Pomoc z doczepioną metką. Rozmowa z dr hab. Michałem Leśniewskim
Zobacz też : W drodze do apartheidu. Historia Afryki Południowej w wielkim skrócie (cz. 1)
Tomasz Leszkowicz: Jak Pan sądzi, dlaczego Mistrzostwa Świata odbywają się właśnie w RPA a nie w innym kraju afrykańskim?
Michał Leśniewski: Dla mnie sprawa jest prosta: to kwestia ideologii i przygotowania infrastruktury. Ideologii, gdyż chodziło o kraj tak zwanej Czarnej Afryki, co wykluczało na wstępie Afrykę Północną. Oczywiście potencjalnie w Afryce jest jeszcze kilka krajów, które podołałyby organizacji mistrzostw (np. Nigeria), ale RPA ma najlepiej rozbudowaną infrastrukturę komunikacyjną, bazę hotelową i najbardziej zdywersyfikowaną gospodarkę. Było wiec jasne, że bez większej pomocy z zewnątrz jest w stanie przygotować boiska i zaplecze dla nich.
Dla samego RPA, gdzie, zwłaszcza wśród ludności afrykańskiej, piłka nożna jest niezwykle popularna, organizacja mistrzostw ma przede wszystkim znaczenie prestiżowe. Warto jednak dodać, że władze RPA i tamtejszy biznes liczą, że unowocześnienie i rozbudowa bazy hotelowo-komunikacyjnej zaowocuje dalszym rozwojem turystyki, którą traktuje się jak jedno z kół zamachowych gospodarki RPA.
T.L.: Przejdźmy do historii RPA. Jaką funkcję w systemie imperium brytyjskiego pełnił Związek Południowej Afryki?
M.L.: Standardowo powiem, że to trudne pytanie. Związek był dla Imperium tyleż ważnym partnerem co i kłopotem. Ważnym ze względu na położenie strategiczne i znaczenie gospodarcze. Zacznijmy od położenia strategicznego. Mimo wybudowania Kanału Sueskiego droga dookoła Afryki zachowała swoje znaczenie strategiczne, zwłaszcza w okresach wojen. Tymczasem to Kapsztad i Durban są kluczowymi portami na tej trasie. Dzięki przynależności Związku do Imperium Wielka Brytania kontrolowała ten szlak morski. Nie przypadkiem jedna z kluczowych brytyjskich baz morskich znajdowała się w Simonstown nieopodal Kapsztadu (ob. to przedmieścia tego miasta).
Lojalność tego dominum (związek od powstania w 1910 roku miał status dominium), choćby trudna lojalność, miała też inne zalety. Jego siły zbrojne były ważnym elementem trzymania w szachu przeciwników. Przekonano się o tym w czasie obu wojen światowych. W czasie pierwszej to wojska Związku zajęły Niemiecką Afrykę Południowo-Zachodnią (ob. Namibia). Jego dowódcy i siły odgrywały kluczową role w kampanii w Afryce Wschodniej. W czasie drugiej siły Związku odegrały ważną rolę w kampanii w Afryce Północno-Wschodniej (w 1940 roku), w walkach w Afryce Północnej, czy w inwazji Madagaskaru.
Wreszcie ważną rolę odgrywali ugodowi politycy afrykanerscy, jak Louis Botha, czy tym bardziej Jan Smuts. Ten drugi, jeszcze w czasie I wojny światowej urósł do roli czołowego polityka imperialnego. Odegrał kluczowa rolę w ukształtowaniu Ligi Narodów. W czasie drugiej wojny światowej należał do grona bliskich współpracowników Churchilla. Mało kto wie, że był pomysł, by w przypadku śmierci Churchilla, został premierem Wielkiej Brytanii. W 1945 roku Smuts był też jednym z autorów Karty Narodów Zjednoczonych
Gospodarka to przede wszystkim surowce. Oczywiście złoto i diamenty najbardziej kojarzą się nam z Afryka Południową, ale to nie tylko one. Powszechnie wiadomo, ze obecna RPA to jeden z terenów najbardziej zasobnych w surowce mineralne. Warto tez pamiętać, że co najmniej do lat trzydziestych poprzedniego stulecia złoto było podstawą obliczania wartości praktycznie wszystkich ówczesnych walut, więc kontrola nad jednym z głównych źródeł wydobycia złota była czymś ważnym dla stabilności światowych finansów.
Z drugiej strony Związek był kłopotliwym dominium. I nie chodzi nawet o burskie powstanie z 1914 i początku 1915 roku. Większe znaczenie miała postawa południowoafrykańskich polityków. Scena polityczna była bowiem zdominowana przez Afrykanerów i nawet zwolennicy bliskiej współpracy z Imperium, tacy jak Smuts byli zwolennikami transformacji Imperium w Brytyjską Wspólnotę Narodów, w której dominia miałyby status partnerów Wielkiej Brytanii. Tymczasem politycy Partii Narodowej Jamesa B.M. Hertzoga szli jeszcze dalej, domagając się dla dominiów możliwie największej autonomii i samodzielności także na arenie międzynarodowej, choć większość z nich widziała korzyści w zachowywaniu związku z Wielką Brytanią. Dlatego pomoc południowoafrykańska dla metropolii bardzo często miała doczepioną metkę z konkretnymi żądaniami. Wielka Brytania nie mogła liczyć na tego typu lojalność ZPA, jak w przypadku innych dominiów, zwłaszcza Australii i Nowej Zelandii.
W ogóle we wzajemnych relacjach brytyjsko-afrykanerskich było bardzo wiele dwoistości. Z jednej strony wiele niechęci wynikających z historycznych zaszłości (przede wszystkim wojny burskiej) i faktu ekonomicznej dominacji brytyjskiej części populacji ZPA. Z drugiej było jednak poczucie silnych związków. Warto pamiętać, ze znaczna część afrykanerskich elit była jednak kształcona na brytyjskich uczelniach i obie grupy łączyły liczne związki towarzyskie.
T.L.: Właśnie - nasze myślenie o RPA kształtuje głównie apartheid. A jak w XX wieku, już po wojnach burskich układały się stosunki pomiędzy Afrykanerami a osadnikami przybyłym później?
M.L.: Były pełne nieufności. Pojedynczy Afrykanerzy są miłymi i gościnnymi ludźmi, których gościnność jest niekiedy podobna do naszej. To nie zmienia faktu, ze obcych w ich masie traktują z nieufnością. Afrykanerzy jako społeczeństwo mają wiele kompleksów, zwłaszcza wobec Brytyjczyków. Warto pamiętać, że do 1948 roku jednym z głównych problemów Afrykanerów, jako społeczności, była bieda. Według najbardziej pesymistycznych danych niemal 60% Afrykanerów na początku lat dwudziestych zaliczała się do kategorii biednych białych (tzw. Poor Whites). Afrykanerzy z trudem dostosowywali się do ekonomii po rewolucji górniczej (tzw. Mining Revolution - w Afryce Południowej mówi się o rewolucji górniczej nie przemysłowej). Istniały olbrzymie dysproporcje zamożności, które w dużym stopniu pokrywały się z różnicami narodowymi. Społeczność anglojęzyczna była znacznie zamożniejsza od Afrykanerów. Dlatego, o czym warto pamiętać, przez długi czas Partia Narodowa miała przede wszystkim charakter antybrytyjski i socjalny. Nawet po przejęciu władzy miała silne skłonności etatystyczne i socjalne. Jej głównym celem było społeczne i ekonomiczne podniesieni Afrykanerów.
Kiedy się patrzy na Apartheid warto pamiętać, że głównym celem systemu było zagwarantowanie Afrykanerom jak najlepszych warunków awansu i rozwoju społecznego, ekonomicznego i kulturowego. U źródeł Apartheidu stoi bowiem nacjonalizm, a nie rasizm, wszystko było podporządkowane chęci zapewnienia awansu społeczności afrykanerskiej. Państwo było postrzegane jako własność Afrykanerów i jako instytucja służącą przede wszystkim ich interesom. To prowadziło do rasizmu, ale także do nieufności wobec obcych. Zaczęło się od Brytyjczyków i ich dominacji w szeregu sektorów gospodarki, ale dotyczyło tez innych napływowych grup. Choćby z tego względu, że większość imigrantów raczej asymilowała się z grupą anglojęzyczną niż z Afrykanerami. Dlatego, co może zaskakiwać, przez całe lata Apartheidu RPA uprawiała bardzo ostrożną politykę imigracyjna, stawiając na napływ potrzebnych specjalistów różnych dziedzin gospodarki, a nie na masowy napływ Europejczyków.
T.L.: Czy poza kwestią stosunku do czarnej ludności RPA przeżywało w XX w. jeszcze jakieś wielkie konflikty i problemy?
M.L.: Owszem, zwłaszcza w okresie międzywojennym. Przede wszystkim były to konflikty społeczne. Wyżej wspominałem, ze gros Afrykanerów należała do uboższych warstw społeczeństwa. Jednak w ogóle trzeba podkreślić, że cechą charakterystyczna struktury gospodarczej Związku było silne rozwarstwienie. Gospodarka była zdominowana przez wielkie koncerny górnicze, które kontrolowały gro gospodarki w ogóle. Silnie reglamentowany był rynek pracy. W efekcie okres między 1910 a 1924 rokiem to okres potężnych konfliktów społecznych, zwłaszcza w Witwatersrandzie (ob. Gauteng). W tle tego konfliktu stał spór między wielkimi korporacjami, które wspierały ideę dopuszczenia ludności kolorowej do wyżej wykwalifikowanych zawodów, licząc na obniżenie kosztów robocizny. Z kolei wykwalifikowani robotnicy, głownie brytyjskiego pochodzenia, domagali się reglamentacji dostępu do tych zawodów. Do tego dochodzili Afrykanerzy, mający utrudniony dostęp do zawodów wymagających wyższych kwalifikacji i domagający się wprowadzenia pensji minimalnych dla robotników niewykwalifikowanych, by móc skuteczniej konkurować na rynku pracy z kolorowymi.
Apogeum tego konfliktu był wielki strajk na Witwatersrandzie w 1922 roku, który przekształcił się faktycznie w rebelie białych robotników przeciw koncernom i nieuczciwej ich zdaniem konkurencji ze strony Afrykanów. Robotnicy zorganizowani w komanda, na wzór tych z okresu wojny burskiej, opanowali na pewien czas większość Witwatersrandu. Co charakterystyczne, część z nich występowała pod czerwonymi sztandarami z napisem Proletariusze wszystkich krajów łączcie się w obronie białej Południowej Afryki. Ostatecznie rząd stłumił bunt przy pomocy armii i użyciu lotnictwa i samochodów pancernych.
Potem zaś nowy rząd Partii Narodowej i Partii Pracy doprowadził do ugody pomiędzy korporacjami i białymi robotnikami. Ostatecznie dynamiczny rozwój gospodarczy okresu drugiej wojny światowej i po niej zakończył konflikty społeczne w obrębie białej społeczności.
T.L.: Jaką rolę odgrywało RPA w Afryce po drugiej wojnie światowej, szczególnie w okresie dekolonizacji?
M.L.: Należałoby wydzielić zasadniczo trzy okresy. Do początku lat sześćdziesiątych, do końca lat siedemdziesiątych i do 1994 roku. W pierwszym okresie, który kończy się ze śmiercią Hendrika Verwoerda, dekolonizacja była na dalekim marginesie zainteresowania władz Związku, a sam Związek w dużej mierze był odwrócony plecami do Afryki. Owszem były pomysły poszerzenia granic Związku o ówczesną Rodezję (zwł. ob. Zimbabwe) i Beczuanaland (ob. Botswana), ale zdawano sobie sprawę z ich nierealności, tym bardziej, ze Wielka Brytania forsowała wówczas koncepcję Federacji Afryki Centralnej obejmującej dzisiejsze Zimbabwe, Zambię i Malawi. W Pretorii patrzono na tę inicjatywę z nieufnością, jako przejaw brytyjskich dążeń do hegemonii w regionie. Należy zresztą podkreślić, że w tej części Afryki ruchy wyzwoleńcze były zdecydowanie słabsze, a pozycja Wielkiej Brytanii i Portugalii wydawała się niezachwiana.
W samym Związku Partia Narodowa zajęta była umacnianiem swojej pozycji w państwie. Warto pamiętać, ze budowa systemu apartheidu i umacnianie pozycji Partii Narodowej trwało niemal dekadę. Tak naprawdę Pretoria była zadowolona z stabilności sytuacji w regionie. Jedynie w przypadku Namibii i jej statusu miała problemy, ale nie tyle z lokalną opozycją, ciągle bardzo słabą, co postawą ONZ, które nie chciało uznać aneksji Namibii do Związku.
Sytuacja zaczęła się zmieniać na początku lat sześćdziesiątych. Kluczowe znaczenia miały w tym wypadku cztery czynniki. Pierwszym była tak zwana masakra w Sharpville z 21 marca 1960 roku, w której zginęło 69 osób, która była wodą na młyn krytyków Związku i jego polityki i która popsuła jego wizerunek w świecie. Drugim elementem było przekształcenie Związku w Republikę Południowej Afryki i wstąpienie z Brytyjskiej Wspólnoty Narodów w 1961 roku. Od tej pory RPA będzie zupełnie samodzielnie budować swoją pozycje w świecie. Lata 1960-1961 to apogeum dekolonizacji, przed władzami w Pretorii staje problem jak ustosunkować się do nowej rzeczywistości. I wreszcie w 1966 roku zginął w zamachu premier Hendrik Verwoerd, który uznawał, że RPA powinno się koncentrować na polityce regionalnej, tymczasem dekolonizacja niemal nie dotknęła tego regionu. Wprawdzie w 1964 roku niepodległość uzyskała Zambia, ale było to ciągle z dala od granic republiki. W 1966 niepodległość uzyskały Botswana i Lesotho, ale oba kraje były silnie gospodarczo uzależnione od RPA, wiec nie traktowano ich niepodległości jako zagrożenia.
Nowy premier Balthazar J. Vorster rozumiał, że RPA musi zaakceptować fakty dokonane. Z jednej strony władze w Pretorii były zadowolone, że portugalskie kolonie (Mozambik i Angola) oraz Rodezja Iana Smitha stanowią dla RPA bufor, chroniący państwo prze napływem idei panafrykańskich. Z drugiej jednak, zaczął on prowadzić politykę uznawania kolejnych państw afrykańskich i nawiązywania z nimi stosunków dyplomatycznych. Charakterystyczna dla pewnego dualizmu postaw ówczesnej RPA była polityka wobec Rodezji. Faktycznie i w deklaracjach rząd Vorstera udzielał Ianowi Smithowi daleko idącego wsparcia, ale formalnie nigdy nie uznał tego rządu, nie chcąc psuć swoich stosunków z USA i Wielką Brytania, a także z krajami afrykańskimi. Co więcej w latach siedemdziesiątych RPA naciskała na rząd Smitha by wypracował jakiś model porozumienia z umiarkowanymi ugrupowaniami afrykańskimi (bp. Abel Muzorewa).
W tym czasie RPA wystąpiło tez z szeregiem programów pomocy gospodarczej dla krajów afrykańskich. Swoistym przykładem dobrej woli współistnienia był szeroki pakiet pomocy dla Malawi.
Sytuację zmieniły ponownie dwa dramatyczne wydarzenia: w 1975 roku rewolucja goździków w Portugalii i w 1976 rebelia w Soweto. Pierwsze wydarzenie zmieniło sytuację geopolityczna RPA, z dnia na dzień zniknął bufor oddzielający RPA od reszty Afryki. Wydarzenia w Soweto zaś przypieczętowały obraz RPA jako państwa policyjnego używającego przemocy wobec własnej ludności. Do tego dołączył się kryzys gospodarczy, z którego RPA nie wydobyło się w pełni aż do 1994 roku.
W efekcie z jednej strony kontynuowano politykę dobrej woli, wspierając porozumienia w Rodezji/Zimbabwe, czy godząc się w 1978 na kompromis w Namibii, gdzie dopuszczono do współudziału we władzy umiarkowane ugrupowania afrykańskie. W sferze propagandowej podkreślano status Afrykanerów jako białego narodu Afryki. Z drugiej strony RPA zaangażowała się bezpośrednio w wojny domowe w Angolii i Mozambiku, co siłą rzeczy pogarszało jego relacje z krajami afrykańskimi.
Należy jednak pamiętać, że w samym regionie południowej Afryki tak zwane kraje frontowe pozostawały silnie uzależnione od RPA. W efekcie ich ataki na reżim apartheidu rzadko wychodziło poza sferę werbalną. Sam reżim zaś zdawał sobie sprawę, że musi godzić się z otaczająca go rzeczywistością. Zresztą doświadczenia Namibii i Zimbabwe były też traktowane jako swoisty test możliwości dojścia do jakiegoś porozumienia z Afrykańskim Kongresem Narodowym.
T.L: Jak dziś wygląda polityka historyczna w RPA? Do jakich tradycji państwo chce się odwoływać?
M.L.: Trudno w tym wypadku udzielić jednoznacznej odpowiedzi. Po pierwsze wiele w tym wszystkim ideologii, a jeszcze więcej poszukiwań drogi. Przy czym trzeba tutaj oddzielić rozliczenie z okresem apartheidu od ogólnego podejścia do własnej przeszłości i tradycji, do których chciałoby się odwoływać.
Jeżeli chodzi o samo rozliczenie z apartheidem, to należy uznać, przy wszystkich wątpliwościach, że Komisja Prawdy i Pojednania zdała egzamin. Udało się w dużej mierze uniknąć nagonki na przedstawicieli dawnego reżimu i wrażenia sądu kapturowego. Ważnym elementem była koncentracja na elemencie pojednania i fakt, ze Komisja nie miała uprawnień sądowych, poza prawem do amnestionowania (w wybranych wypadkach), a wreszcie to, że nie ograniczała się jedynie do przestępstw popełnionych przez przedstawicieli władzy, ale także tych popełnionych przez organizacje afrykańskie w tym ANC. W ostatecznym raporcie Komisja potępiła tak postępowanie władz Republiki w okresie apartheidu, jak i działania organizacji opozycyjnych.
Większym problem jest wizja polityki historycznej. Wynika to tak z kwestii ideologicznych jak i specyfiki historii RPA. Próbowano przez długi czas realizować wizje tak zwanego tęczowego narodu, ale okazała się ona pustym frazesem, który wyglądał dobrze jedynie na papierze. Liczne napięcia wewnętrzne, miedzy Xhosa i Zulusami, między Xhosa i Koloredami, między grupami rasowymi skutecznie hamowały wizje jednego wielokolorowego szczęśliwego narodu. Tym bardziej, że sytuacja gospodarcza RPA, choć stabilna, jest trudna. Mówimy o niemal 30% skali bezrobocia, problemie AIDS i wysokiej przestępczości (szczęśliwie w dużej mierze zregionalizowanej).
Co więcej w przypadku RPA trudno o wyraziste linie podziałów. To kraj jedenastu urzędowych języków. To może nas dziwić, ale z drugiej strony oddaje etniczną i historyczną złożoność tego kraju. I do tej wielości odwołują się władze. Można oczywiście zanotować, iż ostatni kładzie się większy nacisk na dzieje ludów afrykańskich, tyle, ze w okresie apartheidu ta część historiografii była zaniedbana, wiec można mówić o pewnym przywróceniu proporcji. Zresztą gros rewizjonistów to wcale nie są historycy afrykańscy, ale biali, głownie anglojęzyczni. To z tego środowiska wychodzą nurty badawcze kwestionujące Difaqane (migracje Afrykanów w czterech pierwszych dekadach XIX wieku) jak i Wielki Trek. Jednocześnie warto podkreślić, że w czasie, kiedy obchodzono stulecie wojny burskiej, rząd ANC z chęcią odwoływał się do tradycji tamtej wojny, jako wojny o charakterze niepodległościowym.
Nie były to tylko ukłony w stronę Afrykanerów, ale tez świadomość specyfiki. W przypadku RPA nie ma jasnego podziału kolonizatorzy i kolonizowani, większość ludzi akceptuje fakt, że Afrykanerzy są w jakiejś mierze tutejsi, że stanowią stały element etnicznej mozaiki tego państwa, a biorąc pod uwagę, iż liczą ok. 3 mln osób, jest to grupa wystarczająco duża by się z nią liczyć. Co więcej z historycznego punktu widzenia są zarówno kolonizatorami, jak i kolonizowanymi. A kiedy mówimy o Afrykanerach, to w grę wchodzą także brązowi Afrykanerzy, jak niekiedy nazywa się Koloredów, a dokładniej część z nich.
Trudno też odrzucić brytyjska schedę, choćby dlatego, że język angielski jest najważniejszym językiem urzędowym, a co więcej gros instytucji, zwłaszcza o charakterze prawnym, wywodzi się z tradycji brytyjskiej. Wreszcie sama wielość ludów afrykańskich. W RPA nie mamy jednej ilościowo dominującej grupy afrykańskiej. Najliczniejsi są Zulusi, ale przy liczebności 10-11 mln. stanowią 20% całości populacji wobec 8 mln Xhosa (ok. 16% populacji). Żadna z grup etnicznych nie jest na tyle liczna by samodzielnie rządzić. Jednocześnie tak języki, jak i tradycje kulturowo-historyczne są bardzo odmienne.
W efekcie trudno o jednolitą politykę historyczną i wyraźne odwoływanie się do jednej tradycji państwowej, co obecnie jest chyba najlepszą ochroną przed marginalizowaniem czyichkolwiek doświadczeń historycznych. Niemałe znaczenie ma także fakt, że RPA ma kilka wysokiej klasy uniwersytetów (Kapsztad, Stellenbosch, Bloemfontein, Grahamstown, UNISA, Pietermaritzburg), które są ciągle żywymi ośrodkami studiów historycznych i których badacze utrzymują bliskie kontakty z nauką światową. To, co obserwujemy to raczej regionalizacja studiów historycznych.
Mistrzostwa Świata w piłce nożnej w RPA:
- Od Urugwaju do RPA. Historia piłkarskich mistrzostw świata
- W drodze do apartheidu. Historia Afryki Południowej w wielkim skrócie (cz. 1)
- Apartheid: Apogeum i upadek. Historia Afryki Południowej w wielkim skrócie (cz. 2)
Zobacz też:
- Na szerokich wodach polityki światowej. Niemiecki kolonializm w Południowej Afryce
- Kampania w niemieckiej Afryce Południowo–Zachodniej 1914–1915 (cz. I)
- Kampania w niemieckiej Afryce Południowo–Zachodniej 1914–1915 (cz. II)
- Kampania w niemieckiej Afryce Południowo–Zachodniej 1914–1915 (cz. III)
- Odkupuje nas tylko idea
- Obama: dość zwalania winy na kolonializm
- Wywiady z innymi naukowcami:
- To jest wielkie święto historii! Rozmowa z prof. dr. hab. Krzysztofem Mikulskim
- Historia nie tylko tragiczna – wywiad z dr. Siarhiejem Tokciem
- Historia ma odpowiadać na pytania współczesności! – rozmowa z prof. dr. hab. Andrzejem Chwalbą
- Rosja jest biegunem pozbawionym magnetyzmu – wywiad z dr. Sławomirem Dębskim
- Każdy ma własną pamięć – wywiad z prof. Andrzejem Paczkowskim
- Niezwykły mit zwycięstwa. Rozmowa z prof. dr. hab. Stanisławem Nicieją
- „Do senatorów strzelać nie będziemy”. Rozmowa z prof. Jolantą Choińską-Miką
- W niezmienionym kształcie wydaje się tylko „Pismo święte”. Wywiad z prof. Januszem Tazbirem
- „Matura z historii to nie teleturniej Wielka Gra”. Rozmowa z prof. Jolantą Choińską-Miką
- Ryszard Terlecki: 9 maja to sowieckie święto
- Jest inna rzeczywistość, która także istniała. Wywiad z prof. Andrzejem Paczkowskim
- O PRL-u? Odważnie i bez nudy! Rozmowa z prof. Antonim Dudkiem