Geoffrey Roberts i in. – „Churchill i Stalin. Toksyczni bracia” recenzja i ocena
Geoffrey Roberts i in. – „Churchill i Stalin. Toksyczni bracia” recenzja i ocena
„Churchill i Stalin. Toksyczni bracia” to próba zbadania relacji między 2/3 Wielkiej Trójki Koalicji Antyhitlerowskiej najprawdopodobniej w celu zrozumienia tej szczególnej relacji, jaka na pięć dekad wpłynęła na losy mieszkańców Europy Środkowej. W tym Polski przede wszystkim.
Trudno znaleźć dwóch tak się różniących ludzi. Z jednej strony potomek jednego z najznamienitszych rodów Wielkiej Brytanii, mający za sobą pół wieku kariery publicznej. Człowiek, który nienawidził komunizmu, a bolszewików uważał za prymitywów. Z drugiej strony syn szewca z Gruzji bez godnego uwagi wykształcenia, który do władzy dosłownie szedł po trupach, a kapitalistów uważał za największe podstępne zło.
Jednak obu łączył swoisty pragmatyzm. Zdziwionym obserwatorom, nagłym zachwytem nad walczącym z Niemcami Związkiem Radzieckim, Churchill wytłumaczył, że toczy wojnę z Niemcami i gdyby napadli oni na piekło, powiedziałby kilka ciepłych słów pod adresem Diabła. Z kolei Stalin może i podejrzewał, że Churchill wyciągnie mu z kieszeni „ostatnią kopiejkę” jednak pozwalał sobie na dość szczerą osobistą korespondencję z premierem Zjednoczonego Królestwa.
Tak więc jak rozgryźć ten temat? Autorzy postanowili wpierw przedstawić ogólny zarys kontaktów i relacji churchillowsko-stalinowskich, a w kolejnych rozdziałach dokładnie analizowali relacje, problemy, spotkania. Wzmacniają swoje teorie cytowaniem znacznych fragmentów lub całości korespondencji czy stenogramów z rozmów dyplomatycznych. Innymi słowy starali się podeprzeć swoją konstrukcję.
Dzięki temu książkę czyta się bardzo dobrze. Z jednej strony mamy analizę spotkań i rozmów, planów politycznych i wspólnych konstrukcji świata. Autorzy o dziwo nie przekreślają szansy na współpracę w powojennym świecie. Uważają, że były ku temu szanse, ale obie strony nie potrafiły do siebie nabrać zaufania. Zdaniem autorów Churchill przesadził z wzniosłymi ogólnikami oraz obietnicami bez pokrycia. Z kolei Stalin nie mógł wyzbyć się swojej paranoicznej oceny Zachodu, planującego uniemożliwić zajęcie przez ZSRR należnego po wojnie stanowiska.
Nieszczęście polega na tym, że z racji dostępu do źródeł, opracowań oraz wartości wspomnień świadków nie można być tego faktu zbyt pewni. Choć w tekście i w doborze dokumentów widać podparcie władzy o swoistym poczuciu braterstwa broni pomiędzy liderami Wielkiej Brytanii i Związku Radzieckiego, nie miało to chyba aż tak wielkiego przełożenia. Churchill słusznie ocenił, że Stalin był pragmatykiem do szpiku kości, jednak wiara londyńskiego premiera w siłę osobistego oddziaływania na Stalina była jednak naiwna.
Tak naprawdę nie sposób ocenić tej siły. Autorzy nie mieli lub nie znaleźli takiego bogactwa materiału po stronie Stalina, aby go porównać. Radziecki dyktator wyznawał chyba starą renesansową zasadę, że jeśli jego „koszula wiedziałaby co myśli”, spaliłby ją. Jednak w obrazie nakreślonym w książce przebija się mimo wszystko siła swoistej więzi brytyjsko-radzieckiej. Pozostała 1/3 Wielkiej Trójki, czyli Franklin Delano Roosevelt chyba nigdy nie dostąpił takiego zaszczytu.
Mogło to też wynikać z faktu, że Churchill i Stalin myśleli w kategoriach czysto imperialnych. Roosevelt był niewolnikiem amerykańskiego idealizmu, przez co był bardziej cynicznym graczem. Kiedy czyta się stenogramy ze spotkań widać wyraźnie, że Churchill i Stalin mają ogólnie podobne jeśli nie identyczne zdanie, ale różnią się jedynie sposobem wykonania i koncepcją realizacji.
Z racji faktu, że od 1943 r. Churchill występował jako swego rodzaju rzecznik polskiej sprawy, autorzy poświęcili temu zagadnieniu dość znaczny akapit. Abstrahuję od faktu, że momentami widać wyraźnie pogubienie się w szczegółach i specyfice polskiej (Zygmunt Berling był dowódcą 1. Armii Wojska Polskiego a nie Armii Ludowej)., to ich spojrzenie z boku pozwala jednak zauważyć pewną naiwność, niewytłumaczalny opór w wielu już rozstrzygniętych kwestiach.
To spojrzenie z boku może pozwolić zastanowić się polskiemu czytelnikowi nad sensem działań rządu londyńskiego oraz jego kompetencjami. Wyłania się z niego brak trzeźwiej oceny sytuacji i totalny brak zdolności do kompromisu. Może gdyby trochę się nagiął, to historia potoczyłaby się inaczej? Choć trochę? Skądinąd wiadomo, że Stalin początkowo skłaniał się ku pewnej dozie nieingerowania w polskie sprawy. Kurs zaostrzył się dopiero ok 1948 roku. Odtworzenie Kominternu świadczyło o zmianie kursu wobec Zachodu. Pomimo słów Churchilla o Żelaznej Kurtynie, Zimnej wojny można było uniknąć – tak sugerują autorzy.
Możliwe, że Stalin miał rację odnośnie perfidnego Albionu – to w końcu Churchill nakazał przygotować wstępne plany wojny z ZSRR w 1945 r. Aczkolwiek stopnie wojskowe podpisanych pod nim oficerów mogą mylnie świadczyć o niewielkiej powadze tych zamysłów – ale to usterka w tłumaczeniu wynikająca raczej z nieznajomości polskich odpowiedników (Captain of the Navy to komandor, odpowiednik pułkownika a nie kapitan marynarki, Air Commodore to po polsku stopień generała brygady lotnictwa a nie komandora Sil Powietrznych…). Podobnie z „ludźmi sowieckimi” – Soviet People to raczej „naród radziecki”. Choć to nie błąd, to jednak przymiotnik radziecki jest bardziej odpowiedni – „sowiecki” to w końcu rusycyzm.
Możliwe, że Churchill jednak zdobył swoistą sympatię i szacunek pragmatycznego Stalina. Oczarował go i nawiązał osobistą więź. Na to pytanie książka nie daje w moim odczuciu jasnej odpowiedzi. Ale po jej przeczytaniu jedno można powiedzieć – dzięki specyficznym relacjom było to iście toksyczne braterstwo – toksyczne głównie dla narodów noszących przez pół wieku brzemię ich decyzji w codziennym życiu.