„Lotna”, czyli „obraz na temat okropności wojennych”

opublikowano: 2013-09-27 08:51
wolna licencja
poleć artykuł:
W jednej ze scen z „Popiołu i diamentu” pojawia się biały koń. Symbol ten krytycy interpretowali wielokrotnie, ale może warto spojrzeć na niego inaczej – jako zapowiedź filmu, którego scenariusz w tym czasie absorbował Wajdę. Dziełem, który wówczas zaprzątało myśli reżysera, była „Lotna” – jeden z czołowych obrazów Polskiej Szkoły Filmowej.
REKLAMA
Andrzej Wajda (fot. Mariusz Kubik, opublikowano na licencji Creative Commons Attribution 3.0 Unported).

Problem z odczytaniem filmów Wajdy jest podobny do dyskusji, jakie toczą krytycy nad twórczością Romana Polańskiego. Tak, jak obrazy Polańskiego interpretuje się poprzez pryzmat pobytu reżysera w getcie krakowskim (ograniczona przestrzeń w „Nożu w wodzie” czy getto w „Chinatown”), tak dzieła Wajdy często są odbierane jako wyraz jego tęsknoty za ojcem, który – jako kapitan Wojska Polskiego – został zamordowany w 1940 roku. W 2007 roku było o tym głośno przy okazji premiery „Katynia”, jednak już „Lotna” została okrzyknięta najbardziej osobistym dziełem reżysera. Wajdzie bardzo zależało, aby to właśnie ten obraz zwieńczył jego cykl filmów wojennych, po „Kanale” i „Popiele i diamencie”.

Brak porozumienia

Scenariusz „Lotnej” reżyser oparł na znanym opowiadaniu Wojciecha Żukrowskiego pod tym samym tytułem. Pierwszy raz zostało ono wydane w czasopiśmie „Twórczość” (nr 2/1945), a następnie w zbiorze opowiadań „Z kraju milczenia” (1946 rok). Wajda nie był jedynym reżyserem zainteresowanym tą tematyką – już w 1957 roku Stanisław Lenartowicz zamierzał przenieść opowiadanie na ekran, zmienił jednak zdanie i zimą tego samego roku przekazał do niego prawa Wajdzie. Niestety, problemy pojawiły się już na samym początku prac. Reżyser powiedział o tamtych czasach:

Żukrowski nie mógł na nowo nawiązać kontaktu ze swoim starym opowiadaniem, a ja miałem w głowie absolutna pustkę. Wiedziałem tylko, że chcę pokazać szarżę polskiej kawalerii na Niemców. Ale tego było za mało na film; za krótka też była nowela Żukrowskiego.

Wajda nie wiedział, jak ma postąpić wobec opowiadania: czy poprosić kogoś innego o rozpisanie scenariusza, czy może dodać do treści filmu inne opowiadania tego samego autora. Brakowało również porozumienia podobnego do tego, które reżyser nawiązał przy adaptacji „Popiołu i diamentu” z autorem literackiego pierwowzoru – Jerzym Andrzejewskim. Jak zaznacza Tadeusz Lubelski w biografii reżysera:

Od lipca 1958 roku, kiedy i scenariusz i film [„Popiół i diament” – A.Ł.] zostały ukończone, Wajda emocjonalnie bardziej angażował się w przygotowania do „Lotnej” niż w prace wykończeniowe filmu, który miał okazać się jego arcydziełem.

Wajda tak daleko odbiegał myślami od „Popiołu i diamentu”, że nawet – jak zanotował Andrzejewski – pierwszy opuścił bankiet po premierze tego filmu, kiedy już od kilku dni trwały zdjęcia do nowego dzieła.

Ksiądz na koniu

Jak przyznawał później Andrzej Wajda, scenariusz „Lotnej” bardzo długo czekał na akceptację przez władze. Kiedy wreszcie otrzymano zgodę na realizację filmu, reżyser postanowił od razu zabrać się do pracy. Obraz kręcony był w Zegrzynku koło Warszawy, w pałacu w Nieborowie, a także w atelier wrocławskiej i łódzkiej Wytwórni Filmów Fabularnych. Dopiero kiedy trwały zdjęcia, reżyser spostrzegł, jak fatalnie dobrał obsadę. W roli kochanków, których losy mieli przeżywać widzowie, obsadził nieznanego wówczas szerokiej publiczności Jerzego Moesa oraz Bożenę Kurowską, która w roku premiery „Lotnej” zadebiutowała w „Zamachu” Jerzego Passendorfera. Aktorzy, zamiast ratować fabułę swoją grą, jeszcze bardziej obnażyli braki scenariusza. Sam reżyser przyznał: „Niektórzy aktorzy (podchorąży, Ewa) nie mieli tej siły, by stworzyć ciekawe postacie, by wyeliminować słabość tekstu”. Wajdzie brakowało jednak odwagi Grigorija Czuchraja, który zdecydował się zwolnić pierwszych odtwórców głównych ról w „Balladzie o żołnierzu”. W efekcie losy tragicznego wojennego małżeństwa z „Lotnej” nikogo specjalnie nie przejęły. Dodatkowo Wajda żałował, że roli rotmistrza Latonia nie powierzył swojemu ulubionemu aktorowi – Zbigniewowi Cybulskiemu:

REKLAMA
On by scementował cały film. Byłby bez przerwy na ekranie, grałby jedynie, że chce tego konia. Mimo antytalentu do jazdy konnej potrafiłby to zagrać. Mógłby nadać filmowi wymiar prawdziwego dramatu. On – taki ludowy, plebejski – zwycięża, bo nie jest jednym z tych chłopców, którzy siedzą prosto na koniu…

Trafnie obsadzoną postacią okazał się rotmistrz Chodakiewicz, którego zagrał Jerzy Pichelski. Był to aktor z wojenną przeszłością: z wojskiem Piłsudskiego dotarł do Kijowa, we wrześniu 1939 roku uczestniczył w obronie Warszawy, a następnie wstąpił do Armii Krajowej. Do konsultacji Wajda zaprosił pułkownika Karola Rómmla, rosyjskiego oficera z czasów I wojny światowej oraz trzykrotnego uczestnika Igrzysk Olimpijskich (w 1912 roku w Sztokholmie, 1924 roku w Paryżu i w 1928 roku w Amsterdamie, gdzie drużynowo wywalczył dla Polski brązowy medal). Warto zauważyć, że pułkownik pojawia się w filmie jako proboszcz, który w jednej ze scen dosiada Lotną i demonstruje sztukę przytrzymania kolanem monety podczas jazdy. Sędziwy ksiądz wprawia tym samym w osłupienie młodych żołnierzy. Na ekranie pojawił się również sam Żukrowski – Wajda zapoczątkował w ten sposób obsadzanie autorów pierwowzorów literackich swoich filmów w epizodycznych rolach – podobnie było w przypadku „Panien z Wilka” i „Kronice wypadków miłosnych”.

Poważne naruszenie dyscypliny

Niestety, Wajda miał do tego filmu takie szczęście, jak jego bohaterowie do Lotnej. Nie chcąc czekać z rozpoczęciem zdjęć do następnej wiosny, rozpoczął je jesienią 1958 roku. Reżyser nie mógł zdecydować się, które sceny chce nakręcić w kolorze – postanowił więc zrobić całość na taśmie barwnej. W efekcie powstał problem: jak w październiku nakręcić ciepłe pierwsze dni września? Rozwiązaniem kłopotu miało być przygotowanie części scen w atelier wrocławskiej wytwórni. Taśma ORWO, z którą zarówno Wajda, jak i operator Jerzy Lipman pracowali pierwszy raz, była materiałem marnej jakości, z bardzo słabą czułością. Kiedy Lipman próbował ją odpowiednio naświetlić i włączył wszystkie światła w budynku, wysiadła podstacja. Z tego powodu twórcy filmu otrzymali pismo od ministra Zaorskiego, w którym można było przeczytać: „W trakcie produkcji realizowanego przez obywatela w Zespole „Kadr” filmu „Lotna” miało miejsce poważne naruszenie dyscypliny organizacyjnej i finansowej”.

REKLAMA

Do wypadków dochodziło także podczas kręcenia plenerów. W czasie realizacji najważniejszej dla Wajdy sceny – osławionej szarży polskiej kawalerii – nadziawszy się na lancę wypuszczoną przez jednego z żołnierzy zginął jeden z koni odgrywających Lotną. Ranne zwierzę, zanim padło, biegło jeszcze przez dwa kilometry. Reżyser opowiadał:

Zrozumiałem, że przedstawienie na ekranie prawdziwej bitwy kawaleryjskiej jest po prostu niemożliwe. Jak oddać nieprawdopodobne podniecenie, jakie się rodziło, a następnie przenosiło z koni na ludzi?

Zdjęcia zakończono pod koniec 1958 roku. Jak przyznał sam Wajda: „Realizacja „Lotnej” była dla mnie prawdziwą męką. Zdjęcia się przeciągnęły i tylko cudem zimą je wreszcie ukończyliśmy”.

Sprawy, nad którymi twórca nie panuje

Uroczysta premiera „Lotnej” miała miejsce 27 września 1959 roku podczas Dni Zielonej Góry. Następnego dnia w „Gazecie Zielonogórskiej” można było przeczytać:

W imieniu delegacji filmowców pozdrowił publiczność reżyser Andrzej Wajda który zapewnił, ze Zielona Góra bardzo im się spodobała i odwiedzą ją przy najbliższej okazji.

Niestety, dobre samopoczucie Wajdy nie trwało długo. Recenzje, które ukazały się po wejściu filmu na ekrany były miażdżące. Już same tytuły artykułów dotyczących „Lotnej” nie zwiastowały niczego dobrego: Alicja Helman zatytułowała swój ironicznie „Sarmata na płonącej żyrafie”, natomiast Andrzej Kijowski w „Przeglądzie Kulturalnym” obraźliwie, zadając w nagłówku pytanie „Jak powstaje szmira?”. Z kolei Stanisław Rembek naśmiewał się:

REKLAMA
Ze względu na wspaniałe konie poszedłbym nań jeszcze raz, gdyby zdecydowano się na jedną małą poprawkę: ustroić aktorów i statystów po indiańsku (…) i koniecznie ustroić w tomahawki. Zawsze jest to skuteczniejsza broń przeciw czołgom i armatom niż szable i lance.

Dzieła Wajdy próbował bronić Aleksander Jackiewicz, pisząc w „Filmie”:

Ten film żyje w psychice widza. Na przykład, od dnia premiery mój sąd o Lotnej uległ zmianie na korzyść filmu. Wydaje mi się, że Wajda - twórca w zasadzie zimny, szuka gorących tematów, które dają okazję do wprowadzenia różnych „dziwności”. Ponieważ jest bardzo utalentowany, wyrastają one do problemów artystycznych, zaczynają się za nimi kryć sprawy, nad którymi sam twórca nie panuje.

Mimo wielu niepochlebnych recenzji film cieszył się dużą frekwencją. Pewien nauczyciel, poproszony o opinię na temat „Lotnej” dla tygodnika „Odgłosy” powiedział: „Dwa razy byłem w kinie i nie dostałem biletu. Ludzie nie wiedzą, co to Wajda, ale się tłoczą. Wojnę lubią, czy co?”. Sam reżyser przyznał się do tego, że „Lotna” to dzieło nieudane. Ale, jak sam powiedział:

jest to film mój i nikt inny nie mógł go wyreżyserować. Być może zatem moje wady są oryginalniejsze od moich zalet. A w każdym razie są one moje własne i powinienem bronić ich również przed samym sobą.

Pożegnanie jesieni

Po wielu latach „Lotna” doczekała się rehabilitacji. Dziś doceniane są rozwiązania artystyczne, które reżyser zastosował w swoim filmie: sceny-symbole, jak chociażby zaczepienie welonu panny młodej o trumnę czy przełamanie szabli przez żołnierza. Wajda odwołał się również do bliskiemu sercu malarstwa - ujęcie przepołowionych ryb w kuchni stylizowane jest na dzieło Andrzeja Wróblewskiego pt. „Obraz na temat okropności wojennych”. Zygmunt Kałużyński zauważył, że surrealistyczne obrazy w „Lotnej” spełniają swoją rolę, ponieważ tak samo jak surrealizm wyrażają klęskę cywilizacji.

Także scena, która budziła największe kontrowersje – szarża polskiej kawalerii na niemieckie czołgi – jest symbolem. Końca pewnej epoki, pożegnania tradycji. Jednocześnie, jak napisał Tadeusz Lubelski, scena ta „weszła do narodowego imaginarium”. Wajda, tak, jak Różewicz w „Westerplatte”, stworzył pewien mit: wykreował wizję, która na trwałe zapisała się w umysłach widzów. Sam reżyser potwierdził to, mówiąc: "Nie traktuję tego filmu jako rozrachunku z przeszłością. Pragnę jedynie wzruszyć widzów, pokazać im zderzenie wojny z jesienią, tą najpiękniejszą u nas porą roku, gdy ludzie zbierają plony swej pracy. I chciałbym tym filmem pożegnać piękną narodową tradycję”.

Bibliografia:

  • Jackiewicz Aleksander, Moja Filmoteka. Kino polskie, Wydawnictwo Artystyczne i Filmowe, Warszawa 1983;
  • Janicki Stanisław, Wajda Andrzej, O Lotnej, domu rodzinnym, okresie wojny i studiach, „Kino”, 1973, nr 3, s. 4-14;
  • Kałużyński Zygmunt, Bardzo wybitne dzieło nieudane, „Film”, 1959, nr 47, s. 7;
  • Lewandowski Jan, 100 filmów polskich, wyd. Videograf II, Katowice 1997;
  • Lubelski Tadeusz, Historia kina polskiego. Twórcy, filmy, konteksty, wyd. Videograf II, Katowice 2009;
  • Lubelski Tadeusz, Wajda, Wydawnictwo Dolnośląskie, Wrocław 2006;
  • Nasz iluzjon. Było to we wrześniu, „Kino”, 1969, nr 9, s. 68-69;

Zobacz też:

Redakcja: Tomasz Leszkowicz

REKLAMA
Komentarze

O autorze
Agata Łysakowska-Trzoss
Doktorantka na Wydziale Historycznym oraz studentka filmoznawstwa na Uniwersytecie im. A. Mickiewicza w Poznaniu. Interesuje się historią życia codziennego, rozwojem miast w XIX wieku oraz historią filmu. Miłośniczka kultury hiszpańskiej i katalońskiej oraz wielbicielka filmów z Audrey Hepburn. Choć panicznie boi się latać samolotami, marzy o podróży do Ameryki Południowej.

Wszystkie teksty autora

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści. Za darmo.
Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2023 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone