Witkacy był dobrym żołnierzem

opublikowano: 2016-01-12 19:25
wolna licencja
poleć artykuł:
Pierwsza wojna światowa wywarła swój wpływ na losy całego pokolenia Europejczyków, wśród nich Stanisława Ignacego Witkiewicza. O wojskowym epizodzie życia artysty rozmawiamy z Krzysztofem Dubińskim, autorem książki „Wojna Witkacego, czyli kumboł w galifetach”. Część pytań nadesłali czytelnicy naszego portalu.
REKLAMA

Przeczytaj też: Co Witkacy zobaczył w Rosji?

Tomasz Leszkowicz: Znaczna część materiałów na których się Pan opiera spisanych jest w języku rosyjskim. Czy bez nich nie udałoby się odtworzyć losów Witkacego w czasie pierwszej wojny światowej?

Krzysztof Dubiński – dziennikarz i pisarz. W latach 1988/1989 przygotowywał polityczne rozmowy w Magdalence, był sekretarzem obrad Okrągłego Stołu. Autor kilkunastu książek i opracowań o najnowszej historii Polski oraz kilkuset publikacji prasowych. Ostatnio wydał m.in. Polski Okrągły Stół. Od dyktatury do demokracji (2011, wyd. w języku arabskim), Andrzej Woyciechowski: moje radio Zet (2013), Jaruzelski. Generał przegranej sprawy (2014). Nad odtworzeniem wojskowej biografii Witkacego pracował ponad cztery lata.

Krzysztof Dubiński: Właściwie klucz do napisania tej książki znalazłem w Polsce. Pod koniec lat 80. ubiegłego stulecia odnalazłem w Centralnym Archiwum Wojskowym w Rembertowie akta personalne porucznika Stanisława Ignacego Witkiewicza, wśród których znajdowały się rosyjskie dokumenty wojskowe opisujące przebieg jego służby w carskiej armii. Opublikowałem je w 1987 r. w kilku kolejnych numerach dwumiesięcznika „Sztuka”. W rok później, również w „Sztuce” zamieściłem spis dokumentów dotyczących Witkacego przechowywanych w Archiwum Wojskowo-Historycznym w Moskwie. Ta dokumentacja pozwoliła odtworzyć kalendarium jego służby wojskowej i weszła do obiegu naukowego.

T.L.: Wojskowa biografia Witkacego powstała jednak dopiero prawie trzy dekady później...

K.D.: Dokumenty wojskowe dla badaczy biografii i twórczości Witkacego, polonistów, teatrologów, krytyków sztuki, okazały się zupełnie nieczytelne. Stanowiły jasny, wyraźny trop, ale nikt z nich nie był w stanie nim ruszyć. Mógłby to natomiast zrobić każdy historyk wojskowości, ale żaden z nich nie zainteresował się losem pojedynczego artysty. Dokumenty z wojskowych archiwów dość dokładnie wskazywały, gdzie należy szukać śladów Witkacego. Nie tylko identyfikowały pułk, w którym służył, ale także konkretny batalion i kompanię. Zadaniem głównym było zatem odtworzenie szlaku bojowego pułku, a także zdobycie możliwie najdokładniejszych informacji o losach batalionu i kompanii, w której był on oficerem.

To oczywiste, że w polskim piśmiennictwie historycznym takich informacji odnaleźć nie można było. W Polsce mało interesowano się akurat realiami carskiej armii w latach 1914-1917. Z literaturą rosyjską też nie było najlepiej. W Rosji sowieckiej lejbgwardia była synonimem wrogości klasowej i opisywanie jej nie było mile widziane. Wprawdzie po upadku ZSRR zaczęły się pojawiać coraz liczniejsze prace opisujące armię carską, ale długo nie było np. naukowej monografii poświęconej tej formacji. Dopiero w 2009 r. ukazała się w Moskwie znakomicie udokumentowana historia lejbgwardii imperatorskiej Rosji praca Rudolfa Niezwieckiego.

T.L.: Czy właśnie ta książka była decydująca?

K.D.: Dla mnie przełomem było dotarcie do ogromnego zbioru publikacji, czasopism, broszur i książek, wydawanych na Zachodzie przez rosyjskich białogwardyjskich emigrantów po Wielkiej Wojnie. W większości były to niskonakładowe materiały, trudnodostępne przez całe dziesięciolecia. Postępy digitalizacji – zwłaszcza w amerykańskich bibliotekach uniwersyteckich – sprawiły, że do powszechnego obiegu trafiły zbiory takich druków. Wśród nich prawdziwą skarbnicę wiedzy wojskowo-historycznej stanowi miesięcznik „Wojskowa Przeszłość” wydawany w Paryżu w latach 1952-1975.

REKLAMA

Rosyjskie piśmiennictwo emigracyjne dostarczyło mi głównego materiału do książki. To z niego ją zbudowałem, nie tyle opisując postać samego Witkacego w mundurze, co odtwarzając czas, przestrzeń oraz realia militarno-obyczajowe, w jakich przyszło mu spędzić cztery lata wojskowej służby w Rosji.

Autoportret Witkacego z 1912 r. (domena publiczna).

T.L.: Artyści i wojsko to dwie sprzeczności. Czy Witkiewicz miał problemy z przystosowaniem się do służby czy może dobrze się w niej odnalazł?

K.D.: Na wszystkich frontach Wielkiej Wojny walczyło dziesiątki artystów, ludzi pióra, twórców i intelektualistów. Większość z nich wstąpiła do wojska ochotniczo, bo polityczny i moralny klimat w ich krajach sprawiał, że udział w wojnie traktowali jako naturalny, patriotyczny obowiązek. Zaraz po wybuchu wojny do carskiej armii wstąpił Nikołaj Gumilow, poetycki lider petersburskich akmeistów, jeden z najznakomitszych twórców tzw. srebrnego wieku rosyjskiej poezji. Jako oficer lejbgwardyjskiej kawalerii spędził wiele miesięcy na froncie wschodnim, a swój szlak bojowy zakończył we Francji, tam bowiem wysłany został jego pułk w ramach rosyjskiego korpusu ekspedycyjnego wspierającego Francuzów i Brytyjczyków na froncie zachodnim.

W szeregach lejbgwardii znalazł się na ochotnika rówieśnik Witkacego, subtelny śpiewak rosyjski Władimir Sabinin. Przed wyruszeniem na front zdążył jeszcze nagrać w kijowskiej wytwórni płytowej Ekstrafon romans „Gori, gori moja zwiezda”, który stał się największym lejbgwardyjskim przebojem Wielkiej Wojny i późniejszej wojny domowej w Rosji.

Podobnie jak Witkacy z dalekiej Australii na wojnę wyruszył na ochotnika angielski malarz Ellis Silas, by trafić do jednego z wielu przedsionków piekła – okopów pod Gallipoli na froncie brytyjsko-tureckim. Po drugiej stronie, w Wiedniu, wstąpił ochotniczo do armii i poszedł na front Ludwig Wittgenstein, późniejszy wybitny filozof, z którym w latach powojennych Witkacy z zapałem prowadził polemiczny dyskurs filozoficzny.

Wszyscy oni wyruszając na wojnę zdawali się nie widzieć w swojej postawie żadnej sprzeczności pomiędzy artystyczną i intelektualną twórczością, a obowiązkiem i potrzebą walki. I wszyscy jakoś w brutalnych, a nieraz wręcz okrutnych wojskowych i frontowych realiach musieli się odnaleźć. Trzeba powiedzieć, że w większości potrafili to uczynić.

REKLAMA

Wywiad inspirowany książką Krzysztofa Dubińskiego „Wojna Witkacego, czyli kumboł w galifetach”:

Krzysztof Dubiński
„Wojna Witkacego, czyli kumboł w galifetach”
cena:
49,90 zł
Okładka:
twarda z obwolutą
Liczba stron:
312
Format:
150 x 235
ISBN:
978-83-244-0420-9
EAN:
9788324404209

T.L.: Witkacy też?

K.D.: Witkacy także poradził sobie z tym nadspodziewanie dobrze. Z bardzo dobrym wynikiem ukończył pięciomiesięczny kurs praporszczyków w Pawłowskiej Szkole Wojskowej, podczas którego zwracano największą uwagę na fizyczne, kondycyjne przygotowanie przyszłych oficerów do służby frontowej. Między innymi ćwiczono długotrwałe marszobiegi w polowych warunkach, także zimowych. Witkacy z pewnością spędził też wiele godzin na prostej nauce fechtunku polegającej na rąbaniu szablą i kłuciu bagnetem bel sprasowanej słomy i brył gliny, których konsystencja imitować miała ciało przeciwnika.

Żołnierz lejbgwardyjskiego Pawłowskiego Pułku w 1914 roku (domena publiczna).

Gdy we wrześniu 1915 r. trafił do lejbgwardyjskiego Pawłowskiego Pułku piechoty, zajmującego bojowe pozycje pod Mołodecznem, okazał się być dobrze przygotowanym i sprawnym oficerem. Generał Zankiewicz, wymagający i kompetentny dowódca pułku dwukrotnie powierzał mu dowodzenie kompanią i bardzo szybko go awansował. Już po trzech miesiącach służby w pułku Witkacy otrzymał awans na podporucznika, a wiosną następnego roku, także na wniosek Zankiewicza, został przyjęty do korpusu oficerów lejbgwardii, co oprócz wyższego żołdu, automatycznie gwarantowało mu awans o stopień wyżej przy przejściu z lejbgwardii do zwykłego pułku liniowego. Kolejnym awansem na porucznika został nagrodzony za udział w czterodniowych walkach Pawłowskiego Pułku nad Stochodem podczas drugiej fazy tzw. briusiłowskiej ofensywy na Wołyniu. Później – już po upadku caratu – za udział w tej bitwie otrzymał też Order Św. Anny IV klasy od Aleksandra Kiereńskiego.

T.L.: Jakim oficerem był Witkiewicz?

K.D.: Oceniając, jak odnalazł się Witkacy jako oficer, warto dostrzec więcej, niż tylko to, jak radził sobie z wojskową profesją i życiem w okopowych realiach. Nawet w najgorszych, najdramatyczniejszych warunkach, ważne jest jakim się jest człowiekiem. Jakim człowiekiem jest oficer będący na froncie w gruncie rzeczy panem życia i śmierci swoich żołnierzy? W książce przytaczam przykład praporszczyka Aleksandra Konge, młodego poety służącego na froncie razem z Witkacym. Nie dość, że był tchórzliwy to swoich żołnierzy traktował po zwierzęcemu, a oni odpłacali mu szczerą nienawiścią. Konge zginął podczas walk nad Stochodem. Mam głębokie przekonanie, że gdyby stało się inaczej i dożyłby do żołnierskiej rewolty w lutym 1917 r., żołnierze jego kompani zatłukliby go na śmierć, jak uczynili to z wieloma innymi oficerami.

Kasta lejbgwardyjskich oficerów obchodziła się z sołdackimi masami brutalnie i bezdusznie. Na ich tle Witkacy musiał być przybyszem z innej planety. Nie bił swoich żołnierzy po pysku, nie obrzucał obelgami, nie maltretował bezrozumnymi „musztrowkami”. Musieli go szanować i lubić. Już w Petersburgu po lutowej rewolucji 1917 r., w trakcie bezlitosnej żołnierskiej lustracji, Witkacy nie został wypędzony z pułkowych koszar, nie został aresztowany, a jego frontowi żołnierze wybrali go ponownie swoim oficerem.

REKLAMA

Czytelnicy Histmag.org: Jaki jest Pana pogląd na kwestię podjęcia przez Witkacego decyzji o zaciągnięciu się na ochotnika do carskiego wojska? Czy można z tego wnioskować, że Witkacy był rusofilem, czy też postąpił tak a nie inaczej dokonując wyboru mniejszego zła, usprawiedliwionego okolicznościami dziejowymi?

K.D.: Witkacy nie był rusofilem. Nie wybierał też żadnego mniejszego zła. Postanowił wziąć udział w wojnie z pobudek osobistych. Ich psychologicznym tłem było załamanie po samobójstwie narzeczonej Jadwigi Janczewskiej, o które się obwiniał. To odbierało mu chęć życia. Podczas podróży do Australii nie potrafił ani na moment uwolnić się od samobójczych myśli. Wiadomość o wybuchu wojny była dla niego impulsem do przezwyciężenia tego załamania, zrodziła potrzebę czynu i oddaliła przekonanie o bezsensie dalszej egzystencji. W jego życiu pojawił się jasny cel, który Witkacy jął realizować z żelazną konsekwencją. Był nim zamiar wzięcia czynnego udziału w wojnie.

Dlaczego wstąpił do carskiej armii? To samo pytanie można postawić wobec Władysława Andersa, który w 1914 r. poszedł na wojnę w szeregach carskiego pułku dragonów. Był rosyjskim poddanym i nie miał innego wyjścia.

Na kursie praporszczyków w Petersburgu razem z Witkacym przyuczał się do wojennego rzemiosła ochotnik Otton Laskowski, syn carobójcy Wacława Laskowskiego zesłanego na Sybir za udział w zamachu na cara Aleksandra II. I jak Witkacy walczył potem nad Stochodem w szeregach carskiej lejbgwardii przeciwko armii austro-węgierskiej i niemieckiej, której część stanowiły Legiony Józefa Piłsudskiego.

Od momentu wybuchu wojny do rosyjskich biur mobilizacyjnych zgłaszały się setki Polaków żyjących w carskim imperium. W carskiej armii służyło 700 tysięcy „wojskowych katolików” – jak określano Polaków – w tym 119 generałów i 20 tysięcy oficerów. Te liczby mogły być nawet wyższe.

Stanisław Ignacy Witkiewicz, Autoportret wielokrotny w lustrach , Petersburg, 1915–1917 (domena publiczna).

Czy wszyscy oni byli rusofilami? Trudno stosować dzisiejsze kalki pojęciowe do oceny postaw w tamtym czasie. Wybuch Wielkiej Wojny wzbudził w Polakach żyjących pod zaborami nadzieje na odbudowę niepodległej Polski. Na tych nadziejach grali zaborcy mamiąc Polaków swoimi obietnicami. Nie ma potrzeby przypisywać rusofilstwa tym, którzy liczyli na niepodległościowe koncesje ze strony carskiej Rosji, podobnie jak nie byli germanofilami ci, którzy liczyli na Wiedeń czy Berlin. To były rachuby polityczne, a ich fundamentem było marzenie o wolnej Polsce.

REKLAMA

Wywiad inspirowany książką Krzysztofa Dubińskiego „Wojna Witkacego, czyli kumboł w galifetach”:

Krzysztof Dubiński
„Wojna Witkacego, czyli kumboł w galifetach”
cena:
49,90 zł
Okładka:
twarda z obwolutą
Liczba stron:
312
Format:
150 x 235
ISBN:
978-83-244-0420-9
EAN:
9788324404209

T.L.: Czy mógł wybrać inaczej?

K.D.: Oczywiście wybór Witkacego nie jest do końca jasny. Być może wyruszył z Australii do Petersburga tylko dlatego, że jako poddany rosyjski nie mógł udać się do Austro-Węgier ? Z jego ówczesnej korespondencji wynika jednak, że nie podzielał legionowego entuzjazmu swego ojca, ani też jego zauroczenia akcją Józefa Piłsudskiego, z którym przecież był dość blisko spokrewniony. Może więc decydujące było tutaj jego przekonanie, że słuszność w tej wojnie leży po stronie Ententy. A trzeba pamiętać, że Rosja była częścią i jednym z filarów Ententy wspólnie z Anglią i Francją. Serca większości Polaków były chyba jednak po tej właśnie stronie. Dlatego wybór dokonany przez Józefa Piłsudskiego, by walczyć przeciwko Entencie nie budził początkowo entuzjazmu, a i później nie był odbierany jednoznacznie.

Więcej emocji zdaje się budzić pytanie, dlaczego Witkacy od razu po przybyciu do Rosji zdecydowany był wstąpić nie do zwykłego wojska lecz do lejbgwardii, która była wydzieloną elitarną formacją, niemal prywatnym wojskiem cara stanowiącym podporę samodzierżawia. Czy to mogłoby świadczyć, że tkwiły w nim jakieś zdecydowanie procarskie sympatie? Nic takiej hipotezy nie uzasadnia. Witkacolodzy twierdzą na ogół, że Witkacy trafił do lejbgwardii za sprawą Jałowieckich, swoich wpływowych petersburskich krewnych.

Ja zwracam jednak w książce uwagę na postać rosyjskiego naukowca Aleksandra Nieczajewa, z który Witkacy podróżował z Australii do Petersburga. Nieczajew pracował w carskim szkolnictwie wojskowym. Z pewnością potrafił przekonująco wyjaśnić Witkacemu, jakie różnice dzieliły fatalnie finansowaną i źle wyszkoloną rosyjską armię liniową od finansowo uprzywilejowanej i znacznie staranniej szkolonej carskiej gwardii przybocznej. W moim przekonaniu Nieczajew miał niewątpliwy udział w decyzji Witkacego o wyborze lejbgwardii

Czytelnicy Histmag.org: Gdzie i kiedy Witkacy mógł spotkać towarzysza Pieresmierdłowa?

K.D.: Towarzysz Pieresmierdłow patrzący na egzekucję mieńszewików to jedna z wielu prześmiewczych „min” Witkacego utrwalonych na fotografii. Takich Pieresmierdłowów musiał Witkacy spotykać wielu po rewolucji lutowej 1917 r. i po bolszewickim zamachu stanu nazwanym rewolucją październikową, a potem już w sowieckiej Rosji, nim zdołał ją opuścić latem 1918 r. Upadek caratu i narodziny bolszewizmu Witkacy oglądał z bliska, tkwiąc momentami w samym centrum wydarzeń i dotykając ich niemal bezpośrednio. Od sierpnia 1916 r. większość czasu spędzał w petersburskich koszarach swojego pułku, a to w nich właśnie rodziły się i rozgrywały najważniejsze akty tego historycznego dramatu.

REKLAMA
Autoportret Witkacego zatytułowany Towarzysz Pieresmierdłow patrzący na egzekucję mienszewików (domena publiczna).

Kompania frontowych rekonwalescentów Pawłowskiego Pułku, w której był oficerem, rozpoczęła w niedzielę 23 lutego rewolucję lutową. On sam najprawdopodobniej dowodził żołnierzami tej kompanii podczas trzydniowych walk ulicznych w Petersburgu, które doprowadziły do abdykacji cara. Żołnierze z Pawłowskich koszar jako jedni z pierwszych przeszli na stronę bolszewików i brali aktywny udział w kolejnych próbach bolszewickiego puczu – w kwietniowym tzw. marszu na pałac Maryjski oraz w lipcowym tzw. powstaniu pulemiotczikow zorganizowanym przez 1 Pułk Karabinów Maszynowych. Wiele wskazuje na to, że Witkacy także uczestniczył w jakiejś fazie tych wydarzeń.

Najprawdopodobniej z bliska, bo właśnie z Pawłowskich koszar obserwował trzeci, udany już październikowy zamach stanu bolszewików. W tych koszarach zainstalował się sztab zamachu, a żołnierze Witkacego zdobywali siedzibę rządu Aleksandra Kiereńskiego – Pałac Zimowy. Witkacy był wówczas urlopowany, ale większość czasu spędzał w koszarowym oficerskim kasynie. Zapewne, jak większość oficerów, biernie i bezradnie przyglądał się biegowi wydarzeń.

Po zdobyciu władzy przez ekipę Lenina do wojska już nie wrócił. Nie wiemy dokładnie, co robił przez następne miesiące. Wiadomo, że podróżował do Moskwy, brał udział w życiu kulturalnym Polaków mieszkających w Petersburgu, malował i pisał. Wokół zaś działy się rzeczy zdumiewające i przerażające. Stary carski porządek rozsypał się w proch, a na jego gruzach rodziła się jednakowo groteskowa i straszna czerwona dyktatura towarzyszy Pieresmierdłowów.

Wywiad inspirowany książką Krzysztofa Dubińskiego „Wojna Witkacego, czyli kumboł w galifetach”:

Krzysztof Dubiński
„Wojna Witkacego, czyli kumboł w galifetach”
cena:
49,90 zł
Okładka:
twarda z obwolutą
Liczba stron:
312
Format:
150 x 235
ISBN:
978-83-244-0420-9
EAN:
9788324404209

Czytelnicy Histmag.org: Wiele lat po doświadczeniach na froncie Witkacego, artysta spotkał się z innym twórcą-weteranem, okrutnie doświadczonym przez wojnę, czyli Władysławem Strzemińskim. Jak wiadomo z listów Witkiewicza do żony, spotkanie to nie przyniosło owocnych rezultatów, co więcej, dwaj plastycy kompletnie nie byli w stanie się porozumieć. Czy (hipotetycznie lub nie) wspomnienia wojenne obu Panów mogły mieć z tym coś wspólnego? Jak wiadomo, założyciel Firmy Portretowej nie omieszkał wspomnieć małżonce (z pewną nutką zazdrości) o odznaczeniach zdobytych przez Strzemińskiego. Możemy również spojrzeć na to szerzej: czy doświadczenie wojny Witkacego miało wpływ na jego późniejsze relacje w kręgach intelektualno-artystycznych?

REKLAMA

K.D.: Nie mam przekonania do hipotezy, że wojenne wspomnienia mogły w jakiś sposób zaważyć na relacjach Witkacy-Strzemiński. Nie wydaje mi się też, by Witkacy miał czego Strzemińskiemu zazdrościć, jeśli chodzi o frontowe doświadczenia czy też o wojskowe nagrody.

Władysław Strzemiński (domena publiczna).

Zapewne dzieliło ich podejście do profesji wojskowej. Strzemiński w 1914 r. myślał o zawodowej służbie wojskowej. W pierwszych miesiącach wojny już jako podporucznik pełnił służbę forteczną w twierdzy Osowiec, a potem podczas wielkiego odwrotu armii carskiej w maju 1915 r. został ciężko ranny. Utrata ręki, nogi i wzroku w jednym oku przekreśliła jego wojskowe plany. Dopiero wtedy rozpoczął studia artystyczne i poświęcił się sztuce.

Witkacy na wojnę poszedł z motywacji które przedstawiłem, ale o karierze wojskowej ani myślał i nie czuł się do niej stworzony. Nie sądzę też, aby jakieś istotne znaczenie miał fakt, że zasługi bojowe Strzemińskiego nagrodzono carskim orderem Św. Jerzego, a zasługi Witkacego – niższym rangą orderem Św. Anny.

Obaj artyści byli różnymi ludźmi, mieli odmienne, nad wyraz trudne charaktery. Po prostu – najwyraźniej nie było między nimi chemii.

Czytelnicy Histmag.org: Czy pobyt w carskiej armii i rewolucja październikowa wywarły wpływ na twórczość Stanisława Ignacego Witkiewicza?

K.D.: Dla całej generacji twórców i intelektualistów, którzy poznali grozę i piekło Wielkiej Wojny było to doświadczenie dojmujące, a dla wielu z nich – determinujące całą ich późniejszą postawę i twórczość. Taka właśnie przemiana stała się udziałem Witkacego.

Wszyscy witkacolodzy, biografowie, badacze, krytycy i znawcy jego twórczego dorobku dość zgodnie podkreślają, że czteroletni pobyt w Rosji, doświadczenie Wielkiej Wojny i rosyjskiej rewolucji to był najważniejszy okres w jego życiu. Można powiedzieć, że ten czas odcisnął piętno na całej jego twórczości literackiej. Odnajdujemy go w powieści „Pożegnanie jesieni”, w wielu dramatach, w teoretycznych pracach poświęconych sztuce, a także w setkach powiedzonek, anegdotek, dygresji zapisanych przez samego Witkacego, jak i zapamiętanych przez jego przyjaciół.

To rosyjskie przeżycia i doświadczenia stały się źródłem jego katastrofizmu. Niewątpliwie też miały swoje znaczenie w momencie, gdy na wiadomość o wkroczeniu bolszewików do Polski 17 września 1939 roku, podejmował swoją ostatnią decyzję o odebraniu sobie życia.

T.L.: Pierwsza wojna światowa wróciła ostatnio do polskiej świadomości historycznej. Czy pokazanie Wielkiej Wojny poprzez postać znanego twórcy pozwala spojrzeć na nią w inny niż dotychczas sposób?

REKLAMA

K.D.: Istotnie Wielka Wojna wciąż pozostaje w polskiej pamięci historycznej w cieniu II wojny światowej, choć była przecież od niej o wiele straszliwsza. Na dodatek naszą historiografię cechuje bardzo polonocentryczne nastawienie, co powoduje, że mamy dość nikłą wiedzę o innych wektorach ówczesnych wydarzeń historycznych. W piśmiennictwie dominuje obraz Wielkiej Wojny widziany z perspektywy niepodległościowych dążeń Józefa Piłsudskiego i czynu legionowego. Prowadzi to czasem do utraty racjonalnej miary faktów i wydarzeń.

Rysunek w prasie francuskiej przedstawiający jeńców austro-węgierskich wziętych do niewoli w czasie ofensywy Briusiłowa (domena publiczna).

Tak bywa na przykład przy opisie rosyjskiej ofensywy gen. Briusiłowa na Wołyniu wiosną i latem 1916 r. To była największa operacja militarna Wielkiej Wojny, uzgodniona podczas konferencji sztabów Ententy w Chantilly. Na odcinku frontu długości prawie 500 kilometrów do szturmu na potrójnie umocnione pozycje austro-węgierskie ruszyły jednocześnie cztery rosyjskie armie polowe – 40 dywizji piechoty i 15 dywizji kawalerii. W ciągu kilkunastu dni walk zginęło blisko 1,5 miliona żołnierzy, a ponad 400 tysięcy żołnierzy austriackich trafiło do niewoli. Generał Briusiłow – najwybitniejszy dowódca i strateg rosyjskiej armii – odniósł wielki strategiczny sukces. Nie tylko rozbił w pył wojska Austro-Węgier, wbijając ostatni gwóźdź do trumny wiedeńskiej monarchii, ale też zmusił Niemcy do wycofania spod Verdun sporej części sił i przerzucenia ich na wschód. Tego właśnie Anglia i Francja od Rosji oczekiwały.

Tymczasem my obraz tych niewiarygodnie krwawych zmagań na Wołyniu postrzegamy zazwyczaj przez pryzmat tak ważnych dla naszej tradycji wojskowej bohaterskich bojów Legionów pod Kostiuchnówką czy Rudką Miryńską, które stanowiły jednakże jedynie drobny fragment tej ogromnej operacji.

Brak właściwej miary spraw stał się źródłem „bratobójczej” legendy Witkacego, która powiada, że nad Stochodem Witkacy mógł być raniony pociskiem wystrzelonym przez legionową artylerię. Jakoś tak witkacologom zgrabnie się złożyło: ofensywa Briusiłowa, Wołyń, walki na Stochodem, po jednej stronie Legiony Polskie, po drugiej pułki rosyjskie, a w jednym z nich Witkacy. Bratobójcze starcie! Ale jak się sprawie przyjrzeć dokładnie, właśnie przez pryzmat losów samego Witkacego, to okazuje się, że tak być nie mogło, bo pułk Witkacego i Legiony walczyły na zupełnie innych odcinkach wielkiego wołyńskiego frontu i na dodatek w innym terminie.

Wielkie wydarzenia opisywane z perspektywy pojedynczego człowieka, bez względu na to, czy mamy do czynienia z wielkim twórcą, czy ze zwykłym żołnierzem, zawsze nabierają innej barwy. Czarno-białe schematy syntetycznych historyczno-wojskowych uogólnień ustępują miejsca dziesiątkom barw, odcieni i wrażeń, pozwalającym smakować tworzącą się historię w jej najdrobniejszych szczegółach i kęsach. Ja lubię to najbardziej.

W wywiadzie wykorzystano pytania nadesłane przez naszych czytelników w ramach konkursu „Zadaj pytanie Krzysztofowi Dubińskiemu”. Autorami pytań są: Zenon Purta, Maciej Tomaszek, Julia Harasimowicz, Sebastian Szymański

Wywiad inspirowany książką Krzysztofa Dubińskiego „Wojna Witkacego, czyli kumboł w galifetach”:

Krzysztof Dubiński
„Wojna Witkacego, czyli kumboł w galifetach”
cena:
49,90 zł
Okładka:
twarda z obwolutą
Liczba stron:
312
Format:
150 x 235
ISBN:
978-83-244-0420-9
EAN:
9788324404209
REKLAMA
Komentarze

O autorze
Tomasz Leszkowicz
Doktor historii, absolwent Uniwersytetu Warszawskiego. Publicysta Histmag.org, redakcji merytorycznej portalu w l. 2006-2021, redaktor naczelny Histmag.org od grudnia 2014 roku do lipca 2017 roku. Specjalizuje się w historii dwudziestego wieku (ze szczególnym uwzględnieniem PRL), interesuje się także społeczno-polityczną historią wojska. Z uwagą śledzi zagadnienia związane z pamięcią i tzw. polityką historyczną (dawniej i dziś). Autor artykułów w czasopismach naukowych i popularnych. W czasie wolnym gra w gry z serii Europa Universalis, słucha starego rocka i ogląda seriale.

Wszystkie teksty autora

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści. Za darmo.
Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2023 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone