pobliskich jaskiniach. Zagrożenie stanowili Turcy, Egipcjanie, wędrowni beduini, a nawet Etiopczycy, a niebezpiecznie było także na otwartej przestrzeni. W latach 1102–1103, a więc kilka lat po założeniu Królestwa Jerozolimskiego, do jego stolicy przybył anglosaski podróżnik zwany Siwulfem, który nie tylko zostawił po sobie jeden z najwcześniejszych opisów pielgrzymki do nowo powstałego państwa, ale także sporządził przewodnik po jego najważniejszych miejscach, nie zapominając przestrzec czytelników przed strasznymi niebezpieczeństwami czyhającymi na podróżnika. Przez dwa dni wędrował z Joppy (Jafy) do Jerozolimy górskimi i skalistymi drogami. Saraceni, jak pisał, czyli w tym wypadku beduini, czaili się w górskich kotlinach lub pieczarach, gotowi schwytać w pułapkę chrześcijan, którzy nieśli ze sobą majątek w pieniądzach i kosztownościach. Czekali dzień i noc na mniej liczne i bardziej zmęczone grupy pielgrzymów. Rezultat tych ataków był łatwy do przewidzenia:

Och, jakiż bezlik ludzkich ciał na drodze i po obu stronach, rozszarpanych przez dzikie bestie! […] Na szlaku tym nie tylko biednym i słabym, ale także bogatym i silnym grozi niebezpieczeństwo. Wielu zabił Saracen, ale jeszcze więcej zginęło od upału i z pragnienia; jedni padli z braku wody, ale inni, a tych było więcej, umarli, opiwszy się jej w nadmiarze.

Nikt, kto wyszedł cało z takiej napaści, nie ośmielał się odłączyć od grupy, nawet żeby pogrzebać swoich bliskich. Droga z Jerozolimy do Jerycha, którą obierali pielgrzymi zdążający do Jordanu, była nieco inna. Mnich z Rusi, opat Daniel z Kijowa, który odwiedził Ziemię Świętą w latach 1106–1107, określił tę trasę także jako bardzo uciążliwą i pozbawioną wody. W wysokich, skalistych górach i „budzących grozę wąwozach” szerzył się bandytyzm. Daniel dużo podróżował po Ziemi Świętej. Napisał, że muzułmanie z Askalonu – tym razem chodziło o poddanych egipskich Fatymidów – zabijają pielgrzymów u źródeł obok Lyddy niedaleko Jafy. Przestrzegał też pątników podróżujących między Hebronem na południu a Jerozolimą, że trzeba tam pokonać skaliste góry i gęste lasy, skąd muzułmanie przeprowadzają ataki.

REKLAMA

Kiedy opat Daniel wędrował po terenach na północ od Galilei, dotarł w okolice miasta Bajsan na zachód od Jordanu. Z tego „trudno dostępnego” grodu wypływa siedem rzek, pisał. Tym, którzy zdecydują się pokonać owe rzeki, grozi wielkie niebezpieczeństwo, „bo żyją tu okrutni saraceńscy poganie, którzy napadają na podróżnych u brodów”. Daniel przestrzegał także przed lwami – wspomniał o nich dwa razy w jednym akapicie. Ale wszystkim chrześcijańskim pielgrzymom odwiedzającym święte miejsca zagrażali głównie ludzie.

Baldwin II

Wilhelm, arcybiskup Tyru (zm. ok. 1186), w wiekopomnym dziele Historia rerum in partibus transmarinis gestarum (Dzieje spraw zamorskich) dostarcza mnóstwa informacji dotyczących dwunastowiecznych wydarzeń, które rozegrały się w Ziemi Świętej. Kreśli w nim wymowny obraz niebezpiecznego świata rozciągającego się poza frankijskimi miastami:

Nieliczne miasta, które dostały się pod naszą władzę, leżały pośród terytorium wroga, przez co chrześcijanie, mając konieczność między nimi się przemieszczać, narażali się na ogromne niebezpieczeństwo. Kraj otaczający ich włości zamieszkiwali pogańscy Saraceni, nasz najokrutniejszy wróg. Był on tym bardziej groźny, że mieszkał obok nas, bo najbardziej kąsa ten owad, który gnieździ się u naszych drzwi.

Każdy chrześcijanin ruszający w drogę bez przedsięwzięcia należytych środków ostrożności narażał się na śmierć z ręki Saracenów lub pojmanie i sprzedanie w niewolę.

Wilhelm pisze też, że Frankowie mieszkający w miastach wcale nie mieli lepiej. Nawet tutaj nie było dość strażników, żeby przeszkodzić złodziejom i rabusiom wspinać się na mury i napadać na osadników w ich domach.

W Wielkanoc 1119 roku nastąpił największy akt barbarzyństwa, który odbił się szerokim echem na Zachodzie. Na drodze z Jerozolimy do Jordanu oddział muzułmanów z Askalonu napadł i wybił grupę kilkuset nieuzbrojonych pielgrzymów. Około sześćdziesięciu ocalałych sprzedano w niewolę. Pątnicy szli drogą najeżoną niebezpieczeństwami do miejsca, gdzie według tradycji odbył się chrzest Chrystusa. Kiedy król jerozolimski Baldwin II (1118–1131) dowiedział się o tym mordzie, wysłał na miejsce zbrodni oddział rycerzy, ale napastnicy już dawno uciekli. Los pielgrzymów przedstawił Albert z Akwizgranu, który zapisał, że wyruszyli oni z Bazyliki Grobu Świętego „przepełnieni szczęściem i z radością w sercu”, ale spotkał ich tragiczny koniec. Choć Albert nigdy nie był w Ziemi Świętej, zasłyszał opowieść od powracających krzyżowców i ją rozpowszechnił, oddając atmosferę przerażenia, która ogarnęła zarówno Outremer, jak i Zachód.

REKLAMA

Można sobie wyobrazić nastrój przywódców państw krzyżowych. Nieustannie odczuwający niedostatki w ludziach i zagrożenie na otwartym polu, po wydarzeniach z Wielkanocy 1119 roku uświadomili sobie z całą mocą, że muszą coś zrobić, aby nie tylko obronić chrześcijan w Outremer, ale także utrwalić frankijskie zdobycze na Wschodzie. W lipcu tego samego roku, zaledwie kilka miesięcy po wielkanocnej masakrze, sprawa stała się jeszcze pilniejsza w związku z zagładą pod Sarmadą antiocheńskiej armii dowodzonej przez Rogera z Salerno. Miejsce to nazwano Ager Sanguinis (Polem Krwi). Ilghazi z Mardinu, władca Aleppo z dynastii Artukidów, dużo lepiej orientował się w okolicy niż Roger (regent frankijskiego księstwa Antiochii). W nocy otoczył obóz Rogera, którego wojska następnego dnia w kurzu i zamęcie zostały oskrzydlone na polu bitwy. Patriarcha Antiochii radził Rogerowi zwrócić się o pomoc do Baldwina II lub hrabiego Ponsa z Trypolisu i sprowadzić ich oddziały na pole bitwy, ale Roger uznał – zapewne nie bez racji – że już jest na to za późno. Choć w sierpniu tego roku Baldwin II pokonał Ilghaziego w bitwie pod Hab, całkowita klęska na Ager Sanguinis ujawniła słabość niewystarczająco licznych Franków.

Ten tekst jest fragmentem książki Paula Hilla „Templariusze na wojnie. 1120-1312”:

Paul Hill
„Templariusze na wojnie. 1120-1312”
cena:
54,90 zł
Tytuł oryginalny:
„The Knights Templar at War 1120-1312”
Tłumaczenie:
Hornowski Tomasz
Okładka:
całopapierowa z obwolutą
Liczba stron:
360
Seria:
Historia do XIX wieku
Data i miejsce wydania:
1 (2019)
Premiera:
21 maja 2019
Format:
150x225
ISBN:
978-83-8062-479-5

Koncepcja ochrony pielgrzymów nie była zupełnie nowa. Od końca X wieku na Zachodzie zaczęto sporządzać listy podróżników i pielgrzymów, których według Kościoła nie należało atakować. Ponadto w 1059 roku papież Mikołaj II (1059–1061) stwierdził, że ochrona podróżników, „ludzi i ich mienia jest powinnością papieża”. Także oddziały walczących rycerzy chrześcijańskich nie były niczym nowym. Podobne konfraterie działały na Zachodzie już wcześniej. W latach czterdziestych XI wieku biskup Liège, Wazo, odebrał przysięgę od grupy wojowników ślubujących mu swoje wsparcie. Także w klasztorze Grande-Sauve niedaleko Bordeaux poświęcono miecze dziesięciu rycerzy, którzy przysięgali bronić mnichów i majątku Kościoła oraz chronić pielgrzymów odwiedzających opactwo. Można więc sądzić, że z pierwszymi templariuszami było podobnie. Mogli być bractwem, do którego w 1114 roku wstąpił Hugo hrabia Szampanii,

Iwo z Chartres

za co biskup Iwo z Chartres udzielił mu w liście ostrej reprymendy, gdyż poświęciwszy się służbie w wojsku Chrystusowym ([militiae Christi]), „ewangelicznym rycerstwie” ([evangelicam militiam]), hrabia porzucił żonę. Niektórzy widzieli w tym wydarzeniu zalążek templariuszy, ale Iwo nie wymienia nazwy bractwa. Bardziej prawdopodobne, że określenia, których użył w swym liście, dotyczą złożenia przez Hugona ślubów krucjatowych i generalnie entuzjazmu krucjatowego, choć przynajmniej w domyśle mogą odzwierciedlać rosnące uczucia religijne dużej części rycerstwa pragnącej walczyć o zapewnienie ciągłej ochrony miejsc świętych.

REKLAMA

Ogólnie panuje przekonanie, że templariusze powstali w reakcji na ataki przeciwko pielgrzymom wędrującym do miejsc świętych. Ich zbrojna ochrona wydawała się uzupełnieniem opieki, jakiej udzielał pątnikom szpitalny zakon joannitów, którzy w jakiejś formie istnieli od 1080 roku, gdy przy klasztorze Matki Boskiej Łacińskiej w Jerozolimie zawiązało się ich bractwo. Opieka medyczna i schronienie udzielane pielgrzymom zapewniły im królewską przychylność, a w 1113 roku zostali oficjalnie uznani przez papieża. W istocie na podstawie tego, co wiadomo o początkach templariuszy, można dojść do wniosku, że oba zakony były blisko ze sobą związane, przy czym rycerze Świątyni często występowali jako świadkowie podczas nadań dla Szpitala. Skoro na początku templariusze polegali na związku z joannitami, aby przetrwać, to możliwe, że gdy zaczęli zyskiwać własną pozycję, ich militaryzm wpłynął z kolei na rycerzy zakonu Szpitala. Frankijscy przywódcy Outremer dobrze zdawali sobie sprawę z konieczności chronienia pielgrzymów w drodze, ale nie mieli dostatecznie dużo ludzi, by temu zadaniu podołać.

Zachowane dokumenty na temat początków templariuszy nie pochodzą z tamtych czasów. Różnią się też zawartością, gdyż zazwyczaj zwracają uwagę na inny aspekt tej historii. Wilhelm z Tyru, jakobicki patriarcha Antiochii Michał Syryjczyk (zm. 1199) czy archidiakon Oksfordu Walter Map – każdy z nich wniósł coś innego do opowieści o początkach templariuszy, podobnie jak napisana w starofrancuskim historia Królestwa Jerozolimskiego przypisywana Ernoulowi, giermkowi Baliana II z Ibelinu (zm. ok. 1119). Nie wprost piszą o niej również Szymon, mnich z Saint-Bertin (w latach 1135–1137), oraz Orderyk Witalis, anglonormański mnich z klasztoru św. Ebrulfa, którego kronika powstawała w latach dwudziestych i trzydziestych XII wieku.

Najczęściej cytowaną relacją na temat początków templariuszy jest zapewne kronika Wilhelma z Tyru, choć niekiedy kwestionuje się jej chronologię. Wilhelm krytykuje templariuszy za nadużywanie przywilejów, których systematycznie zakonowi przybywało, i generalnie podziela negatywny obraz zakonu w tamtym czasie. W swych Dziejach spraw zamorskich, przy wpisie dotyczącym roku 1118, Wilhelm relacjonuje okoliczności założenia Zakonu Świątyni. W tym samym roku doszło do dwóch ważnych wydarzeń: koronacji Baldwina II na króla jerozolimskiego i konsekracji nowego patriarchy Jerozolimy Gormonda z Picquigny po śmierci Arnulfa z Chocques. Oto co napisał Wilhelm:

REKLAMA
W tym samym roku zebrało się grono pobożnych i bogobojnych szlachetnych rycerzy, którzy wyznali szczerą wolę życia w nieodmiennym stanie ubóstwa, czystości i posłuszeństwa. Przed patriarchą złożyli śluby służenia Bogu jako kanonicy regularni. Najznaczniejszymi z owych mężów byli Hugo z Payns i Gotfryd z Saint-Omer. Ponieważ nie mieli oni ani kościoła, ani stałej siedziby, król wyznaczył im kwaterę w swym pałacu, po jego północnej stronie, obok Świątyni Pańskiej [nazwa, jaką Frankowie nadali Kopule na Skale, która znajduje się na północ od meczetu Al-Aksa]. Na ściśle określonych warunkach kanonicy Świątyni Pańskiej oddali im swój plac przy pałacu, gdzie nowy zakon mógł wypełniać swe obowiązki religijne.

Król, jego rycerze oraz patriarcha i prałaci również przekazali im część beneficjów z własnych posiadłości, z których dochód pozwalał im kupować żywność i odzież. Niektóre darowizny otrzymali na określony czas, inne na zawsze. Głównym ich obowiązkiem – który nałożył na zakon patriarcha i inni biskupi za odpuszczenie grzechów – było dbanie „o utrzymanie bezpieczeństwa na drogach i szlakach pielgrzymkowych i ze wszystkich sił chronienie pielgrzymów przed bandytami i rabusiami”.

Baldwin II przekazuje templariuszom tereny dawnej Świątyni (ilustracja do kroniki Wilhelma z Tyru, XIII w.)

Baldwin II oddał rycerzom na siedzibę część swojego pałacu, który znajdował się w meczecie Al-Aksa, wzniesionym według krzyżowców na miejscu Świątyni Salomona. Ponadto kanonicy Świątyni Pańskiej oddali rycerzom teren dokoła pałacu. Wilhelm z Tyru pisze, że przez pierwsze dziewięć lat zakonnicy nosili świeckie stroje i było ich tylko dziewięciu. Przy tak małej liczbie rycerzy ich zadanie – ochrona pielgrzymów – mogło się wydawać szczególnie trudnym wyzwaniem. Ten pozorny brak zasobów militarnych skłonił do wysuwania hipotez, że pierwsi templariusze bardziej interesowali się czymś innym. Wielu nawołuje do przeprowadzenia wykopalisk pod południową częścią Al-Haram asz-Szarif (Wzgórza Świątynnego) w Jerozolimie. Niektórzy twierdzą, że Hugo z Payns i jego towarzysze potajemnie szukali Arki Przymierza lub Świętego Graala. Ubóstwo dokumentów historycznych z tego okresu sprawia, że w miejsce luk w zapisach wskakują dziwaczne teorie. Nie ma jednak wątpliwości, że wybór miejsca na pierwszą siedzibę zakonu nie był przypadkowy. Od niego przecież templariusze wzięli swoją nazwę. Nic natomiast nie można powiedzieć o tym, czym naprawdę kierowała się garstka pierwszych rycerzy zakonu. Warto przy tym wspomnieć, że jego siła nie ograniczała się wyłącznie do nich. Każdy rycerz miał swój poczet i sługi, a we właściwym czasie zakon mógł liczyć na pomoc najemnych turkopoli, lekkiej kawalerii złożonej z miejscowych, przynajmniej nominalnych chrześcijan. Hugo z Payns niemal na pewno mógł na wezwanie patriarchy wystawić większe siły niż dziewięciu rycerzy, ale ta liczba uporczywie powtarza się w legendzie templariuszy.

REKLAMA

Ten tekst jest fragmentem książki Paula Hilla „Templariusze na wojnie. 1120-1312”:

Paul Hill
„Templariusze na wojnie. 1120-1312”
cena:
54,90 zł
Tytuł oryginalny:
„The Knights Templar at War 1120-1312”
Tłumaczenie:
Hornowski Tomasz
Okładka:
całopapierowa z obwolutą
Liczba stron:
360
Seria:
Historia do XIX wieku
Data i miejsce wydania:
1 (2019)
Premiera:
21 maja 2019
Format:
150x225
ISBN:
978-83-8062-479-5

Michał Syryjczyk, uważany za mniej wiarygodnego od Wilhelma z Tyru, podaje przynajmniej trzykrotnie wyższą liczbę pierwszych templariuszy. Choć jego relacje brzmią często wieloznacznie, pisze, że to król Baldwin II przekonał Hugona i trzydziestu jego towarzyszy, by podjęli się zadania ochrony szlaków pielgrzymkowych. Hugo przybył na Wschód z zamiarem wstąpienia do armii królewskiej na trzy lata, planując, że potem zostanie mnichem. Bracia wyrzekli się żon, majątków oraz kąpieli. Zmarłym, którzy zachowali mienie osobiste, zamiast ofiarować je zakonowi, odmawiano pochówku.

Figura Hugona z Payens w Dijon (fot. François de Dijon, opublikowano na licencji Creative Commons Attribution-Share Alike 3.0 Unported).

Templariusze według Michała Syryjczyka byli dobrzy dla chrześcijan, hojni dla pielgrzymów, zapewniali pochówek wszystkim zmarłym i oddawali dziesiątą część majątku zakonu biednym. W miarę jak zakon rósł w siłę, zaczął bardziej angażować się w walkę z Turkami i budowanie zamków. Stawał się coraz bogatszy, podczas gdy sami bracia pozostawali ubodzy.

Walter Map (zm. ok. 1210) przytacza opowieść o burgundzkim rycerzu Paganusie. Ów rycerz, przypuszczalnie Hugo z Payns, usłyszał, że przy wodopoju niedaleko Jerozolimy Saraceni często napadają na pielgrzymów, i postanowił strzec pątników przed rozbójnikami. Nie podołałby temu sam, więc kanonicy Świątyni Pańskiej zaoferowali mu u siebie kwaterę, gdzie mógł prowadzić werbunek wśród rycerzy pielgrzymujących do Jerozolimy. Map rzuca także interesujące światło na sposób działania pierwszych templariuszy: „często szli im [pielgrzymom] na pomoc, wypadając z dobrze wybranej kryjówki, i zabijali wielu wrogów”. Rycerze mieszkali razem i wiedli proste życie, stroniąc od alkoholu i kobiet. Map pisze dalej, że niektórzy z „wojowniczo nastawionych pielgrzymów” dołączali do templariuszy „tylko na jakiś czas”, co daje pole do argumentacji, że w pierwszych latach istnienia zakonu liczba rycerzy stale się zmieniała.

Ernoul w swej kronice napisanej w latach dziewięćdziesiątych XI wieku wiąże pierwszych templariuszy z przeorem bożogrobców. Kiedy wojska pierwszej krucjaty zajęły Jerozolimę, bardzo wielu rycerzy poszło odwiedzić Bazylikę Grobu Świętego, a później dołączyło do nich licznie rycerstwo z innych krajów. Ślubowali oni posłuszeństwo przeorowi, choć byli sfrustrowani, że ich zdolności wojskowe nie są wykorzystywane. Wybrali spośród siebie mistrza i poprosili o posłuchanie króla Baldwina II, który przyjął ich bardzo chętnie. W obecności patriarchy, wyższych duchownych i baronów zgodził się wesprzeć rycerzy darowiznami: ziemią, zamkami i wioskami. Następnie zaczął naciskać na przeora Zakonu Grobu Bożego, aby zwolnił ich ze ślubów posłuszeństwa. Ci, którzy zostali z nich zwolnieni, nosili odtąd na habitach emblemat będący częścią znaku bożogrobców: krzyż z jedną belką poprzeczną. Z trzech bogatych królewskich siedzib w Jerozolimie rycerze wybrali rezydencję „położoną z przodu świątyni, gdzie nastąpiło ofiarowanie Chrystusa, zwanej Świątynią Salomona […]. Ponieważ zwie się ona Świątynią Salomona (Templum), a oni w niej mieszkali, zaczęto ich nazywać templariuszami”. To tutaj templariusze wyprawili ucztę dla króla z okazji jego koronacji (w Wielkanoc 14 kwietnia 1118 roku). Później zaczęli budować obok świątyni swoją okazałą rezydencję, którą, jak pisze nasz kronikarz, Saraceni po zdobyciu Jerozolimy zniszczyli.

REKLAMA

Szymon z Saint-Bertin, który pisał swą relację Czyny opatów klasztoru Saint-Bertin w czasach nieco bliższych początkom templariuszy, sugeruje, że to świeccy baronowie nalegali na militaryzację zakonu, nie wspomina zaś nic o patriarsze. Podkreśla religijny charakter wczesnego zakonu. Część krzyżowców postanowiła nie wracać na Zachód po pierwszej krucjacie, ale pozostać w Ziemi Świętej i poświęcić życie Świątyni. „Za radą książąt armii Boga” złożyli śluby „Świątyni Boga pod jej regułą”, pisze Szymon. Dalej stwierdza, że „bracia porzucą świat, pozbędą się dóbr osobistych, zachowają czystość i będą wiedli życie we wspólnocie, nosząc ubogi habit i używając broni do obrony ziemi przed atakami zbuntowanych pogan, kiedy będzie to konieczne”.

Orderyk Witalis (1075–1141) w swym dziele Historia ecclesiastica wspomina, że hrabia Fulko V Andegaweński (zm. 1143) podczas pielgrzymki do Jerozolimy w 1120 roku na krótko dołączył do „rycerzy Świątyni”. Potem wrócił na Zachód, ale nadal wspierał zakon „trzydziestoma funtami [liwrami] andegaweńskimi” rocznie. Fulko miał jeszcze odgrywać doniosłą rolę w królestwie jako jego współwładca wraz z żoną Melisandą, córką Baldwina II, po śmierci tego ostatniego w 1131 roku. Orderyk wielce wychwalał rycerzy Świątyni – nazywał ich venerandi milites, czyli rycerzami czcigodnymi. Byli oni pobożni i poświęcili swe życie Bogu, choć według Orderyka byli raczej bogobojnymi wojownikami gotowymi w każdej chwili zostać męczennikami Chrystusa aniżeli mnichami walczącymi, gdy wymagała tego konieczność, jak to przedstawił Szymon z Saint-Bertin.

REKLAMA
Pieczęć zakonu templariuszy

Chyba jednak najzwięźlej ze wszystkich źródeł sprawę „założenia” zakonu ujmuje akt nadania Wilhelma, kasztelana Saint-Omer, prawdopodobnie krewnego Bisoyda z Saint-Omer (jednego z dziewięciu towarzyszy Hugona z Payns). W pochodzącym z 1137 roku dokumencie czytamy: „dla rycerzy Świątyni, których Boża opatrzność wyznaczyła do obrony ziemi jerozolimskiej i ochrony pielgrzymów za radą patriarchy Gormonda i baronów”.

W dzień Bożego Narodzenia 1119 roku Hugo z Payns i towarzyszący mu rycerze złożyli śluby przed patriarchą w Bazylice Grobu Świętego. Zgodnie ze wstępem do ich reguły zakonnej, obowiązującej od 1129 roku, templariusze w pierwszym okresie występowali pod nazwą Ubodzy Rycerze Chrystusa i Świątyni, która jest w Jerozolimie. Były to trudne czasy dla zakonu, odcisnęły one mocne piętno na zakonnikach. Ubóstwo zmuszało ich do pożyczania habitów, a brak środków uniemożliwiał nawet utrzymanie własnej siedziby, która zaczęła popadać w ruinę, jak napisał Fulcher z Chartres. Surowe początki zakonu znalazły również odbicie na pieczęci templariuszy przedstawiającej dwóch rycerzy na jednym koniu, co niektórzy interpretowali jako skromność i pokorę.

Choć musiało jeszcze upłynąć dziewięć lat, nim templariusze stali się pełnoprawnym zakonem, możliwe, że już przed synodem w Nablusie w 1120 roku rycerze Chrystusa zyskali akceptację w Królestwie Jerozolimskim. Zwołany w rezultacie klęski w bitwie na Krwawym Polu (Ager Sanguinis) i licznych innych militarnych kłopotów na Wschodzie, synod w Nablusie, na którym zjawili się prałaci i władcy świeccy, miał na celu rozwiązanie problemów młodego królestwa. Wśród zebranych panował nastrój desperacji. Duża śmiertelność wśród Franków w Outremer powodowała, że zarządzanie lennami spadało na wdowy i nieletnich, często bezradnych wobec związanych z tym problemów. Mniej więcej w tym czasie patriarcha Gormond wysłał list do arcybiskupa Santiago de Composteli Diega Gelmíreza z prośbą o pomoc. Jerozolimę ze wszystkich stron otaczali Saraceni z Bagdadu, Askalonu, Tyru i Damaszku. Kłopoty pogarszały jeszcze nieudane zbiory. Dwadzieścia pięć kanonów – praw spisanych po synodzie w Nablusie (na którym koncentrowano się na stosunkach między Frankami a muzułmanami) – wymieniało nawet w prologu plagę myszy i szarańczy nękającą królestwo od czterech lat. Miała to być kara boska za grzechy, a w każdym razie na to wyglądało. Artykuł dwudziesty zdawał się jednak otwierać na nowy sposób rozumowania: „jeśli duchowny użyje broni dla własnej obrony, nie będzie podlegał karze”. Musiał jednak nastąpić prawdziwy teologiczny przełom, zanim można było dopuścić przemoc w celach ofensywnych.

Ten tekst jest fragmentem książki Paula Hilla „Templariusze na wojnie. 1120-1312”:

Paul Hill
„Templariusze na wojnie. 1120-1312”
cena:
54,90 zł
Tytuł oryginalny:
„The Knights Templar at War 1120-1312”
Tłumaczenie:
Hornowski Tomasz
Okładka:
całopapierowa z obwolutą
Liczba stron:
360
Seria:
Historia do XIX wieku
Data i miejsce wydania:
1 (2019)
Premiera:
21 maja 2019
Format:
150x225
ISBN:
978-83-8062-479-5
REKLAMA
Komentarze

O autorze
Paul Hill
Pisarz i specjalista w dziedzinie średniowiecznych wojen oraz archeologii militarnej. Autor kilku książek na ten temat, między innymi The Age of Athelstan: Britain’s Forgotten History, The Viking’s Wars of Alfred the Great, The Anglo-Saxons at War 800–1066 i The Normans Commanders: Masters of Warfare 911–1135.

Wszystkie teksty autora

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści. Za darmo.
Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2023 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone